Chapter 26

1.4K 136 16
                                    

- Dlaczego to robisz? - zapytał oskarżycielskim tonem Jasper. Krążył po pokoju z rękami założonymi za głowę.

- Nie chcę być mordercą - powiedziałam w obronie swoich poglądów, nie ruszając się z parapetu. Jasper spiorunował mnie wzrokiem. Chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się. Odetchnął i dopiero odpowiedział.

- Zabijamy w obronie własnej.

- Nie zawsze - powiedziałam, pewna swojej racji.

- Przeważnie - sprostował.

Przez jakiś czas żadne z nas się nie odzywało, jakby porządkując swoje argumenty. Przez chwilę obserwowałam Jaspera, jak krążył po pokoju. Miał ściągnięte brwi, wyraźnie się nad czymś głowił.

- Jasper, przepraszam - powiedziałam po krótkiej chwili milczenia, unikając jego wzroku. Widziałam, że po tych słowach trochę się rozluźnił, ale atmosfera wciąż była napięta.

- Margo - jego głos wydawał się opanowany, niczym nie zdradzający dalszej części wypowiedzi - to jest jak nóż wbity w plecy.

- Nie przesadzasz? - zapytałam z wyrzutem, zaskoczona słowami chłopaka.

- Dla mieszkańców Wysp Lynnlandu takich jak Rose to zdrada gatunku - wyrzucił z siebie - Łowcy nie lubią zmian.

- Zmiany są potrzebne - zaoponowałam stanowczo.

Objęłam ramionami kolana i oparłam na nich brodę, z nieobecnym wzrokiem utkwionym gdzieś w przestrzeni przede mną, zaczęłam nieświadomie kołysać się w przód i w tył.

Jasper otworzył usta, by coś powiedzieć, po czym zamknął je, patrząc na mnie ze zdziwieniem.

- Masz chorobę sierocą? - zapytał z rozbawieniem, unosząc brwi, a na jego usta wkradł się ledwo zauważalny uśmieszek.

- Co? - wyprostowałam się szybko i odgarnęłam włosy z twarzy. - Nie.

Jasper w dwóch krokach pokonał dzielącą nas odległość, a psotny wyraz twarzy niemalże od razu zniknął. Kucnął przed parapetem i ujął w dłonie moje nadgarstki. Uporczywie próbował nawiązać kontakt wzrokowy, czego wcale mu nie ułatwiałam.

- Margo. - Moje oczy powędrowały do sufitu, a potem uciekły gdzieś na boczną ścianę. - Margo, spójrz na mnie - nalegał Jasper spokojnym głosem, któremu nie sposób się było oprzeć.

Jego oczy wyglądały tak niesamowicie, jakby po gwałtownej burzy czarne niebo zaczęło jaśnieć.

- Rozumiem cię, ale nie każdy będzie tak wyrozumiały. Zagorzali Łowcy powiedzą, że stanęłaś po stronie wroga. Margo, igrasz z ogniem.

- Wiem, do czego pijesz - powiedziałam, dumnie unosząc głowę - ale nie zostawię Joey'a.

***

Tamtego popołudnia nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Nasze dialogi składały się głownie z prostych, mało znaczących zdań i krótkich odpowiedzi. Nie wracaliśmy już do drażliwych tematów. Położyłam się do łóżka, pomimo wczesnej godziny, prosząc Jaspera, by został ze mną w nocy. To była moja pierwsza noc poza szpitalem i szczerze martwiłam się o swój stan zdrowia. Zgodził się. Śmiem nawet twierdzić, że sprawiłam mu tym przyjemność i nie tylko jemu. Leżeliśmy obok siebie w moim łóżku, okryci ciasno jedną kołdrą. Jego bliskość sprawiała, że czułam się bezpieczniejsza, ale to nie było to samo uczucie, które towarzyszyło mi w obecności Joey'a. Gdy byłam z tym smokiem, miałam wrażenie, jakby nic na całym świecie nie mogło mnie skrzywdzić. Jakbyśmy byli tylko we dwoje we własnym, wykreowanym przez nasze umysły raju. Natomiast wtedy przy Jasperze czułam, że mogę spać spokojnie, czułam emocje, które do mnie żywił. Czułam ciepło jego ciała i słyszałam rytmiczne uderzenia jego serca. Byłam odprężona.

Jeździec Wśród MordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz