Rozdział 21

3.8K 175 1
                                    

      Po kilku minutach na lotnisko przyjechało pogotowie i zabrało Zayn'a do najbliższego szpitala. Od razu, wraz z Jacob'em pojechaliśmy za karetką, żeby tylko, jak najszybciej być na miejscu, przy nim. Jacy kilka razy próbował zaczynać rozmowę, pytał czy wszystko jest ze mną okej, ale ja nie potrafiłam się na niczym skupić. Chciałam być natychmiast obok swojego chłopaka i dowiedzieć się, kto mu to zrobił. Zawsze wiedziałam, że Zayn jest na swój sposób niebezpieczny, ale nie sądziłam, że może mieć jakiś wrogów.
      Jacob zaparkował na pierwszym wolnym miejscu, po czym oboje pobiegliśmy do budynku. W recepcji powiedziano nam, że przewieźli Zayn'a na badania, więc usiedliśmy na niewygodnych, szpitalnych krzesłach i pozostało nam jedynie czekać. Nie płakałam, bo wiedziałam, że to w niczym Zayn'owi nie pomoże. Zawsze należałam do niecierpliwych osób, ale tym razem przeszłam samą siebie. Mój organizm potrzebował pozycji siedzącej, jednak z nerwów oraz stresu, moje nogi same mnie nosiły jak oszalałe. Chodziłam po całym korytarzu w tą i z powrotem, co wyraźnie irytowało Jacob'a. Dzięki Bogu, nie skomentował mojego zachowania. Byłam totalnie zmęczona tym dniem. Szkoła, wspinaczka z przyjacielem, a teraz to. Myśli i emocje rozsadzały moją głowę. W pewnym momencie, aż zakręciło mi się w głowie tak, że natychmiast musiałam usiąść. Niemal od razu znalazł się przede mną mój przyjaciel, który patrzył na mnie z troską wymalowaną na twarzy.
- Mia, wszystko dobrze? Zbladłaś - przyznał cicho i dotknął mojego zimnego policzka. - Jadłaś coś dzisiaj? - przygryzłam wargę, zamykając oczy. - Oczywiście, że nie - odpowiedział na swoje pytanie z wyraźną irytacją w głosie.
- Nie miałam czasu - westchnęłam. - Zjadłam tylko trochę chipsów.
- Dlaczego mi to robisz? - pokręcił głową. - Dlaczego robisz to sobie, rodzicom i Zayn'owi? No po co?
- To nie twoja sprawa, a poza tym jest już dobrze - Mia, nie okłamuj go! Przecież ty ledwo żyjesz!
Otwierał już usta, aby zapewne na mnie nakrzyczeć, ale w tym samym momencie podszedł do nas lekarz, którego pamiętałam ze swojego pobytu w tym szpitalu.
- Dzień dobry - przywitał się. - Jesteście rodziną Zayn'a Malik'a?
- To mój brat -  odpowiedział Jacob.
Oboje poderwaliśmy się z krzeseł.
- Pan Malik został pobity, ma połamane dwa żebra, rozcięty policzek, który już zszyliśmy. Zrobiliśmy mu USG i TK głowy, nie wykazały żadnych niepokojących zmian w jamie brzusznej ani w mózgu. Ma wiele siniaków i zadrapań, ale jego stan jest stabilny - oznajmił.
- Można do niego wejść? - zapytałam.
- Tak, ale nie na długo. Powinien teraz dużo odpoczywać - westchnął i wszedł do swojego gabinetu.
- Idź pierwsza i spróbuj się dowiedzieć, kto mu to robił, a ja pojadę po jakieś jego rzeczy, okej? - przytaknęłam.
Jacob pocałował mnie w czoło, po czym udał się w stronę wind. Głośno westchnęłam i weszłam do sali, gdzie leżał mój pobity chłopak. Zamknęłam cicho za sobą drzwi.
      Jego sala szpitalna wyglądała jak typowa sala, w której leżą pacjenci. Całe pomieszczenie było utrzymane w kolorach beżu i bieli. Łóżko, na którym leżał Zayn, stało w rogu sali pod dużym oknem, które oprócz lamp było jedynym źródłem światła. Obok posłania stał mały stolik z szufladą, która często służyła do chowania czegoś, czego nie można było mieć na oddziale. Mój wypadek nie był jedyną sytuacją, gdy wylądowałam w szpitalu. Byłam w nim o wiele razy za często i zawsze w mojej szafce można było znaleźć papierosy, które palę do dziś, zawsze gdy coś mnie zdenerwuje. Podeszłam cicho do Zayn'a i usiadłam na krześle obok, po czym złapałam jego dłoń, lekko ją ściskając. Wyglądał o wiele lepiej niż wtedy na lotnisku. Co prawda, miał wiele siniaków i opatrunek na lewym policzku, ale chociaż na jego twarzy wymalowany był spokój, a nie grymas bólu. Westchnęłam i pocałowałam wewnętrzną część jego dłoni. No, kocham go... Zakochałam się w Zayn'ie Malik'u... Mia, nawet nie wiesz, jak się cieszę! Myślałam, że już nigdy się nie zakochasz, a tu taka niespodzianka! Tylko nie zepsuj tego przez swoje lęki... Obiecuję, że się postaram.
- Mia? - zamrugał kilka razy swoimi gęstymi rzęsami, a zaraz potem patrzył już w moje oczy.
- Jestem tu - uśmiechnęłam się lekko.
- Tak bardzo cię kocham - wyszeptał. Zadrżałam i pocałowałam go delikatnie w usta, przez co zamruczał, niczym mały rozkoszny kotek. - Jak długo tu leżę?
- Kilka godzin - przygryzłam wargę. - Masz kłopoty? - przeszłam do sedna.
- Mia, proszę, nie wtrącaj się w to. Nie chcę, żeby ci się coś stało - westchnął, ale od razu tego pożałował, bo momentalnie się skrzywił. Żebra.
- Słuchaj, wiem, że ja też nie mówię ci o wszystkim, ale mi przynajmniej nic nie grozi, a ciebie ktoś pobił, do cholery! Kto to był? - wstałam z krzesła i usiadłam na brzegu jego łóżka.
- Pamiętasz David'a? - przytaknęłam. - David jest najlepszy w tym biznesie zaraz po mnie. Nie podoba mu się to, że jestem "królem" i wyzwał mnie do wyścigu. Oczywiście się nie zgodziłem, bo każdy wie, że David zawsze ma jakiś as w rękawie. Najczęściej są to części od samochodów z całego świata, które u mnie na wyścigach są zakazane. Chodzi o umiejętności, a nie o to, co dany samochód ma pod maską - pokręcił głową. - Nie zgodziłem się, więc razem ze swoimi kolegami mnie pobił. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że akurat dzisiaj jest dzień, w którym każdy, bez wyjątku może wyzwać "króla" do wyścigu i jeśli wieczorem się na nim nie pojawię, to... - urwał i przełknął ślinę.
- To? - zapytałam cicho.
- David zostanie "królem" i poda mnie na policję. Pójdę siedzieć, Mia - przymknął na chwilę powieki.
- Nie pójdziesz siedzieć, nie pozwolę na to, nie możesz mnie teraz zostawić - ścisnęłam mocniej jego dużą dłoń.
- Mia, nie dam rady wstać, a co dopiero się ścigać - westchnął, po czym kolejny raz się skrzywił.
Myśl Mia, myśl...
- Pojadę za ciebie - Albo lepiej nie myśl... To nie wychodzi ci za dobrze.
- Zwariowałaś?! Mowy nie ma! - wrzasnął.
Musiał być naprawdę zdenerwowany, bo aparatura zaczęła szaleć.
- Uspokój się - poprosiłam. - Mogę przecież jechać za ciebie, znam cały kodeks na pamięć. Dobrze wiesz, że jestem w tym dobra. Udało mi się, nawet raz z tobą wygrać - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Bo nie mogłem się na niczym skupić - mruknął. - Już wtedy wiedziałem, że te twoje niewyparzone usteczka są stworzone do całowania - wywróciłam oczami. - I może jeszcze do czegoś, znacznie lepszego - poruszył znacząco brwiami, ale zaraz potem spoważniał. - Nigdzie. Nie. Jedziesz. Rozumiesz?
- A gdyby Jacob ze mną pojechał? - zapytałam, chwytając się ostatniej deski ratunku.
- To nie jest najlepszy pomysł - zmarszczył brwi.
- Może i kochamy tą samą kobietę, ale nadal jesteśmy braćmi i jeśli mogę ci pomóc, to to zrobię - rozbrzmiał głos za nami.
Nie musiałam się odwracać, żeby zobaczyć kim jest ta osoba. Oczywistym było, że głos należał do Jacob'a. Zayn spojrzał na brata, a po chwili na mnie i ledwo widocznie pokiwał głową, że się zgadza. Szeroko się uśmiechnęłam, po czym pocałowałam go w zraniony policzek.

***

     Siedzieliśmy u Zayn'a jeszcze przez jakiś czas i omawialiśmy strategię, z której nie pamiętałam nic, poza tym, że mam się pilnować Jacob'a. Traktowali mnie jak porcelanową lalkę, a przecież kiedy trzeba, potrafię być ostra i szalona. Nie miałam czasu, żeby się przebrać, więc wzięłam ze sobą ubrania do samochodu. Usiadłam na tylnych siedzeniach i podczas drogi przebierałam się w ciemne ubrania. Najlepsze widoki miał Jacob, który zerkał na mnie w lusterku, a ja gromiłam go wzrokiem. Niestety, nie miałam czasu choćby na to, aby go uderzyć, bo w ekspresowym tempie znaleźliśmy się na lotnisku, gdzie czekał David z pewnym siebie uśmiechem. Z gracją wysiadłam z auta i wraz z Jacob'em przy boku podeszliśmy do niego.
- Nie widzę nigdzie Zayn'a - uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Coś mu się stało? - zapytał głupio.
- Zayn'a nie będzie, ale wyścig nadal jest ważny - odezwał się Jacob.
- Że niby z tobą mam się ścigać? - prychnął. - Rodzina się nie wtrąca, pamiętasz ten punkt w kodeksie czy mam ci delikatnie przypomnieć?
- Nie ze mną - pokręcił głową, po czym wskazał palcem na mnie. - Z nią.
David się zaśmiał.
- Jako dziewczyna Zayn'a mam do tego prawo. Albo się ścigasz, albo dostaniesz w ryj i po kłopocie, to jak będzie? - zapytałam słodko.
- Jeszcze tego pożałujesz, suko! - warknął i pojechał na linię startu.
- Uważaj na siebie - Jacob musnął krótko moje usta i zostawił mnie tam całkowicie zszokowaną.
Otrząsnęłam się, wsiadłam do samochodu przyjaciela, a kilka minut później było już po wszystkim. Ledwo co, ale wygrałam. David był mega wkurzony, ale jakoś za bardzo mnie to nie interesowało. Szczęśliwa i dumna z siebie wysiadłam z auta i dużo ryzykując, podeszłam do tego idioty.
- Ty, kurwo! - warknął i uniósł rękę zapewne po to, aby mnie uderzyć, ale byłam o wiele szybsza. To ja, uderzyłam jego.
- To za Zayn'a! - uderzyłam go pięścią w nos z taką siłą, że było słychać trzask kości. - A to za to, że nazwałeś mnie suką! - warknęłam, po czym moje kolano spotkało się z jego kroczem.
Jęknął z bólu i osunął się na ziemię. Jeszcze bardziej szczęśliwa oraz niezmiernie z siebie zadowolona, pojechałam autem do Zayn'a, żeby o wszystkim mu opowiedzieć. Jacob pożyczył mi samochód, a sam pojechał z jakąś dziwką do klubu na imprezę.
Po trzydziestu minutach byłam pod szpitalem. Zapaliłam szybko jednego papierosa i z westchnieniem wypuściłam dym przez usta. Wyrzuciłam końcówkę papierosa do kosza, po czym weszłam do środka. Kiedy znalazłam się w sali Zayn'a, spał jak dziecko. Uśmiechnęłam się pod nosem, zdjęłam ze swoich stóp Nike i nie zważając na konsekwencje, położyłam się obok niego. Schowałam nos w zagłębieniu jego szyi, zaciągając się zapachem jego perfum, które tak bardzo kocham. Zayn przekręcił się na lewy bok, dokładnie twarzą w moją stronę. Wyciągnęłam w jego kierunku rękę i delikatnie przesunęłam opuszkami palców po jego policzku.
- Kocham cię... - wyszeptał. On nie śpi?! Śpi!
- Ja... - przełknęłam głośno ślinę.
No powiedz, to! Powiedz! Chciałam, naprawdę chciałam, ale wtedy zdarzyło się coś, czego nie dało się zignorować czy zapomnieć...
- Amy... - mruknął i wtulił się w moje ciało.
Kurwa! A miało być tak pięknie... - pomyślałam, kiedy po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.

Bo chciałam tylko, żeby mnie kochał

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Bo chciałam tylko, żeby mnie kochał...

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••■•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Cześć, kochani!
Z okazji moich urodzin dodaję wam następny rozdział, który mam nadzieję się wam spodobał  😙
Za wszystkie błędy bardzo przepraszam 😙
Kocham was i do następnego 💕💖

Bez Życia [Z.M.] Cz. I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz