Chapter 20

1.5K 160 12
                                    

W chmurach czas płynie zupełnie inaczej. Nawet nie spodziewałam się, jak dużo czasu spędziliśmy w powietrzu. Rozstaliśmy się nad jeziorem niedaleko Lower Forest, zdjęłam tylko popręgi z Joey'a i szybkim krokiem ruszyłam na Leśną.
Wstąpiłam na chwilę do stajni i zręcznie wskoczyłam przez okno do swojego pokoju w domu państwa Bell. Najszybszej jak to było możliwe, przebrałam się ze stroju treningowego w zwykłe ubrania. Spojrzałam na zegarek.

Cholera, jak późno!

Zbiegłam do kuchni; o dziwo Rose czekała na mnie ze śniadaniem.

- Zobaczyłam, że cię nie ma, więc pomyślałam, że wyszłaś i na ciebie poczekam - powiedziała pogodnie, podsuwając mi pod nos talerz kanapek, kiedy zdążyłam już usiąść przy stole.

- Oh, Rose - zająknęłam się - na prawdę nie musiałaś - było mi trochę niezręcznie, w końcu niczym sobie nie zasłużyłam. - Dziękuję.

- Nie ma sprawy - uśmiechnęła się ciepło i przyglądała, jak jem. Byłam naprawdę głodna.

Po śniadaniu, najedzona i z wielkim entuzjazmem, który towarzyszył mi od samego rana, ruszyłam z Rose do stajni. Jak zawsze dosiadłam Johna. Kwadrans później byłyśmy już w miejscu zbiórki. W drodze do lasu ja, Rose, Jasper i Ian oddaliliśmy się trochę od grupy. Uśmiech nie schodził mi z ust, dużo z nimi rozmawiałam, po prostu promieniowałam pozytywną energią. Znowu byłam duszą towarzystwa.

- Wróciła stara Margo! - zawołał Ian, gdy opuszczaliśmy miasto, a ja opowiadałam jakąś śmieszną historię z lat spędzonych wśród Ludzi Ziemi.

Odwróciłam się do niego i spojrzałam pytająco.

- O co ci chodzi? - rzuciłam rozbawiona.

- Przez ostatnie tygodnie zachowywałaś się jak całkiem inna osoba - wyjaśnił z lekkim grymasem na twarzy.

- Pierwsze tygodnie naszej znajomości różnią się od tych ostatnich - potwierdził Jasper z całkiem poważną miną.

Przez chwilę milczeliśmy, aż w końcu odezwał się Ian:

- Kiedyś z Margo - mówił tym swoim specyficznym rozbawionym głosem - zbudowaliśmy bazę na drzewie, no i, w sumie nie jedną, ale ta była najlepsza i ....

Czy ukrywając swoje poglądy, sama zaczęłam zamykać się w sobie? Zaczęłam dziczeć, spędzając cały wolny czas w lesie? Przestałam ufać ludziom, bo przecież miałam już kogoś, kto wydawał się być najbardziej zaufaną istotą na świecie. Kogoś, przy kim czułam się bezpieczniej nawet niż wśród znajomych. Jak te dwa tygodnie w Lower Forest zmieniły moje relacje z otoczeniem i jak w tym czasie nawiązałam tak silną więź z bestią, którą tradycja karze zabić? Na zaufanie drugiego człowieka pracujemy miesiącami, latami. Dlaczego więc jestem gotowa za Joey'm skoczyć w ogień? W końcu to tylko krótkie dwa tygodnie.

Pamiętam, jaki to był ból, gdy nie potrafiłam pogodzić moich poglądów - które z pewnością wpływały na mój charakter i osobowość - ze światem Łowców i ludźmi, którymi się otaczałam. Wewnętrzny niepokój i liczne zmartwienia bardzo ograniczały moje kontakty z otoczeniem. Do czasu aż nieświadomie przeszłam na jedną ze stron, zamiast je ze sobą pogodzić. Teraz muszę to naprawić, wrócić do świata ludzi.

Dzięki chłopaki, że mi to uświadomiliście.

Skończyły się moje przemyślenia, mózg zaczął rejestrować bodźce zewnętrzne lub po prostu zaczęły one docierać do mojej świadomości; Ian skończył historię z dzieciństwa i całą grupą galopowaliśmy w głąb lasu. Panowała przy tym przyjemna cisza, przerywana jedynie uderzeniami końskich kopyt o ziemię. Nikt nic nie mówił, nie pytał i nie zwracał uwagi na moją chwilową duchową nieobecność. Nagle pojawiły się nowe odgłosy - jakiś szelest gdzieś w oddali. Jednak chyba nikt poza mną tego nie usłyszał. Skrobanie kory. Nie, to nie są odgłosy z twojej głowy.

Jeździec Wśród MordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz