Mamuśka nadchodzi

494 35 7
                                    

MAKSYM

Mama opiekowała się mną jak i moim młodszym bratem od zostawienia nas przez ojca. Dziękowałem za każdym razem za jej bezinteresowność, ale w sprawie z zielonowłosą pięknością udało mi się zapomnieć o jej przyjeździe na dzień otwarty.

Moje zaskoczenie wezbrało do tego stopnia, iż nie poświęciłem doczesnej uwagi Faworkowi na jaką zasłużył.

Siedząc teraz na ławce przed akademikiem i patrząc na jej niknący w oddali samochód uznałem, że jestem najbardziej popierdzielonym na świecie facetem, który nie wziął od takiej gorącej laski numeru.

Jedynym pocieszeniem jaki mógł być mi zaserwowany był wjeżdżający na podjazd stary pikap mamy.

Od parunastu minut sprawdzałem jej przebiegłe sms' y mówiące o tym kiedy to pojawi się pod moimi drzwiami. Czasem była przerażająca.

Ale kochałem ją.

- Maksymie Josh'u Sade! - zawołała machając mi przed wpół otwarte okno w samochodzie. Uwielbiałem to jak nie potrafi obsługiwać się przedmiotami martwymi. Gdy nauczyła się dzwonić i odbierać z nowego modelu iPhone'a urządziliśmy małą rodzinną imprezę przy bezowym torcie.

- Mamo - rzuciła się mi w ramionami i zaraz potem stając na palcach krzyknęła mi do ucha:

- Jeszcze jeden tatuaż a poćwiartuje twoje przyrodzenie.

Zaśmiałem się. Mówiła tak odkąd zauważyła u mnie pierwszą dziarę. A od tamtego momentu przybyło ich z dziesięć.

- Gdzie Cody? - spytałem i od razu zauważyłem burzę ciemnych włosów wychodzących z auta.

- Cody ma dziewczynę - szepnęła do mnie mama. - Możesz go trochę pomęczyć. Pozwalam ci - skinęła mi głową i dodała: - Ja nie mam serca tego robić.

Uśmiechnąłem się do niej szeroko. Wiedziała, że uwielbiam wkurzać tego czternastolatka.

- Hej Mały Cody Bobi - krzyknąłem do niego i jednym susem znalazłem się obok niego z ręką na jego ułożonych włosach, które właśnie potargałem.

- Ej - jęknął i odszedł ode mnie na bezpieczną odległość. Wyjął telefon z przedniej kieszeni swoich dopasowanych dżinsów i odblokował go.

Wyrwałem mu go i omal nie wybuchnąłem śmiechem.

- Fajne etui. Nie powiem - zacząłem ryć ze śmiechu. - Dziewczyna ci kupiła?

- Nie twoja sprawa - odwarknął i naparł na mnie chcąc mi go wyrwać.

Pierwszy raz cieszyłem się z wysokiego wzrostu. Górowanie nad nim było serio spoko.

Spojrzałem na wyświetlacz.

- Twoja dziewczyna nazywa się Edythe czy Mia? A może Simson? Nie Simson to chyba twój flejtuchowaty znajomy, prawda?

- Maks! - warknął. - Oddaj mi telefon. Mamo, nic nie zrobisz?

Między innymi za to ją kochałem. Umiała zachowywać powagę w tych najśmieszniejszych chwilach.

Wzruszyła ramionami na pytanie zadane przez młodszego syna.

- Powiesz mi, a oddam - postawiłem warunek.

- No okay. Ale szybko - przestąpił z nogi na nogę i założył ręce za głowę. Wyprzystojniał. Mógł zawrócić w sercach dziewczyn. Jak ja.

- Ona kupiła ci tę obudowę? - wskazałem na etui w groszki.

Skinął nieznacznie głową.

-Jak ma na imię? Nie Simson?

Stick the rulesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz