-Olek.-Nie odpowiedział.Zabrałam rękę.
-Ola,daj rękę.-Złapał za nadgarstek i przysunął ją bliżej siebie.-Z tym trzeba iść do lekarza.
-To tylko draśnięcie.
-Draśnięcie?To jest rozcięte do kości!
-To nic.
-Przepraszam.-Szepnął.Objął mnie i pocałował w czoło.
-Za co?
-Że mnie nie było,kiedy to się stało.
-Olek,nie mogłeś tu być,ważniejsze było w Warszawie.
-Ale mówiłem,że przyjadę.To nie,a teraz widzisz.
-Nic się nie stało.Zagoi się.-Uśmiechnęłam się.Do pokoju weszła Olga.
Przyniosła dla Olka górę jedzenia.
-O Boże,Olga dziękuję.-Powiedział,jego oczy cieszyły się na myśl o takiej ilości jedzenia.
-Nie ma za co.Jesteś młody,musisz jeść i ta pani też.-Spojrzała na mnie.
-Przecież jem!
-Kiedy?Wczoraj rano?!Już drugi dzień prawie nic nie jesz!-To pięknie.Odwróciłam głowę,żeby tylko nie patrzeć mu w oczy.
-Zrobisz jej coś do jedzenia?-Spytał Olek.
-Oczywiście.-Powiedziała i wyszła z pokoju.
Nadal na niego nie patrzyłam.Podniosłam się i wyszłam do łazienki Wiedziałam,że teraz zacznie się jego gadanie.A tego nie chciałam.Po prostu nienawidzę,kiedy jest poruszany temat jedzenia.On zawsze mówi,że powinnam jeść,ale ja nie potrafię.Jestem przyzwyczajona do jednego małego posiłku w ciągu dnia.Chociaż Olek od półtora roku wpaja mi zdrowsze nawyki żywieniowe.Po prostu nie nauczę się jeść,tak jak on by chciał.Przy w wzroście 1,65 ważę 45 kilogramów.Dla mnie to jest idealna waga.Może gdzieniegdzie wystają mi kości,ale wygląda to dobrze.Chociaż on na moją wagę i tak narzeka.
Przyszedł za mną do łazienki.Stałam przodem do lustra i podniosłam koszulkę,odsłaniając chudy brzuch.Stał za mną i patrzył w odbicie.
-Jestem obrzydliwa.-Szepnęłam i puściłam koszulkę.
-Nie jesteś,przestań.-Objął mnie od tyłu.
-Jestem.Zawsze mówisz,że jestem za chuda.
-Bo jesteś chudziutka,ale dla mnie jesteś idealna.
-To dlaczego karzesz mi jeść?
-Bo nie chcę,żebyś była jeszcze chudsza.
-Nic mi nie będzie.
-Ola,ja kontroluję ile ważysz.Teraz masz niedowagę i schudniesz jeszcze trzy kilo i to podchodzi pod wygłodzenie lub anoreksję.Nie chcę, żebyś chudła,a jak nie będziesz jadła to waga się nie utrzyma.
-Mhm.-Odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam do niego.
-Będziesz jeść?-Powiedział do mojego ucha.
-Będę.
-I bardzo dobrze.-Pocałował mnie w skroń i objął w pasie.-Chodź,zabandażuję ci rękę.-Pociągnął mnie do pokoju.
Usiadłam przy biurku,a Olek zaraz na przeciwko mnie z bandażem i czystą gazą.Chciałam być silna.Chociaż nienawidzę,kiedy polewają mi ranę wodą utlenioną.Spojrzał w moje przestraszone oczy i tylko się uśmiechnął.Przytrzymał moją dłoń za nadgarstek.Polał ranę,tylko zacisnęłam drugą rękę i oczy.
-Twardziel.-Powiedział z uśmiechem,roześmiałam się.Położył gazik i owinął moją dłoń.
Na biurku stało nasze jedzenie.Wstał i podniósł mnie,obejmując jedną ręką w pasie,a drugą trzymał moją dłoń.Obrócił mnie i z powrotem objął.-Zjesz ze mną romantyczną kolację?-Spytał.Roześmiałam się,ale spojrzał na mnie z powagą.
-Ty tak poważnie?-Wtedy i ja spoważniałam.
-Tak,ja nie żartuję.
-Przepraszam.Tak,z miłą chęcią.-Odpowiedziałam tak wykwintnie?Tak?To tak można napisać?
Poprawiłam makijaż,a on w tym czasie nakrył do stolika,który stoi w moim pokoju.Zapalił świece,żeby było całkowicie romantycznie.Przyciemnił trochę pokój,opuszczając częściowo rolety.Kiedy wróciłam wszystko było już gotowe,a on siedział na miękkiej,czerwonej pufce,która jest czymś wypchana.Usiadłam po przeciwnej stronie.Patrzyłam mu w oczy i nie mogłam przestać się uśmiechać.Uwielbiam spędzone z nim chwile,a zwłaszcza takie jak ta.
-Co prawda wina nie kupiłem...ale mam sok pomarańczowy.-Podniósł z ziemi karton soku.Wybuchnęłam śmiechem.-Czy zechce pani skosztować?-Spytał,odkręcając nakrętkę.Kocham,kiedy tak się wydurnia.
-Tak,poproszę,ale tylko odrobinkę.
-Tak,racja.Przecież nie chcemy,żeby pani była w nieświadomości.Bóg wie co może się stać!-Boże jak ja go kocham!
-Właśnie proszę pana,teraz tylu niebezpiecznych ludzi się tu kręci.
-A zwłaszcza niezaspokojonych.-Odpowiedział.Już wiedziałam,o co mu chodzi i byłam przygotowana,ale chciałam zaczekać do wieczora.
-Proszę pana,ale z pana...-Udawałam oburzoną.
-Kto?
-Zboczuch!
-Wypraszam sobie!Może lepiej jedzmy,bo naprawdę jestem głodny.-Roześmiałam się i zaczęliśmy jeść.
Kolacja była boska!Cały czas się śmiałam!Po prostu,kiedy jestem w jego towarzystwie to nie ma mowy,żebym się nie śmiała.Ale było fajnie tylko do pewnego momentu,bo wtedy odezwał się mój telefon.Wzięłam go do ręki i go odblokowałam.Nacisnęłam na kopertę i...Znowu od tego kolesia:"Tylko go pocałuj,a cię zabije suko!"Boże,skąd on to wszystko wie?!Olek wyciągnął do mnie rękę po telefon.Dałam mu go.Przeczytał treść i spojrzał w stronę okna.W moim ogrodzie jest wielkie drzewo,zaraz na przeciwko mojego okna.Właśnie tam ktoś siedział i pisał kolejnego SMSa.Olek od razu się poderwał,otworzył okno balkonowe i zeskoczył w dół.Pogrzało go?!Przecież mogło mu się coś stać.Widziałam,jak biegnie w tamtą stronę.Od razu zbiegłam na parter i wybiegłam na taras do ogrodu.Olek właśnie złapał tego chłopaka i przyparł do ogrodzenia.I pierwsze co z robił to wyrwał telefon z jego dłoni i rzucił nim o kostkę brukową.Roztrzaskał się dosłownie na części.
-Więcej do niej nie napiszesz, rozumiesz?!-Uderzył go pięścią w twarz.Nic nie odpowiedział.-Rozumiesz?!-Ponownie go uderzył.Nadal nic nie mówił.-Tak czy nie?!-Znowu go uderzył.
-Olek,przestań!-Złapałam go za rękę,ale ją zabrał.
-Rozumiesz?!-Krzyknął.Pokiwał głową.-Po co to robiłeś?!Dlaczego skaleczyłeś jej rękę?!-Zaczął go okładać pięściami i kopać.Próbowałam go odciągnąć.
-Proszę cię,przestań!-Wtedy puścił moją dłoń,upadłabym,ale w ostatniej chwili się odwrócił i mnie złapał.
Ten chłopak przewrócił się na ziemię.Twarz miał w krwi,po prostu wyglądał strasznie.W ogóle się praktycznie nie ruszał. Olek był wściekły, ale odetchnął kiedy nie uderzyłam o ziemię.
YOU ARE READING
Co z nami będzie?!
Roman d'amourOla.17 lat.Olek,jej chłopak,najlepszy pod słońcem.Ich związek jest trochę skomplikowany.Znają się od małego,on wyjechał do Londynu,a ona wyprowadziłam się do innego miasta.Przed przeprowadzką była z Patrykiem,nie zakończyła tego,bo nie umiałam,nadal...