MARA
Zazdrość według słownika to uczucie czy frustracja odnosząca się do rzeczy zaspokajającej naszą potrzebę i należącą do innej osoby.
Nie postrzegałam zazdrości w ten sposób.
Podobno łatwo określić stopień zazdrości w stosunku do danej osoby.
Ale co miałam zrobić? Zawsze komuś zazdrościłam. Taka już byłam.
Zazdrościłam Kirze. Mojej najlepszej przyjaciółce. Wszystkiego. Rodziny, której ja nie miałam. Blond włosów. Cudnej figury. Zadziorności. Chłopaka - w danej chwili Gavina. I cycków. To było frustrujące. Mówię wam. Mój brak piersi był... nie do opisania.
Dlatego nie wiem co strzeliło mi dziś do głowy i jakim cudem udało mi się okłamać na tyle Kirę, o tym co zamierzam. Otóż miałam w planach wyprawę do jej nowego collegu. Przekonywałam się, że jadę tam tylko po ty by zobaczyć czy moja przyjaciółka będzie miała tam dobre warunki. Jednak to nie była prawda. Jechałam tam, bo jej zazdrościłam.
ZAZDROŚĆ to mój przeklęty kaprys z dnia na dzień rosnący do poziomu mojego nabrzmiałego ego.
No cóż, Maro, jesteś w czarnej dupie.
To kolejny ewenement mojej osobowości. Mówienie do siebie. Według naukowców to oznaka wielkiej inteligencji, i tego się w sumie trzymałam.
- Maro!
Podskoczyłam na dźwięk zbliżających się kroków Kiry.
- Idziesz dziś na zajęcia? -spytała.
Pokręciłam głową i przeczesałam czarne włosy. Zaraz miałam przefarbować je na zielono. Ot cała ja. Kira wzruszyła ramionami i przejechała błyszczykiem po ustach.
- Jak wyglądam? - odwróciła się w moją stronę.
- Jakby zaraz miał cię ktoś przelecieć - poruszyłam brwiami w naszym znanym geście.
Wyszczerzyła zęby i przygładziła czarną bluzę włożoną do ciemnych rurek.
- Tak właśnie - cmoknęła i po raz kolejny otoczyła oczy czarną kredką. Nie lubiłam tego w niej. Jej poczucia, że nie jest idealna. A była. Dla mnie była. Wzorowałam się na niej.
- Kocham cię - wrzasnęłam za nią, gdy wychodziła z pokoju na jej ostatnie zajęcia w szkole z internatem w Londynie. Kiedy wreszcie zostałam sama odetchnęłam. Poczucie, że okłamuję Kirę ściskało mnie w żołądku.
Zabrałam z szafki farbę i ruszyłam do łazienki przekonując się, że robię dobrze.
Godzinę później przemierzałam rozległy szkolny parking z burzą zielonych jak sałata włosów.
Uwielbiałam w sobie tą wolność wyboru. Od kiedy skończyłam osiemnaście lat mogłam robić co chciałam, a dupny dom dziecka z którego się wyrwałam mógł mi nawciskać.
Poklepałam się po tyłku. Akurat mój tyłek był cudowny. Opłaciły się ćwiczenia, Maro.
Westchnęłam i wskoczyłam do samochodu. Otworzyłam okna i wyjechałam z parkingu. Włączyłam na cały regulator Twenty One Pilots. Przez dzisiejszy dzień jesteś ich fanką, szepnęłam do siebie.Parę razy gubiłam drogę i myliłam się w wyśpiewywanym przeze mnie tekście. W pewnym momencie jadąc przez pustą drogę dostrzegłam jakiś obskurny sklep. Zachciało mi się czegoś napić więc zatrzymałam się przed nim. Podrapałam się w głowę i przejrzałam w lusterku.
Kiedy wysiadłam dostrzegłam jakiegoś napakowanego chłopaka palącego papierosa i opierającego się o maskę samochodu. Z tej odległości nie widziałam go dobrze, ale jego stojące włosy i lekkie tatuaże wskazywały wiek zbliżony do mojego.
CZYTASZ
Stick the rules
RomantizmKażdy mówi, że przeciwieństwa się przyciągają! W tym przypadku jest zupełnie inaczej! Maksym Sade uwielbia kobiety - do tego zalicza się też jego matka, którą kocha ponad wszystko, no i nawet bardziej! Gdy jedna z nich - Emily Parker - zrobi mu bard...