32. Wiwat, Król Mazgajów! Wiwat, Strażniczka Regulaminu!

4.3K 338 149
                                    

Kiedyś Jack podczas zajęć z profesorem Bulstrode'em dodał złe składniki do eliksiru i substancja przeżarła kociołek. Zirytowany nauczyciel zapytał wtedy: Frost, czy myślenie boli? Chłopak odpowiedział pierwsze, co przyszło mu na myśl: A co, nigdy pan nie próbował? Zarobił wtedy ponad miesięczny, wyjątkowo nieprzyjemny, uciążliwy szlaban. Jednak teraz, gdyby zadano mu podobne pytanie, powiedziałby szczerze, bez cienia ironii, że myślenie bardzo boli.

Nienawidził tego, jak się czuł, czyli żałośnie i słabo. Był zmęczony i ospały, ale po maratonie niesamowicie realistycznych koszmarów postanowił, że nie zmruży oka. Nieznośnie bolało go całe ciało, szczególnie zraniona noga i ramię. Najgorsze okazało się jednak łupanie w głowie nasilające się, ilekroć chłopak wytężał umysł, próbując ogarnąć chaos myśli. Miał wrażenie, jakby Irytek bawił się, waląc go młotkiem po czaszce.

— To tutaj. — Usłyszał głos pani Kelly.

Pojawiła się przy jego łóżku, a zaraz za nią nieznajoma kobieta niosąca tacę z niewielkim kociołkiem, którego zawartość bulgotała; leczniczymi miksturami; mocno pachnącymi ziołami i innymi medycznymi substancjami. Chłopak odniósł wrażenie, że ta obca osoba kogoś mu przypomina, chociaż był pewien, że nigdy przedtem jej nie widział. Nosiła szaty magomedyka ze szpitala świętego Munga, z obszernych kieszeni wystawały najróżniejsze mieszadełka i przyrządy do warzenia eliksirów. Część długich, brązowych włosów zebrała z tyłu głowy, resztę zostawiła rozpuszczoną. Twarz miała pogodną, jej zielone oczy iskrzyły radośnie.

Kobieta dopracowywała miksturę znajdującą się w kociołku. Mieszała mieszadełkami, siekała, cięła, zgniatała magiczne rośliny w błyskawicznym tempie. Z naczynia buchał różnokolorowy dym, unosiła para, sypały się iskry. Jack nie potrafił pojąć, jak umiała bez większego zastanowienia, a jednocześnie z niezwykłą zręcznością, tworzyć magiczny napój.

Jednak jego myśli zaprzątało co innego. Miał sprawy poważniejsze niż zastanawianie się, jak możliwe jest rozumienie eliksirów.

— Proszę pani — zwrócił się do pani Kelly — może dałaby mi pani coś na wzmocnienie? Wtedy szybko załatwię moje sprawy i od razu wrócę do łóżka...

— Kategorycznie nie pozwalam. Powinieneś teraz odpoczywać — odparła sucho pielęgniarka szkolna.

— Niech pani się zlituje — jęknął przygnębiony. — Tylko dowiem się, co się stało... co się teraz dzieje. Obiecuję, że poddam się wszystkim zabiegom bez jakiegokolwiek gadania!

Pani Kelly uniosła brwi. Propozycja chłopaka nie wydała się jej ani trochę kusząca.

Odkąd przebudził się, usilnie starał rozeznać się w sytuacji. Z trudem odtwarzał wspomnienia z trzeciego zadania Turnieju Trójmagicznego.

Wkroczyli na arenę — to pamiętał dobrze. Zmieniono w świstoklik chorągiewkę, która miała zapewnić zwycięstwo. Wylądowali z Elsą w labiryncie ciemnych korytarzy i jaskiń, gdzie roiło się od dementorów, dłoni-wodorostów i innych potworów. Niejednokrotnie ocierali się o śmierć. Przyczynili się do powstania okrutnego czarnoksiężnika, prawda? Chłopak był owładnięty przez koszmary, poważnie się poranił, torturowano go.

Jack nie wiedział, czy niektóre rzeczy, które majaczyły mu w pamięci, wydarzyły się naprawdę. Wielu z nich nie mógł zrozumieć. Miał nadzieję, że ktokolwiek pomoże mu ogarnąć bałagan faktów. Nie potrafił odpocząć zgodnie z zaleceniami magomedyków, dopóki w jego głowie kłębiło się tyle pytań.

Najpilniejszą sprawą było to, dlaczego nie ma kontaktu z Elsą. Wolałby usłyszeć cokolwiek więcej niż ciągle powtarzane zdanie: wszystko z nią w porządku. Nie wierzył, że to prawda. Gdyby czuła się dobrze, zobaczyliby się od razu! Pragnął dowiedzieć się więcej o Mroku. Czy to możliwe, że on, postać z baśni czarodziejów, powrócił? Czy udało się go przyskrzynić? Może jest na wolności? Jack zadrżał na samą myśl, że czarnoksiężnik panoszy się po świecie.

Hogwart skuty lodem − Jelsa fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz