39. Miłość i gluty w Wielkiej Sali

3.7K 294 518
                                    

Kolejne złe rzeczy — pomyślała Elsa, gdy pojawiła się sowa z nowym numerem „Proroka".

Dziewczyna nie musiała szukać pieniędzy — zapłaciła z góry za półroczną prenumeratę. Chociaż coraz częściej myślała, że lepiej by było, gdyby jej nie zamówiła. Ostatnio czytanie gazet bardziej ją przygnębiało, niż dawało przyjemność — mimo to lektura zawsze ją ciekawiła. Artykuły skupiały się wyłącznie na złych rzeczach, w większości mocniej lub słabiej powiązanych z Mrokiem. Nieprzyjemnie było dowiadywać się, że dementorzy kogoś zaatakowali, że napadnięto kogoś w ciemnym zaułku albo że cielesne formy koszmarów pojawiły się w czyimś domu.

Ptasi listonosz odleciał czym prędzej. Odłożyła gazetę na bok, przynajmniej na razie. Jeszcze nie skończyła czytać listu od rodziców.

— Mogę? — zapytał Jack, już biorąc jej „Proroka" w dłonie.

Wzruszyła obojętnie ramionami w odpowiedzi. Uśmiechnął się szybko, zabierając gazetę.

Wczytała się w to, co napisali rodzice. Opowiedzieli krótko o tym, co dzieje się w domu. Skrzat Świecidełko zachorował — na szczęście, na łatwą do wyleczenia chorobę. Nie chce leżeć w łóżku, tylko pragnie pomagać. Tata ma dużo pracy. Wprowadzono nowe procedury sprawdzania kosztowności przyniesionych do banku. Z góry zakłada się, że wszystko jest niebezpieczne — każdy przedmiot musi zostać sprawdzony, a na końcu osobiście przez niego uznany za niegroźny. Istne urwanie głowy jak napisał pan Vintersen. Poza tym — przede wszystkim — martwili się o nią i Annę. Znowu pytali, czy daje sobie jakoś radę i jak funkcjonuje ze swoją mocą. Czy ona lub Anna doświadczyły jakichś nieprzyjemności? Czy powinni zainterweniować? Czy ma kogoś, kto ją wspiera? Na końcu zapewnili, że bardzo się o nią martwią. Zaraz poniżej napisali krótkie, ale dla niej bardzo ważne: Kochamy Cię.

— I co napisali? — zapytał Jack, składając gazetę zrezygnowany. Widocznie to, co przeczytał albo mu się nie spodobało, albo po prostu go nie zainteresowało.

— To, co zwykle. Martwią się o mnie i Annę. — odpowiedziała Elsa. — A tam? Warto zaglądać do „Proroka"?

Jack zastanowił się.

— Nic ciekawego — powiedział.

— Może to i lepiej.

— Ani złych, ani dobrych wiadomości — wtrącił Czkawka siedzący naprzeciw nich. W rękach trzymał swój egzemplarz i przegryzał Fasolki Wszystkich Smaków. — Jest jakiś artykuł o przydatnych zaklęciach, które każdy powinien znać, coś o naszej szkole — że wprowadzono te dodatkowe zajęcia, że pomocne, że efektywne... — bla, bla, bla... nieco o jakimś czarodzieju, który pracuje nad eliksirem na głupotę...

— Serio? — parsknął Jack.

— Na urodziny kupię ci cały zapas — zapewnił Czkawka. Jack zrobił urażoną minę, ale Krukon nie pozwolił sobie przerwać. — Co nieco o budowie nowego oddziału Gringotta. Hm... są te same ogłoszenia w rubryce zaginionych, ci sami poszukiwani... w sumie tyle. I reklamy. Oczywiście, mnóstwo reklam.

— Właśnie streściłeś jej całą gazetę — zauważył Jack. — Tak się nie robi. Na to powinno być jakieś specjalne słowo.

Rzucił gazetę na stół. Elsa dostrzegła na tylnej stronie reklamy, o których mówił Czkawka. Zwróciła uwagę na jedną z nich — tę promującą sklep pani Taxos. Smutna, wysuszona jak rodzynek staruszka na ilustracji smarowała twarz jakimś mazidłem. Nagle młodniała i piękniała tak, że mogłaby wystąpić w konkursie Miss quidditcha. Gdy już była ślicznotką, mrugała zalotnie i pojawiały się wokół niej napisy z dokładną nazwą i lokalizacją lokalu, gdzie można zakupić te kosmetyczne cuda.

Hogwart skuty lodem − Jelsa fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz