- Są tu dwie grupy - mówił głośno trener, podczas gdy zebraliśmy się na arenie - druga i czwarta. Macie dobrać się w pary, ale z osobą z innej grupy - poinformował nas. Dla niektórych było to dość trudne, ponieważ nie wszyscy jeszcze dobrze poznali osoby z własnej grupy, a co dopiero z innej. Ja miałam to szczęście, że znałam Jaspera. Stojąc z Susanne, rozglądałam się za nim, kiedy wyłonił się z tłumu z chłopakiem nieco wyższym od siebie. Włosy jego towarzysza, choć podobne, były jeszcze jaśniejsze niż jego blond czupryna. Niemalże od razu rozpoznałam tą roześmianą twarz.
- Nie mieliśmy okazji się spotkać, ale widzę, że los nam sprzyja - przywitał mnie wesoło mój kuzyn.
- Ian! - zawołałam z niedowierzaniem - jak dobrze cię w końcu zobaczyć! Ale ty wyrosłeś, świetnie wyglądasz!
- Ty też wyładniałaś, Margo - uśmiechnął się i jednym krokiem pokonał dzielącą nas odległość. Znalazłam się w jego żelaznym uścisku, wtulając się w niego.
- Dzięki - szepnęłam i odsunęłam się od niego, by przedstawić moją koleżankę - poznajcie Sue - powiedziałam dumnie, wskazując z miłym uśmiechem na dziewczynę, najwyraźniej skrępowaną tą sytuacją.
- Cześć Sue - odpowiedzieli równocześnie.
- Jesteście gotowi? - usłyszeliśmy głos trenera.
- Dobra, ja biorę Margo, a wy się zapoznajcie - rzucił Ian do Jaspera i Sue. Złapał mnie za ramię, wyciągając przed grupę, bliżej trenera. - Gotowi!
Arena była ogromna i miała kształt koła, nad kamiennymi ścianami wznosiła się kopuła z grubych prętów. Były dwa wejścia: jedno wielkie, prowadzące do uwięzionych smoków, drugie mniejsze dla uczniów i trenerów wykonane z krat. Wokół areny rozciągały się trybuny.
- Broń, którą dostaniecie, jest namoczona w silnym środku usypiającym. Osoby z grupy czwartej są bardziej doświadczone i mają za zadanie was nakierowywać. Macie współpracować! W krytycznej sytuacji smok dostaje ode mnie strzałę, ale mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby - wołał Powell ubrany, jak zresztą wszyscy, w strój treningowy. Z tą różnicą, że na jego komplecie było widać ślady użytkowania. - Kto pierwszy?
- My - krzyknął Ian, a ja poczułam, że moje serce wariuje i uderza w pierś bez opamiętania.
- Skoro mamy już ochotników, to zapraszam resztę na trybuny - zawołał trener - wybierzcie sobie broń - dodał już znacznie ciszej, kierując tą wypowiedź wyłącznie do naszej dwójki.
Obie grupy zajęły miejsca, trener powiedział coś przez krótkofalówkę, a my weszliśmy do magazynku przed wejściem na arenę. Wzięłam komplet sztyletów i łuk wraz ze strzałami, Ian wybrał to samo. Wyszliśmy uzbrojeni na arenę.
- Niesamowicie się cieszę, że wreszcie się widzimy - nadawał Ian - trochę mi głupio, że nie odwiedziłem cię wcześniej, ale wiesz ten czas tak szybko leci...
- Jesteście gotowi? - zawołał trener, schodząc z areny.
Wymieniliśmy spojrzenia i przytaknęliśmy. Trener ponownie podniósł krótkofalówkę do ust i gdy tylko skończył mówić, usłyszeliśmy smoczy ryk i dźwięk otwieranej bramy. Po chwili na padok wpadł wielki, rudy smok. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to brak przednich kończyn. Właściwie nie ich brak, tylko fakt, że są one częścią skrzydeł. Łypał na nas czerwonymi oczami; z pozoru wyglądały groźnie, ale jako że oczy są zwierciadłem duszy, mogłam w nich zobaczyć strach. Smok rozejrzał się szybko po placu i gdy upewnił się, że nie ma tam nikogo prócz nas, przyjął bojową pozycję, a w naszą stronę buchnął strumień ognia. W ostatniej chwili Ian pociągnął mnie za sobą na ziemię, krzycząc "Refleks!". Czułam nad sobą żar, miałam wrażenie, że lada moment zapłonę. Gdy smok przestał ziać, przeturlałam się na plecy, ściskając w jednej ręce łuk. Ian już wstał i pociągnął mnie za sobą, ściskając za ramię, a kiedy smok zbliżył się do mnie, naciągnęłam cięciwę i strzała przecięła powietrze. Wbiła się w szyję, ale chyba na tyle płytko, że bestia nie zwróciła na nią zbytniej uwagi. Ian już zniknął mi z oczu, a ja ponownie wycelowałam. Smok skoczył w moim kierunku, kiedy jeszcze jedna strzała wystrzeliła w jego stronę, tym razem wbijając się mocniej, niedaleko tej pierwszej. Ryknął przeraźliwie, kiedy kolejne ostrze wbiło się w jego skórę. Tym razem był to sztylet Iana. Smok odwracając się do niego, machnął swoim silnym ogonem, który powalił mnie na ziemię. Uderzyłam głową o kamienne podłoże. Słyszałam w oddali moje imię. W zwolnionym tempie widziałam smoka, atakującego Iana. Słyszałam kolejny ryk i jakieś krzyki. Z trudem podniosłam się na kolana. Głowa odchylała się do tyłu, ręce trzęsły, a obraz zaczął wirować. Z całych sił naciągnęłam cięciwę, nie widząc zbytnio gdzie celuję. Wypuściłam strzałę i upadłam na zimny kamień. Wtedy przez mój umysł przemknęła myśl, że mogłam trafić mojego kuzyna, jednak szybko usłyszałam kolejny ryk, który upewnił mnie, że strzała dosięgła smoka. Leżąc na glebie, próbowałam dostrzec, co działo się na arenie, ale widziałam tylko jedną wielką plamę. Gdy zaczęłam odpływać, nachodziły mnie różne dziwne myśli. Echem odbijał mi się w głowie przepełniony bólem skowyt. Zobaczyłam brutalność, z jaką podchodzimy do tych stworzeń. Poczułam, jak bardzo to, co robimy, odbiega od zwykłej samoobrony. Ujrzałam to jako nasze hobby, niekontrolowany fanatyzm. Sposób na odreagowanie krzywd, zarówno tych wyrządzonych przez smoki jak i wszystkich innych. Sposób na wyrzucenie z siebie wewnętrznego gniewu i zawiści, a ponadto pycha i duma, że jesteśmy ponad tymi ogromnymi istotami. Chęć władzy i kontroli. Udomowiliśmy dzikie konie, oswoiliśmy psy, dlaczego nie mielibyśmy spróbować żyć obok smoków, zamiast przeciwko nim. Miasta się rozrastają, ludzi przybywa, a populacja dzikiej zwierzyny maleje, wolnych i naturalnych terenów ubywa. Człowiek nie lubi kompromisów, wszystko albo nic. Smoki albo ludzie, życie albo śmierć. I wtedy nie słyszałam już nic, odgłosy walki ucichły, a ziemia pode mną zadrżała, kiedy coś ciężkiego spadło tuż obok mnie. A później odpłynęłam w ciemność.
CZYTASZ
Jeździec Wśród Morderców
FantasyNie ma przeznaczenia, przepowiedni ani wybrańców. Nie kierują nami bóstwa czy stare legendy. To my decydujemy o tym, kim chcemy być, podejmujemy własne decyzje, bo mamy rozum i wolną wolę. Sami kreujemy swoją drogę, wybieramy czy staniemy się tym, c...