Chapter 4

2.4K 222 10
                                    

Obudziło mnie pukanie do drzwi, które szybko przerodziło się w głośne łomotanie.

- Margo! Wstawaj! - wołał wesoło Jasper, ale ja nie miałam na to najmniejszej ochoty.

- Nie wpuszczę cię! - krzyknęłam, naciągając kołdrę na głowę.

- Margo! - wołał dalej. Po chwili ucichło łomotanie, a ja zaczęłam się zastanawiać czy w ogóle zamykałam na noc drzwi. Moje rozmyślania nie trwały długo, bo Jasper chyba wpadł na to samo. Usłyszałam dźwięk naciskanej klamki i zaraz do pokoju wpadł Jasper.

- Margo, ty sieroto, nawet się nie zamknęłaś - śmiał się - a teraz wstawaj.

- Jasper nie, proszę - jęczałam w poduszkę.

- Wczoraj mówiłaś co innego - przypomniał zadowolony.

- Mhm... zmieniłam zdanie? - wymamrotałam zaspana, nie wiedząc czy to prawda. Dobrze mi zrobi wczesne wstawanie.

Jednak chłopak nie odpowiedział i po chwili poczułam, że ściągnął ze mnie kołdrę. Zanim zdążyłam obrócić się na plecy, on zaczął mnie łaskotać. Wiłam się pod jego dłońmi, jak opętana, próbując odepchnąć go od siebie, ale bez skutku.

- Już... przestań prooszę. Jasper! Przee...stań... - i moje męczarnie ustały, a Jasper wyciągnął do mnie rękę. Podniosłam się do pozycji siedzącej i odepchnęłam ją. Spojrzałam na niego spode łba - uśmiechał się dumie. Po chwili wstałam i podeszłam do szafy. Wygrzebałam dresowe szorty, bokserkę oraz bieliznę i poszłam do łazienki. Przebrałam się i związałam włosy w koński ogon.

- Możemy iść - rzuciłam krótko, wychodząc z łazienki, kiedy Jasper klęczał przy łóżku.

- Masz jakąś torbę treningową?

- Jakąś mam - powiedziałam i zdjęłam torbę z szafy, a on wyjął sztylety z pudła pod łóżkiem.

- Dzisiaj poćwiczymy rzut sztyletem - powiedział, wkładając broń, do podsuniętej przeze mnie torby - same nie wyrządzają smokom dużej szkody - tłumaczył - ale namoczone w truciźnie... - wskazał na metalową butelkę w pudle z bronią - już tak.

Zasunęłam torbę i wyszliśmy, zamykając za sobą drzwi. Kiedy opuściliśmy akademik, Jasper nie skręcił w korytarz prowadzący do części treningowej, tylko poszedł prosto. Spojrzałam na niego pytająco, kiedy obejrzał się na mnie, stając już ze dwa metry przede mną.

- Chyba nie sądziłaś, że pójdziemy trenować o pustym żołądku - uśmiechnął się.

- No tak, śniadanie... stąd ten pośpiech - uświadomiłam sobie, dlaczego tak zależało mu, żebym już wstała.

Śniadanie skomponował nam Jasper, karząc mi poczekać przy stoliku. Najpierw przyniósł dwie wysokie szklanki pełne wody.

- Pamiętajmy o nawodnieniu - po tych słowach opróżnił do połowy jedną z nich i odszedł. Po chwili zjawił się z powrotem przy stoliku, na dużej tacy przyniósł dla nas obojga po owsiance i cały talerz przeróżnych kanapek. Po śniadaniu poszliśmy prosto do części treningowej. Jasper zaprowadził mnie do sali, w której wisiały lekko naciągnięte płaty smoczej skóry.

- Ten fragment - podszedł do jednej z gładszych skór - jest najdelikatniejszy z wszystkich skór tutaj, mimo to wcale nie jest łatwo go przebić. Jednak najpierw zrobimy krótką rozgrzewkę.

Po tych słowach zaczęliśmy rozciągać i rozgrzewać nasze mięśnie. Całość trwała koło dziesięciu minut. Następnie stanęliśmy w odległości kilku metrów od skóry. Jasper wyłożył zawartość torby na podłogę obok nas, po czym wziął jeden ze sztyletów. Kiedy upewnił się, że nadal go obserwuję, wykonał szybki ruch i ze smoczej skóry sterczał sztylet.

- Teraz ty - powiedział, podając mi ostrze - chwyć w ten sposób - dodał i ułożył moją dłoń na sztylecie i ciągle objaśniając, wykonał moją ręką odpowiedni ruch.

- Teraz powtórz to, co ci pokazałem, tylko szybciej.

Rzuciłam sztyletem, najmocniej jak umiałam i ku mojemu zaskoczeniu ostrze tylko drasnęło skórę i spadło na podłogę. Równie dobrze mogłabym celować w ścianę, a rezultat byłby ten sam.

- Spodziewałem się, że nie uda ci się za pierwszym razem - oznajmił, widząc moje zdziwienie. - Spróbujmy jeszcze raz.

Przez następne pół godziny ćwiczyliśmy rzuty. Dwa razy udało mi się zrobić grubsze zadrapanie na skórze, ale ani razu nie rzuciłam na tyle mocno, by sztylet nie spadł na podłogę.

- Odpuścimy sobie na dzisiaj dalszy trening - powiedział troskliwie, widząc moje wypieki na twarzy i czoło zalane potem. Nie protestowałam, bo pomimo szczupłej sylwetki, miałam fatalną kondycję.

Wróciliśmy więc do swoich pokoi i nagle poczułam się bardzo spragniona. Z głupią nadzieją zajrzałam do lodówki, która okazała się pusta. Postanowiłam ją wyposażyć, ale najpierw wzięłam prysznic. Kiedy byłam już czysta i w świeżym ubraniu, odnalazłam w szafie plecak i wyszłam z pokoju. Pamiętałam, żeby zamknąć drzwi i ruszyłam w stronę windy, która, jak się okazało, była bliżej niż schody.

Sklepy w Wingger niczym nie różniły się od tych w USA, przyłapałam się nawet na tym, że kompletnie zapomniałam o nowej szkole, o nowym koledze i o fakcie, że przede mną kariera łowcy. Myślami byłam wśród starych znajomych. Dopiero t-shirt z logiem, w sumie nie szkoły, a całego ośrodka Wingger, ściągnął mnie na ziemię. Kupiłam kilka butelek wody i jakiś sok, i zapakowałam do plecaka, a wracając do pokoju, zatrzymałam się przy stołówce, żeby sprawdzić godziny posiłków, biorąc przy okazji kilka łyków wody.


Śniadanie 7:00 - 9:00
II Śniadanie 10:00 - 12:00
Obiad 13:00 - 16:00
Kolacja 17:00 - 19:00

Kiedy odeszłam od stołówki, przypomniały mi się słowa sekretarki "obok jest biblioteka". Skoczyłam szybko do pokoju, wrzuciłam napoje do lodówki i udałam się do biblioteki.

Wszystkie drzwi w sali głównej wyglądały tak samo, niczym nie zdradzając, co się za nimi kryje. Weszłam do środka, a to co zobaczyłam wywarło na mnie ogromne wrażenie. Biblioteka była podłużnym pomieszczeniem o wysokich sufitach, podtrzymywanych przez jasne kamienne łuki. Podczas, gdy cała szkoła chyliła się ku nowoczesnemu wyglądowi, tak biblioteka wyglądała jak wyjęta z innego wieku. Wzdłuż ścian ciągnęły się półki i ustawione prostopadle do nich regały, pełne książek. Do tego w bibliotece znalazły się też schody, prowadzące na obszerną antresolę, również z mnóstwem książek, która rozciągała się nad ponad połową pomieszczenia.

Udałam się powolnym krokiem w stronę schodów, rozglądając się przy tym po bibliotece. W górnej jej części księgozbiór nie był zwyczajny; składał się z woluminów oprawiony w skórę i aksamit o grzbietach ze złoconymi literami. Po ich wyglądzie można było wywnioskować, że są dość stare.

- Mogę w czymś pomóc - usłyszałam melodyjny, kobiecy głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam wychudłą kobietę w damskim garniturze.

- Szukam książki z podstawową wiedzą o smokach...

- Och... takich jest mnóstwo, ale zaraz znajdziemy coś odpowiedniego - odpowiedziała z ciepłym uśmiechem i zniknęła wśród regałów z książkami.
Po chwili wróciła niosąc trzy książki różnej wielkości.

- Myślę, że to powinno ci odpowiadać, ale jeśli chcesz, możesz się jeszcze rozejrzeć - podała mi książki, a kiedy skinęłam głową, odeszła.

W bibliotece spędziłam sporo czasu, część książek przejrzałam na miejscu, a kilka wzięłam ze sobą, w tym te trzy, które wybrała dla mnie bibliotekarka, i wróciłam do pokoju.

Jeździec Wśród MordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz