Chapter 16

1.4K 158 19
                                    

Czy człowiek może być bardziej niezdecydowany? Popadać ze skrajności w skrajność w tak krótkim czasie? Nie wiedziałam, co chcę zrobić. Zatrzymałam się jedynie na chwilę przy jeziorze, by zmyć z dłoni krew, zmyć pamięć po morderstwie; zagłuszyć sumienie. Choć nie do końca pewna, ruszyłam w stronę Joey'a. Już się nie bałam go tak nazywać, w ogóle jakkolwiek nazywać. Jeśli zechce, będę z nim, jeśli odleci, nie będę miała mu tego za złe. Jeśli mnie zje, też mu wybaczę.

Zsunęłam się po skalnej ścianie. W środku było jeszcze ciemniej niż na górze. Stałam tam chwilę, gapiąc się bezmyślnie na smoka w drugim końcu jaskini. Czy jeszcze żył? Leżał pod ścianą tak, jak wtedy, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy. Nie wiedziałam, co myśleć na temat tego, co się stało i co się wciąż działo. Dlatego też wyciszyłam umysł i ostrożnym krokiem zbliżałam się do Joey'ego. Wtedy zobaczyłam jak wielki gadzi pysk unosi się, a obojętne ślepia zaczynają mnie obserwować. Uczucia wzięły górę i padłam na kolana, raniąc się o kamienie. Słone łzy zaczęły mimowolnie spływać po rozgrzanych policzkach. Jak nigdy, targały mną emocje, które ciężko było opanować. Sekundy zamieniały się w minuty, które jakoś szybko uciekały, a ja wciąż klęczałam, czując ból w kolanach. Chciałam podejść bliżej, dotknąć go, poczuć pod palcami jego łuskowatą skórę, ciepło jego ciała. Nie wiedziałam jednak, na ile mogę sobie pozwolić. Podniosłam się na drżących nogach i zrobiłam kilka kroków w jego stronę, intuicyjnie pochylając głowę. Wdepnęłam w stojącą na dnie gawry wodę, która raz sięgała moich kostek, raz kolan. Nie zważając na to, szłam dalej w tym samym kierunku, aż nagle, kiedy chciałam unieść głowę i spojrzeć na smoka, skończył mi się grunt pod stopami i wpadłam do wody. Joey wzdrygnął się na tak gwałtowny ruch i podniósł się, prawdopodobnie po to, by zobaczyć, gdzie zniknęłam. Podpłynęłam kolejne metry w jego stronę, śmiejąc się ze stresu. Wtedy stało się moim zdaniem coś niesamowitego. Joey również wszedł do wody i poczułam, jak jej poziom się podnosi, a fala znosi mnie na skały. Smok wyciągnął skrzydła i szyję ku górze, jakby się rozciągając, a następnie zwrócił swój łeb w moją stronę. Powąchał mnie, po czym pchnął nosem tak, że odpłynęłam z metr do tyłu. Zapomniałam wtedy o krwi na rękach i poczułam się, jakbym najzwyczajniej w świecie brała kąpiel w jeziorze ze swoim pupilem. Podziwiałam jak obmywa swoje gojące się już rany i wtedy zrozumiałam, dlaczego to robię. Dla takich własnie chwil, które wydawały się być magiczne. Przez moment nawet zaczęłam się zastanawiać, czy nie śnię, ale wtedy dotarł do mnie chłód wody i poczułam ciężar mokrych ubrań. 

- Na pewno jesteś głodny - zawołałam radośnie, a mój głos odbił się echem po jaskini.

Pełna entuzjazmu i nowej energii ruszyłam na moim wiernym wierzchowcu w stronę miasta. Lower Forest powoli się regenerowało. Łowcy opatrywali rannych, usuwali smocze cielska z ulic i budynków, zbierali broń. Ja jednak czułam się tak, jakby cała ta sytuacja mnie nie dotyczyła. Jakby to była tylko sceneria, a ja żyła w innym świecie. Galopując ulicami przedmieścia dostrzegłam rozerwanego konia. Na ten widok zakłuło mnie serce i ścisnął się żołądek. Poczułam się jeszcze gorzej na myśl tego, co zamierzałam zrobić. Miałam wrażenie, jakby moje człowieczeństwo się wyłączyło, a ja stałam się wyprana z emocji, kiedy ściągałam resztki uprzęży i przywiązywałam ciało do siodła. Tak jak uprzednio dzika, tak i teraz martwego konia zaciągnęłam do lasu. Gdy schowaliśmy się między drzewami, zatrzymaliśmy się na chwilę i pozwoliłam Johnowi odpocząć. Zeskoczyłam na ziemię i pogładziłam go między oczami.

- Jesteś dzielny - szeptałam do niego, głaszcząc go po szyi - wspaniały z ciebie koń.

Niedługo później ruszyliśmy stępa w stronę jaskini. Ustawiłam Johna bokiem do gawry i kiedy rozplątałam węzły, pozwoliłam mu odejść. Sama zaś siedząc na ziemi, w pocie czoła spychałam truchło nogami. Kiedy zad zaczął się zsuwać, reszta zjechała za nim. Siedząc na krawędzi obserwowałam jak z cienia wyłania się Joey i pochłania martwe zwierzę. Żołądek ścisnął mi się jeszcze bardziej, kiedy przez myśl przeszło mi, że równie dobrze to mógł być John. Odepchnęłam od siebie tę okropną wizję i dalej przyglądałam się smokowi, który po skończonym posiłku spojrzał na mnie, by po chwili powrócić w mrok. Wracając na Leśną, podziwiałam las, który oświetlały pierwsze promienie wschodzącego słońca. Zaprowadziłam Johna do stajni i gumową szczotką rozmasowałam jego rozgrzane ciało. Tym razem postanowiłam wejść drzwiami, co nie zdarzało mi się często, jednak moje okno było zamknięte.

Jeździec Wśród MordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz