Chapter 10

1.8K 177 9
                                    

Kiedy Jasper wyszedł, od razu zajęłam się tłumaczeniem notatek Emanuela. Z tego, co zdążyłam zrobić przed snem, dowiedziałam się, że był lekarzem. Badał trucizny na smoki, próbując stworzyć antidotum lub substancję, mającą chronić przed niebezpiecznymi środkami. Było tam wspomniane także o zastosowaniu różnych roślin. Sam nigdy nie oswoił smoka, ale odkrył kilka ważnych informacji, których miałam nadzieję się z czasem dowiedzieć. Siedząc do późna w papierach, odłożyłam pakowanie na rano, co było dużym błędem.

Szybki prysznic. Gdzie jest walizka? Strój treningowy, broń, ubrania... kosmetyczka. Co jeszcze? Słowniki są? Są. Chyba wszystko. To idę, wróć... Crow! Szybko do pokoju. Gdzie to jest? Mam. Myśli w mojej głowie wariowały pod presją czasu. Dziesiąta trzy. Już mnie tu nie ma. Winda... proszę szybciej. No nie, to może schody. Z walizką? Dam radę - pomyślałam z przekonaniem.

Ten pomysł nie mógł nie skończyć się tak komicznym upadkiem, który na pewno usłyszała połowa akademika. Ból promieniował z różnych części mojego ciała, kiedy podnosiłam się z półpiętra. Zabrałam walizkę, leżącą dwa metry dalej pod ścianą i obolałym acz wciąż pospiesznym krokiem udałam się do miejsca zbiórki.

Cholera! Nie ma ich - ta myśl zamigotała w mojej głowie jak czerwone światło alarmu, kiedy mijając stołówkę, dalej nie dostrzegłam swojej grupy - a nie, jednak są.

- Margo! - usłyszałam wesołe wołanie Iana, kiedy znalazłam w Sali Głównej. Po chwili zauważył mój nieporadny sposób poruszania się i spojrzał na mnie lekko zdziwiony - wszystko w porządku?

Pomyślałam przez chwilę o siniakach, które zapewne już tworzyły się na mojej skórze, po czym z delikatnym uśmiechem założyłam kosmyk włosów za ucho.

- Tak, wszystko okej.

Kuzyn nie zadawał pytań, zamiast tego wzruszył ramionami i rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.

Zeszliśmy na dół schodami prowadzącymi na plac. Wchodząc do tunelu, byłam pewna, że do tego placu dojdziemy, ale ku mojemu zaskoczeniu skreciliśmy w jakąś bramkę. Po kilku minutach dotarliśmy do dworca. Byłam pod wrażeniem, co Łowcy jeszcze zmieszczą pod ziemią. Dwa perony, trzy tory. Przy pierwszym stał nasz pociąg i tak, jak autokar, którym przyjechałam do Wingger, także opatrzony był logiem ośrodka.
Pociąg był dość krótki, dostosowany do grupy. Nasze opatrzone metkami z imieniem i nazwiskiem bagaże zostawiliśmy na peronie, gdzie ktoś miał się nimi zająć. Zajęliśmy miejsca w czwórce. Sue siedziała przy oknie, ja obok niej, a Ian i Jasper na przeciwko nas. Kiedy pociąg ruszył zobaczyłam, że w czwórce obok siedzi Veronica. Od Jaspera i Iana dowiedziałam się, że jest Hiszpanką, a właściwie się tam urodziła i wychowywała, ma osiemnaście lat i jest z nimi w grupie. Gdy odwróciła się w naszą stronę, wymieniłyśmy tylko przyjazne spojrzenia wzbogacone uśmiechem.

Na miejscu byliśmy już po dwudziestu minutach. Dworzec w Lower Forest nie był schowany pod ziemią.

- Ludzie Nieba chcą żyć normalnie, więc zawsze istnieje ryzyko ataku - powiedział Jasper, który pojawił się za moimi plecami. - Choć smoki nie często atakują miasta.

- Dlaczego nie wyemigrują do Krajów Ziemskich? - zapytałam zaciekawiona.

- To tak, jakbyś chciała wyludnić całą swoją ojczyznę, z powodu niebezpieczeństwa - odpowiedział Jasper. W sumie miał rację i dobrze to ujął.

Jeździec Wśród MordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz