Z każdym kolejnym dniem pojawiali się uczniowie. Do rozpoczęcia roku szkolnego, trenowałam z Jasperem użycie różnych typów broni, ćwiczyłam z nim na siłowni, dzięki czemu poprawiła się moja kondycja, raz wybraliśmy się nawet na ujeżdżalnie i wydało się, że umiem jeździć.
Wingger było ośrodkiem, gdzie naukę można było rozpocząć w każdym wieku. Uczniów grupowało się pod względem wiedzy, umiejętności i ich własnych preferencji. Nie było podziału wiekowego. Co roku grupy powstawały od nowa, dostosowując się do powyższych kryteriów.
Poziom ucznia wyznaczało się na podstawie indywidualnych testów sprawnościowych i rozmowy, umawianych w wybranym przez ucznia terminie. Umawiać się można było od 1 do 27 sierpnia. Ten proces przechodziło się co roku na nowo, żeby sprawdzić postęp ucznia i dowiedzieć się czy nie zmienił on zainteresowań.
Na dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego, wywieszono listy osób przydzielonych do poszczególnych nowopowstałych grup. Numeracja nie oznaczała poziomu umiejętności czy wiedzy, a kolejność grup była przypadkowa. Mnie przypisano grupie numer dwa. Jaspera odnalazłam w grupie czwartej, gdzie moją uwagę przykuło pewne nazwisko - Ian Todd.
Szkoły, takie jak Wingger, nazywane ośrodkami szkoleniowymi, były głównie dla tych, którzy wychowywali się wśród ludzi ziemi, ponieważ ci z nas, którzy od urodzenia zamieszkiwali rodzinne tereny, rzadko kiedy mieli potrzebę dokształcenia się w tej dziedzinie. Dla nich były normalne szkoły, niewiele różniące się od tych wśród Ludzi Ziemi.
- Naszą społeczność określa się jako Łowców lub Lud Nieba. Pierwotnym językiem była łacina, która z czasem przeszła do krajów Ludzi Ziemi, teraz językiem urzędowym jest angielski. Rodzinne tereny Łowców noszą wspólną nazwę - Lynnland, ale jest to bardziej określenie naszego świata, ponieważ każda wyspa bądź wysepka jest odrębnie nazwana. Ta, na której się znajdujemy, nosi nazwę Winn. Łowcy dzielą naszą planetę na Kraje Ziemskie i Wyspy Lynnlandu, choć częściej używa się określenia Wyspy Nieba - mówił wykładowca podczas pierwszych zajęć teoretycznych, który przedstawił się jako Brian Powell.
Tego roku pan Powell był opiekunem drugiej grupy, do której należałam. Pełnił poniekąd rolę wychowawcy. Do niego mieliśmy przychodzić ze swoimi problemami i dylematami lub prosić o porady, a jeśli sam nie byłby w stanie sprostać naszym oczekiwaniom, wiedział do kogo powinien by nas odesłać. Opiekunowie grup byli za nas odpowiedzialni w czasie zajęć przeważnie praktycznych, ponieważ na sali wykładowej raczej nie groziło nam niebezpieczeństwo, na różnego rodzaju wyjazdach i wyjściach poza teren chroniony szkoły.
System nauczania w ośrodkach szkoleniowych można uznać za bardzo chaotyczny. Nie ma tu dzienników z ocenami i listą obecności, nie ma potrzeby kupowania własnych książek ani podziału na przedmioty. Plan lekcji składa się z zajęć teoretycznych i praktycznych z krótkim opisem (numer sali/zajęcia w części treningowej/na arenie/w plenerze). Na lekcje wszyscy przychodzą, ponieważ chcą i nikt ich nie zmusza ani nie pilnuje pod względem obecności. Nie ma też żadnych metod na sprawdzenie wiedzy, ponieważ każdy się uczy dla siebie, a w Lynnland jest to bardzo przydatna wiedza i potrzebne umiejętności. Ponadto ośrodek oferuje też kilka dodatkowych przedmiotów, takich jak: angielski, geografia, łacina bądź języki obce. Postanowiłam chodzić na kilka z nich i zauważyłam, że przychodzi na nie dużo osób.
- Cześć! - zawołał ktoś za mną, kiedy pierwszego dnia szkoły wracałam po wykładach do pokoju. Odwróciłam się i zobaczyłam drobną szatynkę, która dopiero zdołała mnie dogonić.
- Cześć - odpowiedziałam przyjaźnie, idąc po schodach.
- Ty też jesteś nowa, prawda? - zapytała, stale się do mnie uśmiechając.
- Tak, jestem Margo - wyciągnęłam do niej rękę, którą po chwili uścisnęła.
- Susanne, ale możesz mi mówić Sue - przedstawiła się i ciągnęła dalej - jesteśmy w tej samej grupie i mieszkam w pokoju obok, a nie znam tu nikogo i...
- Rozumiem - przerwałam jej, odwzajemniając uśmiech - kiedy przyjechałaś?
- Dzień przed rozpoczęciem i jestem trochę zagubiona - tłumaczyła w pośpiechu.
- Ja nie umiałam nawet na stołówkę trafić pierwszego dnia, więc nie masz się czym martwić - pocieszyłam ją, kiedy znalazłyśmy się przy swoich pokojach. - O ile dobrze pamiętam, to teraz jest jazda konna, załóż strój treningowy i poczekaj na mnie, to pójdziemy razem - wydawało mi się, że Jasper wspominał coś o zakładaniu stroju treningowego na jazdy.
- Ojej dziękuję! - rzuciła uradowana i wpadła do swojego pokoju. Ja wygrzebałam z kieszeni klucze i otworzyłam drzwi, ale zanim weszłam do środka, usłyszałam głos Jaspera:
- Margo! Poczekaj, Margo Todd - podszedł do mnie i oparł się o framugę drzwi - nie mówiłaś, że masz tu rodzinę.
- Skąd wiesz, jak mam na nazwisko? I skąd wiesz, że mam tu rodzinę? - zapytałam z nutą zdziwienia w głosie, wchodząc do pokoju i skinieniem głowy zapraszając Jaspera do środka, a kiedy zamknął za sobą drzwi, od razu zrobiło się ciszej. Wyjmowałam z szafy strój, gdy zaczął mówić:
- Byłem ciekaw, w której jesteś grupie i wyobraź sobie, że jesteś jedyną Margo w całej szkole - oznajmił, a kiedy schowałam się do łazienki, mówił trochę głośniej - wtedy zobaczyłem, jak masz na nazwisko, a Iana znam i jesteśmy razem w grupie drugi rok z rzędu.
- Chciałabym się z nim spotkać, dawno go nie widziałam - wołałam z łazienki, a gdy wyszłam, zapytałam - na jazdy zakłada się strój, prawda?
- Tak - rzucił, przyglądając mi się - możemy się spotkać razem - powiedział, wracając do tematu, a widząc moje pytające spojrzenie, dodał - z Ianem.
- W sumie dobry pomysł - wzięłam z lodówki butelkę wody i podeszłam do drzwi - a teraz pozwól, że udam się na zajęcia z jazdy konnej.
Jasper uśmiechnął się i opuścił pomieszczenie, od razu kierując się do swojego pokoju.
- Tak właściwie - zaczęłam, kiedy zamykałam już drzwi - jak masz na nazwisko?
- Hudson - odpowiedział z figlarnym uśmiechem i zniknął za drzwiami.
Podeszłam do drzwi obok i zapukałam. Po chwili otworzyła mi Sue w niekompletnym stroju treningowym.
- Założę tylko kurtkę - rzuciła zanim zdążyłam się odezwać. Ubrała się szybko i poszłyśmy.
Sue miała niedługie mysie włosy, które lubiła wiązać w warkoczyk, i szaro-niebieskie oczy. Była drobna i słaba, więc powiedziałam jej o indywidualnych zajęciach, na które chętnie zaczęła chodzić. Była nieśmiałą osobą, ale kiedy byłyśmy razem, otwierała się. Miała sześcioro rodzeństwa, więc w tak licznej rodzinie nie zwracano na nią zbytniej uwagi. Ponadto jej starsze rodzeństwo trafiło do innego ośrodka, a młodsze wciąż mieszkało w Anglii, skąd pochodziła. Jej dziadkowie woleli zamieszkać w Krajach Ziemi, chcąc uchronić dzieci przed kulturą Łowców. Jednak jej ojciec, zanim jeszcze się nim stał, wrócił na ojczyste ziemie i poślubił jej przyszłą matkę. Wtedy oni również postanowili wychować dzieci w pozornie bezpieczniejszym miejscu i tym sposobem Sue dorastała we wspomnianej wcześniej Anglii.
Dni mijały szybko. Przez ten czas zaprzyjaźniłam się z Susanne, nie wspominając już o Jasperze, z którym widywałam się prawie codziennie. Przesiadywaliśmy na świetlicy, która znajdowała się w głębi akademika. Co raz poznawałam jego znajomych, ale o dziwo do tej pory nie trafiłam na Iana. Wreszcie, po dwóch tygodniach zajęć teoretycznych i ciężkich treningów, przyszedł czas na konfrontację z żywym smokiem na arenie.
CZYTASZ
Jeździec Wśród Morderców
FantasyNie ma przeznaczenia, przepowiedni ani wybrańców. Nie kierują nami bóstwa czy stare legendy. To my decydujemy o tym, kim chcemy być, podejmujemy własne decyzje, bo mamy rozum i wolną wolę. Sami kreujemy swoją drogę, wybieramy czy staniemy się tym, c...