- Chciałabym odwiedzić rodziców - mówiłam spokojnie wgapiona w sufit, bawiąc się włosami Jaspera. On natomiast opuszkami palców kreślił kręgi na moim ramieniu. - Tyle się wydarzyło, a listy to nie wszystko i chciałabym w końcu zobaczyć nasz nowy dom.
- Czy ostatnie wydarzenia nie będą stały temu na drodze? - zapytał niepewnie, a jego dłoń na chwilę zawisła nad moją skórą.
Podczas gdy tak beztrosko leżeliśmy w pokoju Jaspera, zdążyłam opowiedzieć mu o wszystkim, co wydarzyło sie w ostatnim czasie. Począwszy od niespodziewanego zjawienia się Joey, przez krótki pobyt w Doylen, aż po rozmowę z Powellem, a wszystko to wydarzyło się w czasie niewiele krótszym niż doba.
- Muszę od tego właśnie odpocząć, bo... - westchnęłam bezradnie - boję się, że nie sprostam temu, co mnie czeka.
Sufit wydawał się stawać coraz mniej biały od długiego wpatrywania się w niego, więc w oczekiwaniu na słowa otuchy przeniosłam spojrzenie na szafkę, błądząc wzrokiem między książkami. Z ulgą poczułam, jak ręka chłopaka powraca do wcześniejszej czynności.
- Tak, to jednak dobry pomysł - powiedział z aprobatą, co spowodowało nieznaczną poprawę mojego nastroju. Nijak nie skomentował mojego lęku, bo zapewne sam miał wiele pytań i wątpliwości dotyczących bliskiej przyszłości, więc postanowiłam zmienić temat.
- Pojedziesz ze mną?
- Co? - rzucił zaskoczony - do twoich rodziców? - wyraźnie zaznaczył środkowe słowo, jakby obawiał się spotkania z nimi.
- Moglibyście się wreszcie poznać - wyjaśniłam spokojnie, wiedząc, że rodzice ucieszyliby się, gdybym nie przyjechała sama. - Zapytam też Iana, czy z nami pojedzie - dodałam po chwili, gdyż był to świetny pomysł.
- No nie wiem - powiedział bez przekonania.
- Na pewno się zgodzi, tobie będzie raźniej i wszyscy będą zadowoleni - przekonywałam go, po czym odwróciłam twarz w jego stronę i pocałowałam go w policzek.
- A co się będzie działo przez ten czas z Joey'm? - zmienił szybko temat. Chyba po raz pierwszy nazwał smoka jego imieniem. To by wskazywało, że go zaakceptował.
- Wyjedziemy tylko na trzy dni, na weekend - powiedziałam z ledwo słyszalnym zapytaniem w głosie.
- Pogadaj z Ianam - brzmiał tak, jakby właśnie wyciągał białą flagę.
Jednak dalej nierozwiązana pozostawała kwestia spotkania Powella z Joey'm. Może nie tyle spotkania tych dwojga, ale obserwacji mnie i smoka razem. Udaliśmy się więc do Iana z zamiarem omówienia tej sytuacji i propozycją odwiedzin moich rodziców, ale niestety w jego pokoju go nie zastaliśmy. Sprawdziliśmy świetlicę, stołówkę i taras widokowy, ale nigdzie go nie było. Dopiero po chwili namysłu postanowiliśmy pójść do części treningowej i wreszcie znaleźliśmy mojego kuzyna na basenie.
- Nie wejdziecie? - wołał Ian, szczerząc się do nas z wody. Mokre włosy przylepiły się mu do czoła, a pojedyncze krople wody skapywały z czubka jego nosa.
Oboje z Jasperem pokręciliśmy przecząco głowami, stojąc na skraju basenu. Ian domyślał się pewnie, w jakiej sprawie przyszliśmy, dlatego szybko pokonał dzielącą nas odległość i zwinnie wyskoczył z wody. Odsunęłam się od niego gwałtownie, unikając tryskającej w moim kierunku wody.
- Skoczę tylko do szatni - rzucił krótko i pobiegł na swoich chudych, długaśnych nogach we wspomnianym wcześniej kierunku.
***
Chłodne podmuchy wiatru mieszały się z ciepłym powietrzem wydychanym przez Joey'a. Jego czarny łeb wisiał tuż przy mojej twarzy, a w blado zielonych ślepiach odbijał się idealny okrąg księżyca. Cała polana, porośnięta bajecznymi kwiatami i soczyście zieloną trawą, skąpana była w jego blasku. Czułam wilgoć w butach mokrych od rosy. W powietrzu unosiła się przyjemna woń lasu i otaczających nas roślin. Śpiew nocnych ptaków zagłuszony był ciężkim oddechem smoka. Skryci na łonie natury, niczym dwoje spotykających się potajemnie kochanków, tworzyliśmy scenę godną romantycznych* powieści.
Wizja powrotu do Wingger i rewolucji, jaką miałam przeprowadzić, najzwyczajniej mnie przerażała. Nie byłam gotowa na takie posunięcie tym bardziej, że byłam osamotniona w tym działaniu. Jednak stojąc spokojnie sam na sam z dziką bestią z dala od ludzi, utwierdzałam się w przekonaniu, że pora zdjąć ze smoków jarzmo śmiercionośnej działalności Łowców. Spokój, jaki odczuwałam, był tylko i wyłącznie wynikiem obecności Joey'a, ponieważ będąc przy nim, czułam się bezpiecznie.
- Skup się, Margo! - rzucił stanowczo Jasper.
Po raz kolejny trzeba było przywoływać mnie z powrotem na ziemię, ponieważ zdecydowanie za często dawałam się ponieść myślom niezwiązanym z tematem obecnej dyskusji. Odbywała się ona w moim pokoju. Ian rozciągnął się wygodnie na moim łóżku, ja siedziałam przy nim oparta o ścianę z kolanami pod brodą, a Jasper okupował wysunięte na środek pokoju krzesło. Wałkowaliśmy ten temat przez godzinę, omawiając za i przeciw oraz rozpatrując każde możliwe ryzyko.
- Mimo wszystko on musi to zobaczyć, bo inaczej stoimy w miejscu - zabrałam głos, podsumowując całe nasze posiedzenie. - Najtrudniej jednak będzie się do tego przygotować.
- Może zacznijmy od wyboru miejsca - zasugerował Hudson.
- Myślę, że najlepszy do tego będzie las - powiedział z ożywieniem Ian, dźwigając się na łokciach - z dala od cywilizacji - zaczął gestykulować prawą ręką, na drugiej ciągle się podpierając. - Jakieś spokojne miejsce, dużo przestrzeni, ale trzeba też uważać, żeby nie trafić na inne smocze terytorium.
- Słuszna uwaga - przyznałam, kiwając lekko głową - jeszcze tego mi brakuje, żeby na oczach Powella się pożarły. - Prychnęłam pod nosem na tę niedorzeczną myśl.
- Więc? - dopytywał Jasper, wyraźnie już zmęczony całą tą sytuacją. Oboje spojrzeliśmy na niego pytająco i zanim zrozumiałam, o co pyta, kontynuował - las to pojęcie bardzo ogólne, musisz wyznaczyć jakieś konkretne miejsce.
- Zrobię to - odpowiedziałam natychmiast - zaraz - dodałam z lekkim uśmiechem, wciąż opierając brodę na kolanach. - Teraz muszę dokładnie przemyśleć, jak przygotować do tego Powella...
***
- Witam ponownie - zagadałam uprzejmie opiekuna grupy, dosiadając się do niego na stołówce późno-obiadową porą - mogę się na chwilkę dosiąść?
- Pewnie, siadaj - wymamrotał z ustami pełnymi kurczaka, po czym sięgnął po serwetkę i przełykając mięso, wytarł resztki sosu z twarzy.
- Chcę żeby Pan poznał Joey'a, ale muszę was obojgu do tego przygotować.
*chodzi o epokę, a nie gatunek
CZYTASZ
Jeździec Wśród Morderców
FantasyNie ma przeznaczenia, przepowiedni ani wybrańców. Nie kierują nami bóstwa czy stare legendy. To my decydujemy o tym, kim chcemy być, podejmujemy własne decyzje, bo mamy rozum i wolną wolę. Sami kreujemy swoją drogę, wybieramy czy staniemy się tym, c...