Rozdział 20

3.9K 188 8
                                    

*Mia*

      Nie mogłam w to wszystko uwierzyć albo raczej nie chciałam. Na tej kolacji, dopiero zdałam sobie sprawę z tego, że tak właściwie nic o sobie nie wiemy. Kłamał, kiedy powiedział, że jest mechanikiem samochodowym, to może też kłamał, gdy powiedział, że mnie kocha... Mia, nie sądzę, żeby to było kłamstwo... On nawet się nie zorientował, kiedy to powiedział, więc to na pewno było szczere. Pytanie brzmi, czy ty kochasz jego? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Można pokochać kogoś w tak krótkim czasie? Chyba nie powinnam w ogóle zgadzać się na związek z nim. Jeszcze kilka miesięcy temu był z Amandą, a teraz nagle się we mnie zakochał? Przecież, to jest niemożliwe... Nie w tak krótkim czasie, więc albo nigdy nie kochał Amandy, albo chciał okłamać siebie, moich rodziców, a przede wszystkim mnie.
      Było naprawdę zimno, na niebie nie było widać ani jednej gwiazdy. Z niecierpliwością czekałam na moment, w którym spadnie deszcz. Głęboko odetchnęłam świeżym powietrzem i usiadłam na masce samochodu Zayn'a tak, że zwisały mi nogi. Po chwili, drzwi od mojego domu się otworzyły, a na dwór wyszedł mój chłopak. Zbytnio się nie rozglądając, ruszył w moją stronę. Mia, tylko nie rób nic głupiego. Nie możesz go stracić. Nie mogę go stracić, bo on tak naprawdę nigdy nie był mój, a ja chyba nie potrafiłam być jego.
- To nie tak miało wyglądać - zaczął się tłumaczyć, kiedy tylko stanął naprzeciwko mnie. - Chciałem ci to powiedzieć, jak będziemy sami, jak mi całkowicie zaufasz. Po prostu mi się wyrwało, ale nie skłamałem - spuściłam wzrok w dół. - Zakochałem się w tobie, Mia i nic nie mogę na to poradzić.
Milczałam. Bo co mogłam powiedzieć? Kochanie, ja też coś do ciebie czuję, ale nie potrafię się do końca zaangażować? To było jeszcze trudniejsze niż rozmowa z zakochanym przyjacielem.
- Powiedz coś, cokolwiek - poprosił cicho.
- Myślałam, że potrafię z tobą być, ale chyba tak nie jest - pokręciłam głową. - Ja nawet nie potrafię ci uwierzyć, że mnie kochasz, Zayn. Znamy się krótko, jesteśmy ze sobą od kilku dni. Jak mam to zaakceptować? - podniosłam na niego wzrok. - Przepraszam, jestem beznadziejna - ukryłam swoją twarz w małych dłoniach.
- To ja jestem beznadziejnie w tobie zakochany - złapał za moje dłonie, odsłaniając moją twarz i spojrzał mi w oczy. - To nie jest nasz koniec, prawda?
- Daj mi trochę czasu - zeskoczyłam z maski samochodu.
- Dam ci go tyle, ile tylko zechcesz, ale nie odtrącaj mnie - przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. A ja? Co mogłam wtedy zrobić? Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.
- Zależy mi na tobie - wymamrotałam w jego klatkę piersiową.
- Kocham cię, Mia - zadrżałam. - A to na wypadek, gdybyś nie chciała mnie więcej widzieć - po tych słowach ujął w dłonie moje zarumienione policzki i złożył na moich ustach długi i namiętny pocałunek, który oddałam z taką samą pasją.
Zależało mi na nim, to było pewne. Oboje potrzebowaliśmy czasu, ale w momencie kiedy odjechał, zrozumiałam że nie potrafię już bez niego żyć, a żeby być całkowicie jego, musiałam zrobić dwie rzeczy. Wybaczyć Harr'emu i odnaleźć siebie.

***

     Trwała właśnie moja ulubiona lekcja matematyki z panią Black. Tak, jak ostatnio, na razie miałam święty spokój i zamierzałam bez krzyków oraz wyzwisk dotrwać do końca lekcji. Miałam to szczęście, że siedziałam w ostatniej ławce, co równało się tym, że rzadko chodziłam do tablicy. No dobra, nawet jeśli była moja kolej, to i tak do niej nie chodziłam. Chciałam być piosenkarką albo pisarką, a nie nauczycielką matematyki. Najgorsze były wyrażenia algebraiczne, których za Chiny nie mogłam pojąć, ale według pani Black niedługo miało się to zmienić.
- Mia, dostałaś kolejną jedynkę z kartkówki - mruknęła nauczycielka i wpisała ocenę do elektronicznego dziennika. - Masz już pięć jedynek, a zaraz kończy się pierwszy semestr. Jak masz zamiar zdać maturę? - spojrzała na całą klasę. - Chcę wam przypomnieć, że w maju piszecie egzaminy, a wasze oceny... Są najgorsze z całej szkoły.
- Może dlatego, bo tylko naszą klasę pani uczy - zaśmiała się Olivia z trzeciej ławki, a wraz z nią cała klasa.
- Do dyrektora! - fuknęła, a ja wywróciłam oczami.
Zawsze ten sam scenariusz. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem dyrektor jej nie pieprzy. Po niej można się wszystkiego spodziewać. Oparłam czoło o swoją rękę, a Olivia zrobiła to, co kazała jej pani Black.
- Mendes! - wrzasnęła.
- Tak, pani Black? - podniosłam na nią wzrok.
- Od dzisiaj będziesz uczęszczać na obowiązkowe korepetycje z matematyki - wytrzeszczyłam oczy.
- No chyba sobie pani żartuje - warknęłam.
- Chcesz w przyszłości śpiewać swoje durnowate pioseneczki, to będziesz chodziła na korepetycje. Jeśli nie, dzwonię do twoich rodziców i niech oni zrobią w końcu z tobą porządek - wygładziła swoją zdzirowatą spódniczkę.
- Dobra, kto będzie mi je dawał? - zapytałam znudzona.
- Do waszej klasy dojdzie dzisiaj nowy uczeń. Nazywa się Luke Wilson i jest świetny z matematyki. Zgodził się udzielać ci korepetycji - odpowiedziała. - Na razie jest u dyrektora, ale spotkasz się z nim w bibliotece, po tej lekcji, rozumiesz?
Pokiwałam tylko głową, powstrzymując się przed zbędnym komentarzem. Ta baba doprowadza mnie do białej gorączki. Pocieszam się myślą, że jeszcze pół roku i przy odrobinie szczęścia wyjadę do USA. To jest moje marzenie, ale czy się spełni?
Zaraz po dzwonku wraz z Cleo, która czekała na mnie pod klasą, poszłyśmy do biblioteki, gdzie czekał na mnie wysoki, dobrze zbudowany blondyn z szerokim uśmiechem. Pewnie znowu jakiś idiota. Głośno westchnęłam i obie do niego podeszłyśmy.
- Ty jesteś zapewne Mia. Jestem Luke - podał mi dłoń, którą szybko uścisnęłam.
- A to jest moja przyjaciółka, Cleo - mruknęłam i spojrzałam na brunetkę.
- Cleo, siostra chłopaka Mii - podała mu rękę ze sztucznym uśmiechem, a on odchrząknął.
- Zrozumiałem przekaz - zaśmiał się. - Więc w jakie dni ci pasuje? - zwrócił się do mnie.
- Najlepiej byłoby wcale - mruknęła cicho Cleo, ale i tak usłyszałam.
- We wtorki i środy. W inne dni mam inne zajęcia - odpowiedziałam.
- Okej, to jest mój numer, jeszcze się dogadamy, co do dnia - podał mi skrawek papieru i nas wyminął. - Cleo? - odwróciła się w jego stronę z uniesioną brwią. - Tak dla jasności, jestem gejem - powiedział z uśmiechem, po czym wyszedł.
- Czy ja dobrze usłyszałam? - wydusiła Cleo, kiedy odprowadzała mnie pod salę muzyczną. - Taki przystojniak, gejem?! Gdzie tu jest Bóg, ja się pytam?! - wyrzuciła ręce w powietrze. - Myślisz, że zmieniłby dla mnie orientację? - przygryzła wargę.
- Jesteś niemożliwa - parsknęłam śmiechem.
     Do końca lekcji Cleo mówiła tylko o moim korepetytorze, co powoli zaczynało mnie irytować, ale też śmieszyć. Nigdy nie byłam dobrym obserwatorem, a jednak coś zauważyłam. Louis był po prostu wściekły, kiedy Cleo mówiła o przystojnym blondynie, nie wspominając o tym, że jest on gejem. Nie chciałam wysuwać pochopnych wniosków, ale myślę, że przytrafiło się jej dokładnie to samo, co mi. Podejrzewam, że Louis się w niej zakochał, a są przecież najlepszymi przyjaciółmi od dziecka. Oczywiście o niczym jej nie powiem, bo to nie moja sprawa. Cały dzień szukałam wzrokiem Jacob'a, którego nie widziałam od ślubu Liam'a i Rose. Zobaczyłam go dopiero, jak wyszłam ze szkoły, po skończonych lekcjach. Siedział na ławce, naprzeciwko boiska, gdzie trwał trening piłki nożnej szkolnej drużyny. Podeszłam do niego i usiadłam obok.
- Cześć, najlepszy przyjacielu - uśmiechnęłam się lekko.
- Cześć, najlepsza przyjaciółko - kąciki jego ust drgnęły, ale nie tak, jak tego oczekiwałam.
- Co powiesz na ściankę wspinaczkową i McDonald? - zapytałam, patrząc w jego brązowe oczy.
- Naprawdę chcesz, gdzieś ze mną wyjść? - zapytał zaskoczony, a ja westchnęłam.
- Jacob... - odwróciłam się bardziej w jego stronę. - Nadal się przyjaźnimy i to, że twój brat jest moim facetem niczego nie zmienia. Nie zrezygnuję z ciebie - powiedziałam szczerze.
- W takim razie chodźmy, moja przyjaciółko - wstał z ławki i podał mi dłoń, którą od razu przyjęłam.
Razem pojechaliśmy jego samochodem w stronę najbliższego centrum wspinaczek. Pamiętałam, jak przyjechaliśmy tu pierwszy raz. Znaliśmy się zaledwie dwa miesiące, a rozumieliśmy się bez słów. Za pierwszym razem strasznie się bałam, ale pokonałam strach. Wtedy Jacy powiedział, że jestem w stanie pokonać każdy lęk, jeśli naprawdę będę tego chciała. Chciałam być z Zayn'em i mu całkowicie zaufać czy to oznacza, że muszę mu o wszystkim opowiedzieć? Jestem gotowa? Już dawno byłaś...
      Zmęczeni wspinaczką nie mieliśmy już siły na McDonald, więc pojechaliśmy na nasze wzgórze i zajadaliśmy się paprykowymi chipsami, które popijaliśmy colą. Ze wzgórza mogłam zobaczyć moją opuszczoną fabrykę, a nawet London Eye.
- Jak układa ci się z Zayn'em? - zapytał Jacob, kiedy odwoził mnie już do domu.
- Na razie poprosiłam go, żeby dał mi czas - oparłam głowę o szybę. - Jesteśmy razem, ale sama nie wiem... - westchnęłam.
- Zayn jest twoim pierwszym chłopakiem, to zrozumiałe, że się boisz - nie odwracał wzroku od jezdni.
- Myślę, że po prostu potrzebuję więcej czasu, żeby przyswoić myśl o miłości Zayn'a - powiedziałam cicho.
- Powiedział ci? - kiwnęłam głową i w tym samym czasie zadzwonił jego telefon. - Tak? Gdzie on jest? Ok... Zaraz tam będę... - zdenerwowany rzucił telefon na moje uda.
- Co się dzieje? - zapytałam zdezorientowana.
- Zayn ma kłopoty. Duże kłopoty - przełknął głośno ślinę. - Odwiozę cię do domu i muszę jechać na lotnisko.
- Zwariowałeś?! Jadę z tobą - chciał zaprotestować, ale mu nie pozwoliłam. - Mój facet ma kłopoty, nie będę siedziała w domu jak jakaś ostatnia idiotka!
Jacob tylko westchnął, ale się zgodził, a to, co zostaliśmy na lotnisku przeszło wszystkie moje wyobrażenia. Zayn leżał obok swojego samochodu cały zakrwawiony i zwijał się z bólu. Od razu wyskoczyłam z samochodu, po czym do niego podbiegłam, upadając przy nim na kolanach.
- Zayn, co ci się stało? - w moich oczach pojawiły się łzy.
- Mia? Co ty tu robisz? - wydyszał z trudem. - Nie powinno cię tu być.
- Jacob, dzwoń po pogotowie - wyszlochałam, delikatnie dotykając policzka Zayn'a, który był we krwi.
Jacob pobiegł do samochodu i stamtąd zadzwonił po ambulans. Spojrzałam w oczy Zayn'a, które powoli się zamykały.
- Zayn, nie zamykaj oczu... Proszę... - szepnęłam. Łzy leciały po moich policzkach.
- Kocham cię, Mia - wyszeptał, a zaraz potem zemdlał.
Oddech przyspieszył, serce stanęło i wtedy coś zrozumiałam.
Kocham go.
Kocham Zayn'a.
Kocham Zayn'a Malik'a.
Zrozumiałam to dopiero wtedy, gdy ktoś wyrządził mu krzywdę.
Nie mogłam w to uwierzyć...
Zakochałam się i jest mi z tym dobrze...
Idealnie.

•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••■•••••••••••••••••••••••••
Cześć, kochani!
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał i czekam na wasze opinie 😙
Dziękuję za wszystkie gwiazdki oraz komentarze 💕
Do następnego 😙

Bez Życia [Z.M.] Cz. I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz