Polecam włączyć piosenkę!
Wystarczył jeden delikatny ruch bioder. Joey rozłożył ogromne skrzydła i wybił się z tylnych łap. W jednej sekundzie straciliśmy grunt pod nogami i znaleźliśmy się w powietrzu kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Stopniowo wzbijaliśmy się w górę, odważyłam się nawet spojrzeć pod siebie.
Pod nami rozciągały się setki, a nawet tysiące olbrzymich drzew iglastych, które wciąż pogrążone były w półmroku, kiedy słońce dopiero zaczynało swoją wędrówkę. Nawet z tej wysokości mogłam dostrzec ich ogrom. Widziałam krętą rzekę, która płynęła leniwie między drzewami i zwierzęta nad nią, które z mojej perspektywy dorównywały wielkością polnym myszom. Jednak wszystko to stawało się coraz mniejsze i mniej znaczące.
Wzmocniłam uścisk i ścisnęłam Joey'ego łydkami. Joey wzbił się jeszcze wyżej, przyspieszając nasze tempo. Lecieliśmy naprawdę szybko, czułam zimny wiatr na całym ciele. Byliśmy na tyle wysoko, że mogłam dosłownie tonąć w chmurach. Obraz stawał się mniej wyraźny. Zaczynało brakować mi tchu, powietrze było coraz rzadsze. Zobaczyłam, jak lewe skrzydło powoli opada, a w chwilę później Joey pikował już w dół. Złożone skrzydła, łeb wyciągnięty ku ziemi. Smok zaczął obracać się wokół własnej osi w błyskawicznym tempie. A wszystko to trwało niemalże ułamek sekundy. Przylgnęłam do niego jak kleszcz. Wszystko dookoła zdawało się wirować, chociaż to my się obracaliśmy. Chłodny wiatr atakował moją delikatną skórę. Patrzyłam w dół na rozmazaną plamę zieleni, która w dość szybkim tempie się do nas zbliżała. Gdy brakowało zaledwie kilku metrów, by runąć w las, Joey gwałtownie rozłożył skrzydła i znaleźliśmy się znowu w poziomie. Miałam wrażenie, jakby moje wnętrzności jednak spadły.
Lecieliśmy nisko nad lasem, niemalże zahaczając o czubki drzew. Chciałam przekonać się, czy Joey reaguje samo, jak konie. Mocno trzymając popręgi, przechyliłam się lekko na prawą stronę. Ku mojemu zaskoczeniu Joey skręcił w odpowiednim kierunku, a chwilę później znów wzbijaliśmy się w górę.
Już wcześniej wiedziałam, że Winn było niesamowitą wyspą, ale z tej perspektywy wyglądało jeszcze lepiej. Promienie słońca łaskotały mnie po twarzy. Szybko znaleźliśmy się nad jakimś jeziorem, dużo większym od tego, które znajdowało się przy Lower Forest. Joey nagle zapikował. Myślałam, byłam wręcz pewna, że zatrzymamy się tuż nad taflą wody, jak było to w przypadku lasu. Jednak Joey z impetem runął do jeziora. Na kilka chwil znaleźliśmy się pod powierzchnią, by zaraz po tym z ogromną siłą smoczych skrzydeł wystrzelić w powietrze, ociekając zimną wodą. Dla Joey'ego nie istniały żadne bariery takie, jak grawitacja czy chociażby woda. Z łatwością ciął powietrze w zawrotnym tempie, aż na powrót znaleźliśmy się wysoko w chmurach. Lecieliśmy szybko, bardzo szybko, a mimo to Joey tylko czasami machał skrzydłami. Odważyłam się nawet puścić popręgi i rozłożyć ramiona. Zamknęłam oczy, ja też leciałam, sama. Po dłuższej chwili poczułam, jak się zniżamy. Joey był bardzo gwałtowny i dynamiczny. Spadaliśmy coraz szybciej, przed nami zza chmur wyrosła nagle skalna ściana. Joey błyskawicznie odbił w drugą stronę tak, jakby się z czegoś wybił, ale nawet nie dotkneliśmy tej skały. Wtedy przypomniał mi się wpis Emmanuela, a przed oczami pojawił się nietoperz, który wykonuje takie manewry bardzo szybko. Zanim się zorientowałem, ponownie zmieniliśmy kierunek. Okrążyliśmy skalną ścianę, na którą wcześniej omal nie wpadliśmy. Znaleźliśmy się przy niewysokich górach. Joey wylądował na jednym ze szczytów z gracją wróbla siadającego na drzewie. Za sobą mieliśmy to jedno wielkie jezioro, a przed nami rozciągały się kolejne. Doliny poprzecinane rzekami. W oddali widziałam wodospad. Słońce wzeszło już dość wysoko, więc mimo tego, że dla takich miejsc mogłam poświęcać całe dnie, tym razem musiałam wrócić na zajęcia. Ponownie ruszyłam biodrami lekko do przodu i Joey wystrzelił ku niebu.
Nie jest to szczyt moich marzeń; ciężko opisać to, co miałam na myśli, ale mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Liczę na odzew w komentarzach,
do następnego!
CZYTASZ
Jeździec Wśród Morderców
FantasyNie ma przeznaczenia, przepowiedni ani wybrańców. Nie kierują nami bóstwa czy stare legendy. To my decydujemy o tym, kim chcemy być, podejmujemy własne decyzje, bo mamy rozum i wolną wolę. Sami kreujemy swoją drogę, wybieramy czy staniemy się tym, c...