Ta stara kłamczucha

477 34 5
                                    

MARA

Sport jest odskocznią. Nie tyle dbaniem o dobry wygląd czy pokazaniem światu super tyłka i przekraczaniu swoich dotychczasowych wartości. Sport to walka. Walka o pozycję. Walka o życie. Bieg, aż do nagłego omdlenia z wyczerpania czy wymiotowania. Wyciskanie na siłowni. Sto, sto dziesięć czy nawet dwieście pompek co dzień.

Sport to coś w czym Mara Hale czuje się najlepiej. Coś w czym Mara Hale wie, że jest najlepsza.

I może to zaprzeczenie powyższych zdań, ale tak, dla Mary Hale sport to wygląd.

- Hale! Zamierzasz tak stać czy wreszcie się ruszysz?

Piłka odbiła się od mojej głowy i wylądowała gładko w moich dłoniach. Klub sportowy do którego należałam oferował pełen zakres zajęć w których w większości uczestniczyłam. Aktualnie stałam na środku boiska zapominając co powinnam robić.

- Wystawiasz czy nie? - spytał mnie trener Whaley.

Skinęłam głową i ruszyłam pod siatkę zajmując pozycję. Przekonywałam się od rana, że co tygodniowe zajęcia z siatkówki pomogą mi w zapomnieniu o NAJLEPSZYM SEKSIE W MOIM ŻYCIU. Ale jak to ja, kłamstwo w moim przypadku wcale się nie udzielało. Nawet kiedy okłamywałam samą siebie. To cud, że w to nie uwierzyłam.

Stwierdzam, że jestem mądra.

Po rozegraniu całej rundy meczu spocona opadłam na ławkę w szatni i wylałam na siebie całą zawartość butelki wody.

- Te ostatnie rozegranie było mega - dobiegł mnie głos Kylie, jednej z atakujących. Dopiero po chwili zajarzyłam, że zwraca się do mnie.

- Dzięki - puściłam do niej oko i zdjęłam koszulkę wycierając nią pot z czoła.

Przebierając się pierwszy raz nie uczestniczyłam w rozmowach z dziewczynami na temat ciuchów, rozgrywek klubowych czy facetów. Tym razem myślałam tylko o tamtym umięśnionym, wysokim facecie. Zaprzątał moją głowę dwadzieścia cztery godziny na dobę, chociaż od naszego spotkania nie minęło nawet osiemnaście godzin.

- Mara, a ty gdzie? - Sharon, nasza libero zwróciła do mnie głowę.

- Lecę do szkoły.

- Nie idziesz na piwo? Co tydzień się wybieramy. Chodź z nami.

- Nie tym razem - zreflektowałam. - Sorry.

- No dawaj - przekonywała mnie Jasmine, kapitan.

- Nie daj się prosić - Kylie wyszczerzyła do mnie zęby.

- Okay - skapitulowałam. - Ale tylko na moment.

Zaczekałam na większość drużyny na schodach przed klubem. Sprawdziłam telefon. Zero wiadomości od Kiry.

Westchnęłam i spięłam włosy, które po powrocie z akademika UCB przefarbowałam kolejny raz. Padło na granatowy.

Pamiętałam jak przez mgłę nasze wczorajsze spotkanie z tajemniczym chłopakiem. Nie wiem czy postąpiłam dobrze śpiąc z nim w schowku na szczotki, ale... nie żałowałam tego.

- Czy teraz chcesz mi oddać portfel? - spytał mnie, gdy zakładaliśmy na siebie ubrania.

Wyjęłam portfel z torebki i podałam mu specjalnie przy tym trącając go łokciem.

Od momentu naszego wyjścia z małego pomieszczenia sprawdzał nerwowo telefon jakby bojąc się, że ktoś go nakryje. Na przykład jakaś lepsza partia ode mnie.

Nie interesowały mnie związki normalne tym bardziej, te na odległość więc nie pytałam się o to czy ma dziewczynę.

Odprowadzając mnie do samochodu nie wiele mówił. Pożegnał się tylko i łapiąc mnie za tyłek obiecał, że powtórzymy to niebawem.

Wątpiłam w to, ale uśmiechnęłam się do niego potwierdzając tym samym jego słowa.

Potem odjechałam i pożegnałam Kirę.

Z samego rana znalazłam się tutaj. Odreagowując cały niedosyt związany z opuszczeniem przez moją przyjaciółkę szkoły i niechybnego spotkania z Małym Kutasem.

A potem wylądowałam na schodach czekając, aż piątka dwudziestolatek ruszy tyłki i pojawi się u wylotu rozsuwanych drzwi zasypanych reklamami i ofertami Active Clubu.

- Jedziemy - zakomenderowała wreszcie Kylie niosąc za sobą torbę treningową.

Usadowiłyśmy się w jej Jeepie i podśpiewując nową piosenkę Ariany Grande ruszyłyśmy z podjazdu.

Naszym stałym punktem był pub nie daleko oddalony od klubu. Nosił nazwę small beans.

Z rana mało kto zasiedlał takie miejsca więc Black, dwudziestokilkuletni pomocnik właściciela wiedział która z nas co zamawia, gdyż byłyśmy stałymi klientkami co tydzień.

Już po chwili przed każdą z nas stały butelki z piwem.

- Powinnaś się z nim przespać - rzuciła Lyla wskazując we mnie niebieskim paznokciem.

Odbywałyśmy takową rozmowę zawsze gdy młody seksowny Black nas obsługiwał. Mało kto wiedział jak tak naprawdę ma na imię.

Moja odpowiedź była co tydzień taka sama:

- Już z nim spałam.

Dziewczyny nigdy mi w to nie wierzyły. Może dlatego, że taki Duke Black ( tak Duke, czy to nie cudne imię?) był zbyt idealny dla takiej Mary Hale. Być może dlatego, że Duke był przeraźliwym przystojniakiem z postawionymi na żel ciemnymi włosami i umięśnioną klatką piersiową. A może nie wierzyły mi dlatego, że wydawało się to nazbyt piękne i nieprawdziwe.

Szczerze? Nie miałam bladego pojęcia. Kiedy kazały mi go dokładnie opisać. Jaki jest w łóżku. Nie zagłębiałam się bardzo.

Oboje wiedzieliśmy - ja i on - że nie chcemy by ktoś kojarzył nas ze sobą. Może przez to skąd pochodziliśmy i kim byliśmy, a może z punktu widzenia postronnych obserwatorów, którzy mogli opowiedzieć komukolwiek o tym jacy byliśmy w młodości. I jakie błędy popełnialiśmy.

Otóż to.

Duke i ja byliśmy przyjaciółmi z dzieciństwa. Właściwie mieliśmy zjebane dzieciństwo, więc poprawniej będzie gdy powiem: Duke i ja byliśmy przyjaciółmi z domu dziecka. Skrzywdzonymi przez los sierotami.

Bo tak chcieliśmy myśleć. Że jesteśmy sierotami. Że trafiliśmy tam po śmierci naszych rodziców. Że nas CHCIELI, a nie, że nas ODDALI.

Tak naprawdę Duke Black był moją powaloną słabością, a moje serce za każdym razem ściskało się na wspomnienie jego pewnych słów.

Nie kocham cię, Maro. Nie kocham cię.

Kochał mnie. Jak siostrę. I chyba to mnie najbardziej bolało. Był ode mnie straszy o trzy lata, więc gdy tylko miał szanse wyswobodzenia się z praw narzuconych nam przez dom dziecka wyjechał aby zbierać na nasze mieszkanie. Widywaliśmy się przez ten czas, dopóki nie uzyskałam pełnoletniości. Pracował, a ja z odłożonych pieniędzy opłaciłam szkołę z internatem. Mogli go przyjąć, ale nie poszedł ze mną się rozwijać. Po tamtej nocy, gdy kolejny raz się ze sobą przespaliśmy podziękowałam mu za wszystko i powiedziałam, że chcę iść do szkoły. Nie takiej jaką zapewniał nam sierociniec. Ale lepszej. Wtedy wymsknęło mi się też ciche kocham cię. Chyba to poskutkowało naszemu szybkiemu oddaleniu się od siebie.

- Więc prześpij się z nim jeszcze raz - doszedł mnie głos Kylie.

Wydęłam wargi. Czy zapomnieniem o seksie z mężczyzną może być kolejny szybki numerek z następnym? Miałam nadzieję, że tak. I nie wiem jakim cudem wstałam i mówiąc dziewczynom : okay zrobię to, podeszłam do kontuaru za którym wycierał szklanki.

Podniósł na mnie wzrok.

- Hej - przywitał się. Zawsze był taki miły i słodki.

- Cześć, Duke.

Stick the rulesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz