- Naturalnie - odpowiedział Powell, przerywając posiłek, po czym spojrzał na mnie wyczekująco, dając mi do zrozumienia, żebym kontynuowała.
- Jedno dłuższe spotkanie powinno wystarczyć, tego naprawdę nie jest dużo - mówiłam szybko, dziwnie się czując z powodu zamiany ról w relacji uczeń-nauczyciel - kwestia wiary - dodałam - i myślę, że biblioteka będzie odpowiednim miejscem.
- Jeśli nie narazimy się na podsłuchiwaczy, to jak najbardziej - zgodził się - kiedy proponujesz?
- Jeżeli będzie Pan wolny, to możemy umówić się na jutro po śniadaniu, pasuje?
- Oczywiście - uśmiechnął się z aprobatą, po czym dodał - nie musisz się spieszyć, zwykle przychodzę pod koniec, chyba że im wcześniej, tym lepiej, hm?
- Nie, nie, nie będziemy się spieszyć - powiedziałam, odwzajemniając uśmiech.
- To jesteśmy umówieni - ucieszył się.
- Tak, tak - przytaknęłam dwukrotnie i skinęłam głową - smacznego, do zobaczenia! - zawołałam, już odchodząc.
Powell również się pożegnał, po czym kontynuował posiłek.
***
Zastanawiało mnie, gdzie znajdował się wtedy Joey, za którego widokiem zdążyłam się już stęsknić. Jak szybko na powrót się zjawi, czy nikt przy tym nie ucierpi i w jakich okolicznościach się to wydarzy? Te same pytania wciąż nie dawały mi spokoju i utrudniały skupienie się na czymkolwiek. Rozważałam wybranie się na ujeżdżalnię, ale jazda konna za bardzo kojarzyła mi się z lasami pod Lower Forest a tym samym z Joey'm. Jednak wkrótce wykluczyłam z tego powodu więcej zajęć, w tym dla przykładu pływanie czy jogging.
Z rękawicami na rękach, nieco schematycznie uderzałam w wiszący przede mną worek treningowy, co chwilę zmieniając cios bądź wzbogacając uderzenia kopnięciem. Czoło miałam mokre od potu, a twarz oblały zdrowe wypieki. Boks był sportem, który w żadnym stopniu nie przypominał mi o Joey'm. Co więcej wracały wspomnienia z życia wśród Ludzi Ziemi, a przed oczami jawiły mi się twarze dawnych znajomych z Nashville, z którymi zwykle trenowałam. Obecnie żyłam w nieco odmiennym świecie, a wcześniejsze życie wydawało się być moim poprzednim wcieleniem, jeśli wierzyć w reinkarnację. Jednak mimo tego jak zostałam wychowana i jakimi sposobami przygotowana do przeprowadzki do Krajów Nieba, lubiłam odtwarzać sobie w głowie czasy dziecięcej beztroski i nastoletnich szaleństw.
Po powrocie do pokoju wzięłam szybki, zimny prysznic, który zmył ze mnie ciężar tego dnia i dodał energii. Chodź robiło się już późno, nie odczuwałam zmęczenia, dlatego postanowiłam wreszcie uporządkować całą moją wiedzę na temat smoków. W tym celu wybrałam się do Hipermarketu, który był czynny całodobowo. Tam, spośród szerokiego asortymentu, wybrałam gruby, ciemnozielony dziennik w okładce wykonanej z kory drzewa Fiducia - tak przynajmniej napisali na nalepce przylepionej na dzienniku, którą zaraz po zapłaceniu ostrożnie oderwałam i wyrzuciłam po drodze do śmietnika. Do późnej godziny przepisywałam wszystkie notatki i obserwacje dotyczące smoków, a mimo to część i tak musiałam odłożyć na następny dzień.
Sen jednak był słaby i niespokojny, a do tego krótki, ponieważ po przebudzeniu się wczesnym rankiem nie było możliwości, żeby udało mi się zasnąć ponownie. Potrzebowałam się jakoś rozluźnić, odprężyć, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Wtedy pomyślałam, że najlepiej zrozumie mnie tylko Ian, do którego postanowiłam się wybrać. Kuzyn nie miał mi za złe, że go obudziłam. Zresztą często przychodziłam do niego o dziwnych porach i z dziwnymi sprawami.
- Spokojnie, kwiatuszku - powiedział z uśmiechem i nie do końca otwartymi jeszcze oczami, sadzając mnie na swoim łóżku po tym, jak poprosiłam go o drobną przysługę - dla ciebie wszystko, ale musisz się uspokoić i coś zjeść, bo na pewno dawno nie jadłaś.
CZYTASZ
Jeździec Wśród Morderców
FantasyNie ma przeznaczenia, przepowiedni ani wybrańców. Nie kierują nami bóstwa czy stare legendy. To my decydujemy o tym, kim chcemy być, podejmujemy własne decyzje, bo mamy rozum i wolną wolę. Sami kreujemy swoją drogę, wybieramy czy staniemy się tym, c...