Włączcie, proszę muzykę...
Kochani, dedykuję rozdział wszystkim tym, którzy byli przy mnie cały ten czas. Podczas wzlotów i upadków... Kocham was 💕Przez następny tydzień nie miałam kontaktu z Zayn'em. Ja wyjechałam do mojej babci na wieś, pięćdziesiąt km za Londynem, a Zayn spędzał całe dnie i noce w szpitalu z Amandą oraz ich córką. Nie dzwonił, nie pisał ani nie kontaktował się z nikim z naszej paczki. Odciął się od wszystkich, skupiając swoje całe życie, czas na Amandzie, jak również małej Grace. Na początku czekałam na jakikolwiek znak z jego strony, jednak on milczał, jakby pogodził się z moim odejściem. Zachowanie bruneta jeszcze bardziej utwierdziło mnie w myśli, że nigdy nie zależało mu na mnie tak, jak mi na nim. Zaczął nowe życie, nie kończąc poprzedniego, a pierścionek zaręczynowy mi o tym przypominał. Poddałam się, kiedy Cleo powiedziała, że Amanda wprowadziła się z powrotem do Zayn'a. Czułam się jak porzucona, nic nie warta rzecz, zamieniona na lepszą, bo dała mu dziecko. Jeżeli on nie miał odwagi tego zakończyć, to ja zrobię to za niego.
Wróciłam do Londynu po upływie następnego tygodnia. Tak, jak przewidywałam, zdałam wszystkie egzaminy. Od razu kupiłam bilet lotniczy, aby jutro wylecieć do USA. Chciałam zrobić to w tajemnicy przed wszystkimi, jednak nie udało mi się to. Kiedy pakowałam swoje pozostałe rzeczy z mojego dawnego mieszkania, przyjechała do mnie Rose wraz z Cleo.
- Co to ma być? - zapytała na wstępie siostra Zayn'a oraz Jacob'a, widząc kartony w moim salonie.
- Jutro wylatuję do Stanów - wzruszyłam ramionami.
Podeszłam do regału z książkami, aby je również spakować, a później zawieźć do domu moich rodziców.
- Ale jak to, jutro? - Rose spojrzała na mnie zaskoczona. - Rok akademicki zaczyna się dopiero w październiku.
- Nie mogę tu zostać - pokręciłam głową. - Nie chcę, któregoś dnia spacerować po Londynie i natknąć się na Zayn'a z wózkiem. To dla mnie za dużo.
- Mia, ale nie możesz tak po prostu wyjechać, nic mu o tym nie mówiąc. Gdyby miał czas, na pewno już by tu był z bukietem kwiatów. Jesteście przecież zaręczeni - automatycznie przeniosłam wzrok na swój serdeczny palec.
- Owszem, ja jestem z nim zaręczona, tylko on już ze mną niekoniecznie - przygryzłam wargę, aby się nie rozpłakać. - Skoro wszystko sobie wyjaśniłyśmy, zadzwońcie po Jacob'a. Pomoże mi zawieźć kartony do moich rodziców.
Cleo spojrzała na Rose, jakby niemo próbując się z nią porozumieć. Na szczęście nie powiedziały nic więcej. Mój telefon milczał, a serce krwawiło.
Trzydzieści minut później w moim mieszkaniu zjawił się Jacy. Zapakował wszystkie kartony, po czym pojechałam z nim do moich rodziców, z którymi musiałam poważnie porozmawiać. Obiecałam dziewczynom, że jeszcze dzisiaj się z nimi zobaczę. Razem z rodzicami w ciągu kilku godzin, uwinęliśmy się ze wszystkimi kartonami. Ze sobą miałam wziąć tylko ciuchy, laptop oraz ulubione książki. Resztę kazałam im sprzedać, bo nie planowałam już nigdy wracać do Londynu. Miasto, w którym się wychowałam miało pozostać wyłącznie moim wspomnieniem.
- Mia, czemu Zayn nie przyjechał razem z wami? - zapytała mama, kiedy jedliśmy nasz wspólny, a jednocześnie ostatni obiad.
- Nie jestem już z Zayn'em - zacisnęłam dłoń na szklance.
- Co ze ślubem? Co się stało? - dopytywał tata.
- Rozstaliśmy się - odpowiedziałam cicho. - Żadnego ślubu nie będzie. Nie ma już nas. Teraz jestem ja i on, osobno. Proszę, nie pytajcie o nic więcej - po moim policzku spłynęła łza, którą od razu wytarłam.
Spojrzałam na swoją dłoń, po czym drżącymi palcami zdjęłam pierścionek zaręczynowy. Przełknęłam głośno ślinę, chowając go do kieszeni swoich spodni. Nie miałam prawa go nosić, już nie. Nie byłam tą odpowiednią, dlatego zostawił mnie dla innej, a jeszcze kilka tygodni temu mówił, że kocha tylko mnie. Słowa mogą być puste, nic nie znaczące. Jednak czasem trzeba się w nie wsłuchać, bardziej i bardziej, aż dostrzeżemy w nich największą wartość. Zdradził mnie, wybaczyłam mu. Ograniczał mnie, wybaczyliśmy sobie nawzajem, ale tego nie mogłam mu wybaczyć.
- Kochanie, pamiętaj... Gdyby tylko coś się działo, dzwoń do nas od razu - mama mocno mnie przytuliła.
- Przylecimy do ciebie, żeby zobaczyć, jak sobie radzisz - tata pocałował mnie w czoło. - Nigdy ci tego nie mówiłem, ale jestem z ciebie cholernie dumny - w jego oczach pojawiły się łzy. - Poradziłaś sobie z Harry'm, kiedy nas przy tobie nie było. Zaliczyłaś matematykę, zdałaś wszystkie egzaminy, a teraz wyjeżdżasz do USA. A wiesz z czego jestem najbardziej dumny? - pokręciłam głową. - Nigdy się nie poddałaś, nawet wtedy, gdy było naprawdę ci ciężko. Teraz też sobie poradzisz.
- Nie poradzę sobie bez niego - wyszlochałam. - On mnie nauczył jak żyć, pokazał miłość. Był całym moim życiem, tato.
- Mia, czas leczy rany - tata przytulił mnie mocno do siebie. - Oboje się pogubiliście, ale jeśli to była prawdziwa miłość, na pewno się odnajdziecie - westchnęłam, mocząc łzami jego koszulkę.
Miał całkowitą rację. Czas leczył rany, bo doskonale znałam to po przeżyciach z Harry'm. Jacob odebrał mnie z ramion mojego taty, łapiąc za rękę. Zbliżała się godzina spotkania z dziewczynami, dlatego musiałam już jechać. Pożegnałam się z nimi ostatni raz, po czym wróciliśmy do mojego mieszkania. Dopiero teraz, tak naprawdę poczułam, że wyfrunęłam z rodzinnego gniazda, narażona na świat i ludzi, którzy byli okrutni.
Kiedy wróciłam do mieszkania, zrobiłam kolację z ostatnich produktów, które znajdowały się w mojej lodówce oraz szafkach kuchennych. Wszyscy, na których mi zależało mieli przyjechać na pożegnalną kolację, a potem zostać ze mną do rana. W południe następnego dnia, miałam samolot. Zanim moi przyjaciele się u mnie zjawili, dokończyłam pakowanie swojej walizki. Na razie miałam zatrzymać się w domu studenckim, ale szukałam sobie jakiegoś małego mieszkania do wynajęcia. Pakując ładowarkę do laptopa, która leżała w jednej z szuflad mojego biurka, znalazłam zdjęcie moje i Zayn'a. Zrobił je nam Jacob, na spacerze w parku. Usiadłam na łóżku, przyciskając zdjęcie do swojej klatki piersiowej. Spojrzałam na nie ostatni raz, po czym wyrzuciłam do kosza na śmieci. Następni właściciele na pewno je wyrzucą. Zadzwonił dzwonek do drzwi, dlatego otrząsnęłam się ze wszelkich myśli, przygotowując się na ostatnie godziny z ludźmi, którzy odmienili moje życie. Brakowało jednej osoby.
- Mia, jesteś pewna, że nie chcesz porozmawiać z Zayn'em zanim wyjedziesz? - zagadnął Liam, kiedy piliśmy wino w salonie, oglądając w tym samym czasie jakiś film.
- Zanim pojadę na lotnisko, muszę jechać do jego domu po resztę moich rzeczy - westchnęłam. - O tej porze nie powinno go być. Nie. Nie zamierzam z nim rozmawiać.
- Mia... - zaczął.
- Nie chcę o nim rozmawiać. Uwierzcie mi, że i bez tego wciąż o nim myślę. Ostatnie godziny w moim towarzystwie chcesz spędzić na rozmowie o swoim kumplu, który ostatnio ma nas wszystkich gdzieś? - prychnęłam.
- Czyli, że to koniec? - zapytała cicho Cleo.
W salonie nastała cisza, nawet Louis specjalnie włączył pauzę, aby wyraźnie usłyszeć moją odpowiedź. Czy ją znałam?
- Zayn dokonał wyboru, a ja go szanuję. Nie będę stawać na drodze do jego szczęścia. Z Amandą i ze swoją córeczką będzie szczęśliwy - rozpłakałam się, opróżniając do końca butelkę czerwonego wina.
Rozum mówił: postępujesz dobrze. Grace zasługuje na pełną rodzinę, a serce: zawalcz o niego, waszą miłość... Wygrał rozum. Serce poddało się walkowerem.
Nawet nie pamiętałam, kiedy zasnęłam. Chyba byłam tak pijana i zmęczona ostatnimi tygodniami, że niemal od razu po wypiciu butelki wina, udałam się do krainy Morfeusza. Następnego dnia, obudziłam się jeszcze w swoim łóżku, na którym spała ze mną Rose. Westchnęłam ciężko, powoli wstając z wygodnego posłania. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 10.48, więc poszłam obudzić resztę, bo o 13.00 musiałam być już na lotnisku. Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i ubrałam ciuchy wybrane wczoraj rano. Przygotowałam śniadanie, a na blacie w kuchni położyłam kilka tabletek przeciwbólowych. Ja, Rose, Louis oraz Jacob wypiliśmy wczoraj najwięcej. Cleo nie mogła ze względu na swój stan, natomiast Liam brał antybiotyk.
- Zobaczymy się za dwie godziny, tak? - upewniała się Cleo, która wracała do swojego domu wraz z Rose, Jacob'em i Louis'em.
- Na lotnisku - przypomniałam jej. - Zanim się tam spotkamy, muszę pojechać w dwa miejsca.
- Proszę, nie rób głupstw - Jacob złapał mnie za ramiona, patrząc troskliwie w moje oczy.
- Jestem dużą dziewczynką - zapewniłam ich.
Jacob westchnął ciężko, ale nic więcej nie dodał. Zostałam w mieszkaniu tylko z Liam'em, który miał mnie zawieźć w pewne miejsce, do Zayn'a, a później na lotnisko.
- Oboje jesteście moimi przyjaciółmi... - zaczął. - I nie mogę patrzeć, jak na własne życzenie niszczycie sobie życie.
- Liam... - przerwał mi.
- Nie. Posłuchaj mnie przez chwilę - kiwnęłam głową, dając mu znak, aby kontynuował. - Amanda była jego pierwszą miłością, to prawda, ale to z tobą chciał się ożenić, z tobą mieć dzieci, wyjechać do USA, żebyś tylko była szczęśliwa. Wiesz, co powiedział mi krótko przed tym, jak ci się oświadczył? - pokręciłam głową. - "Stary, pamiętam jak śmiałem się z ciebie, kiedy oświadczyłeś się Rose, ale wiesz co? Teraz już wiem, dlaczego to zrobiłeś. Mia jest moim cholernym szczęściem i nie wyobrażam sobie życia bez niej, bez mojego aniołka" - skończył mówić, a ja nie mogłam nic poradzić na to, że po moich policzkach spływały łzy.
Dlaczego Zayn nie powiedział mi tego wszystkiego, kiedy się od niego wyprowadzałam? Dlaczego nie zadzwonił? Nie napisał? Nie pytał o mnie? Nie przyjechał, żeby o nas zawalczyć? Dlaczego?!
- To już nie ma znaczenia - wytarłam dłonią mokre policzki. - Jedźmy już, bo nie zdążymy.
Liam chwycił moją walizkę, unikając mojego wzroku. Westchnęłam ciężko, po czym weszłam ostatni raz do sypialni. Nawet głupie łóżko przypominało mi to, jak szeptał mi do ucha: kocham cię. To były tylko puste słowa.
Najpierw pojechaliśmy pod opuszczoną fabrykę, która miesiąc temu została zburzona. Pozostał po niej tylko gruz oraz wspomnienia. Pierwsze miejsce związane z Zayn'em przestało istnieć, dokładnie tak, jak my. Pojechałam tam tylko po to, aby wziąć mały kawałek cegły, która symbolicznie by mi o nim przypominała. Liam patrzył na mnie, jak na idiotkę, ale ja o to nie dbałam. Uratowałam, choć malutką część tego miejsca. Zostało mi ostatnie miejsce. Dom Zayn'a. Zanim zapukałam do drzwi, chciałam tysiąc razy się wycofać, ale obecność Liam'a bardzo mi pomogła. W końcu nabrałam odwagi, by zapukać do ich domu. Otworzyła mi zaskoczona Amanda.
- Mia? - zlustrowała mnie wzrokiem. - Zayn'a nie ma.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałabym zabrać stąd resztę swoich rzeczy - przełknęłam głośno ślinę.
Amanda zmarszczyła brwi, otwierając drzwi, tym samym zapraszając mnie do środka.
- Są nadal w sypialni Zayn'a. Nie pozwalał ich dotykać - powiedziała.
Kiwnęłam tylko głową, po czym weszłam po schodach do naszej dawnej sypialni. Tak, jak mówiła Amanda, moje rzeczy nadal były na swoim miejscu, ale nie zabrakło tam również rzeczy rudowłosej. To nie mógł być przypadek. Postawiłam na łóżku karton, który ze sobą przywiozłam i zaczęłam go pakować.
- Nie wrócisz już? - usłyszałam za plecami jej głos.
- Nie martw się, Zayn jest twój. Wyjeżdżam na studia i raczej już tu nie wrócę - zapakowałam ostatnią książkę.
- Ja nie chciałam ci go odbierać - powiedziała cicho.
- Nie musiałaś, bo on zawsze był twój - przygryzłam wargę, aby się nie rozpłakać. - Obiecaj mi tylko, że go nie skrzywdzisz... Chcę, żeby był szczęśliwy.
- Obiecuję - wyszeptała.
Spojrzałam na nią ostatni raz, po czym zeszłam po schodach na dół, aby wyjść na świeże powietrze, którego tak bardzo potrzebowałam. Brakowało mi tchu, a łzy przysłaniały obraz. Liam wysiadł z samochodu, od razu zabierając ode mnie karton. Wtedy, niedaleko nas zatrzymał się samochód Zayn'a. Otarłam szybko łzy i chciałam wsiąść do auta przyjaciela, ale Zayn złapał mnie za rękę z przyspieszonym oddechem.
- Mia?! Co to ma wszystko znaczyć?! Byłem u ciebie w mieszkaniu, jest puste! Nie rozumiem! - jego klatka piersiowa podnosiła się w niesamowicie szybkim tempie.
- Ja... Um... - zamknęłam oczy. - Wyjeżdżam do USA - spojrzałam w jego przerażone oczy.
- Kochanie... - wyszeptał. - Nie możesz mi tego zrobić. Wiem, że byłem dupkiem, ale musiałem się nimi zająć. Teraz już wszystko wróciło do normy. Wrócisz do domu, będzie tak, jak dawniej. Możemy to jeszcze naprawić.- Tego się już nie da naprawić. To koniec - pokręciłam głową.
- Mia, proszę, nie mów tak - jego dolna warga niebezpiecznie zadrżała.
- Zayn... - położyłam mu dłoń na policzku. - Przepraszam, że nie byłam wystarczająco dobra. Przepraszam, że nie dałam ci dziecka - kolejny raz płakałam. - Będziesz cudownym ojcem. Ze wszystkim sobie poradzisz, tylko że już beze mnie.
- Mia, ale ja nie potrafię bez ciebie żyć - teraz i on zaczął płakać.
Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy ręką sięgnęłam do kieszeni spodni, w której był pierścionek zaręczynowy. Drugą dłonią ujęłam jego, po czym położyłam mu na niej symbol naszej dawnej miłości. Spojrzał na niego, a później na mnie.
- Kocham cię, tak bardzo cię kocham. Nie rób nam tego. Nie zostawiaj mnie. Wszystko się ułoży. Przepraszam cię aniołku, za wszystko - chciał dotknąć dłonią mojego policzka, ale odsunęłam się od niego.
- Mia, musimy już jechać - Liam położył mi dłoń na ramieniu.
Podeszłam do Zayn'a, musnęłam lekko jego usta tak, że nie zdążył tego odwzajemnić, a później spojrzałam ostatni raz w jego smutne, przepełnione łzami oczy. Liam zatrzymał go, abym mogła wsiąść do samochodu, bo Zayn nie chciał mi na to pozwolić. Słyszałam jeszcze, jak Liam powiedział do Zayn'a:
- Odpuść, stary. To koniec.
Potem wsiadł do samochodu, po czym odjechał spod domu Zayn'a z piskiem opon, zostawiając go klęczącego na ziemi oraz trzymającego w dłoni już nie mój pierścionek zaręczynowy.
Nic nie miało sensu, kiedy jego przy mnie nie było.
Wszystko się skończyło.
CZYTASZ
Bez Życia [Z.M.] Cz. I ✔
FanficMia Mendes nigdy nie miała w życiu łatwo, ale każdy z nas miał taki moment, kiedy nie wiedział, co zrobić ze sobą oraz swoim życiem. Została brutalnie ukarana za to, że zakochała się w osobie, która na to nie zasługiwała. Znalazła lekarstwo... Adren...