2.60 The End

7.6K 866 443
                                    

New York, USA

May, 30

- Bordowa, zdecydowanie. Niebieska za bardzo cię pogrubia - Amy starała się przekonać mnie żebym założyła tę sukienkę, która się jej bardziej podoba.

- Czy to naprawdę ważne, skoro i tak będzie miała na sobie togę? - mruknął Luke, który prawdopodobnie był już znudzony przygotowaniem do wręczenia dyplomów.

- Okej, wezmę bordową - westchnęłam, posyłając chłopakowi piorunujące spojrzenie.

Od ponad pół roku wyobrażałam sobie ten dzień jako idealny. Nie mogłam się o doczekać i planowałam sobie dosłownie każdy szczegół, w końcu kończyłam liceum i miałam zacząć wszystko od początku, tak jak obiecał mi mój ojciec.

Przez cały ten okres czasu wszystko układało się naprawdę dobrze. Moje relacje z ojcem bardzo się poprawiły i byłam mu wdzięczna za to, że wreszcie potratował mnie jak dorosłą osobę. Pomógł mi złożyć podanie do kilku dobrych uczelni w Dublinie, dbał o mnie to było naprawdę dobre. Wreszcie mogłam zobaczyć w nim ojca, którego tak bardzo brakowało mi przez połowę mojego życia, potrzebowałam go, bo po śmierci mamy był moją jedyną rodziną.

Co do Nialla- oczywiście mieliśmy parę kłótni i nieporozumień w tym czasie- można nawet powiedzieć, że na przemian kłócimy się i godzimy, ale przynajmniej nasze relacje nie są nudne i mogę być stuprocentowo pewna tego, że cały czas kocham tego jasnowłosego idiotę, a on mnie.

- Darcy, chyba nie chcesz spóźnić się na własne zakończenie szkoły - usłyszałam z dołu krzyk Megan. Od rana każdy dosłownie żył tym wydarzeniem.

- Luke, wypad - Mia wparowała do pokoju, przeganiając chłopaka, który niechętnie go opuścił.

Kilka minut później miałam na sobie bordową sukienkę i togę, a mój makijaż ani włosy nie ucierpiały.

Na moje nieszczęście musiałam przez piętnaście kolejnych minut pozować do zdjęć, ponieważ zarówno Megan, jak i matka Luke'a i Amy postanowili upamiętnić to wydarzenie nie jednym, a milionami takich samych zdjęć.

Na placu przed szkołą wszystko było idealnie przygotowane, a miejsca w większości już zajęte. Tłum osób w czerwonych togach i beretach zajmowało miejsca w kilku pierwszych rzędach.

- Darcy, Luke, Amy, zajmijcie wyznaczone miejsca, za dziesięć minut zaczynamy - powiedział dyrektor, który akurat przechodził obok nas.

- Dlaczego to musi być alfabetycznie - mruknęłam niezadowolona, idąc w stronę ławeczek.

- Darcy! - obok mnie pojawił się Liam, który miał na sobie dopasowany garnitur. Uśmiechnęłam się na widok przyjaciela.

- Hej - przytuliłam Liama delikatnie - Cieszę się, że tu jesteś.

- Na nasz widok też się tak ucieszysz? - z ogromnym niedowierzaniem odwróciłam się za siebie widząc uśmiechniętego od ucha do ucha Louisa, a zaraz obok niego Haryy'ego, Nialla i Zayna.

Byłam przekonana, że się tutaj nie pojawią, ponieważ tak zapowiadali, a tu bum... Niespodzianka.

- Przyjechaliście!!! - przywitałam się z każdym po kolei, a najdłużej oczywiście z moim chłopakiem.

- Nie mogłem przegapić rozdania dyplomów mojej dziewczyny, no i tęskniłem - uśmiechnął się, muskając moje usta kolejny raz.

- Proszę wszystkich o zajęcie miejsc, zaczynamy - ogłosił dyrektor naszego liceum wprost do mikrofonu, pomachałam więc chłopakom i zajęłam miejsce w nieszczęsnym pierwszym rzędzie.

Na początku oczywiście musiało odbyć się przemówienie naszego dyrektora, a kiedy wreszcie zaczęło się rozdawanie dyplomów, w jednej chwili byłam zestresowana i podekscytowana, ale zdecydowanie szczęśliwa.

- Darcy Clark.

Wstałam z miejsca i weszłam na niewielkie podium, gdzie dyrektor rozdawał dyplomy.

- Gratuluję Darcy - uścisnął moją doń, po czym wręczył mi mój dyplom.

Zaletą prywatnych szkół dla bogatych i rozpieszczonych nastolatków było to, że nie było w niej tłumów osób tak jak w szkołach publicznych, więc wszystko szło znaczne szybciej i sprawniej.

Najlepszym momentem w uroczystości zakończania szkoły jest zdecydowanie rzucanie beretem i może nie wygląda to tak jak na filmach i połowa z tych śmiesznych czapek poleciała gdzieś unoszona przez wiatr, ale dzięki temu czuje się, że skończyło się liceum.

Dla wielu  osób koniec szkoły może być początkiem czegoś nowego.

~*~

Lotnisko. 

Znowu to samo zakończenie, znowu w tym samym miejscu, ale tym razem w inny sposób. To miejsce zawsze kojarzyło mi się z pożegnaniami i łzami. Znowu stoję w tym miejscu ze łzami w oczach, ale tym razem nie muszę niczego żałować, tym razem mogę poczuć inne uczucie, które powie mi, że moje życie tym razem potoczy się inaczej. Tym razem słowa pożegnania nie napawają mnie strachem i obawą, że muszę robić to co ktoś mi każe.

- Uważaj na siebie i dzwoń, codziennie - powiedział mój ojciec, ściskając mnie mocno - Od razu jak będziecie na miejscu, dzwoń.

- Jasne, dziękuję tato - uśmiechnęłam się do niego.

Uściskałam Megan i nawet Mię, która życzyła mi powodzenia Byłam cholernie szczęśliwa, kiedy wsiadałam do samolotu razem z Niallem (reszta chłopaków postanowiła zostać kilka dni w USA razem z Liamem).

Osiem godzin lotu tą wielką latającą maszyną było przepełnione oczekiwaniem, nie mogłam powstrzymać podekscytowania i radości, więc kilka osób siedzących blisko nas musiało kilkakrotnie mnie uciszać, a Niall tylko się z tego śmiał.

Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku w Dublinie był środek nocy. Każde miasto nocą wygląda pięknie czy to jest Dublin, Nowy Jork, Londyn, czy Sydney. Niesamowite uczucie, kiedy idziesz ulicą, która jest częścią twojego domu, trzymając za rękę osobę, którą kochasz ponad życie i może miałam tylko 19 lat, może ktoś uważać moje słowa za pełne naiwności i śmiać się z tego, że nastolatka twierdzi, że znalazła miłość swojego życia, ale każda historia jest inna. Ktoś poznaje osobę sobie przeznaczoną w wieku 70, 50, 30 lat, a ja znalazłam taką osobę będąc młodą i niedoświadczoną dziewczyną i mimo tych wszystkich złych chwil, mimo tego cierpienia i bólu, które towarzyszyły mi przez te dziewiętnaście lat mojego życia, nauczyłam się bardzo dużo, przede wszystkim tego, że miłość spotykamy w momencie, kiedy najmniej się jej spodziewamy i nie zawsze jest ona łatwa. Tak jest ze wszystkim, nie tylko z miłością, przyjaciół też nie wybieramy sobie idąc ulicą i kierując się naszym widzi mi się. 

Nie ma szczęśliwych zakończeń. Kto wie jak skończy się moja historia? Bo przecież pomimo wszystko to nie jest jej koniec, ale ja i tak nie wiem co będzie dalej.

Każda zła chwila, nawet jeśli trwa dzień, miesiąc, rok, czy kilka lat, zawsze poprowadzi nas do tego dobrego momentu. On tez może trwać chwilę, może minąć, ale każdy człowiek na ten moment zasługuje. Jesteśmy tylko ludźmi.

The end.

A/N: Proszę każdego kto przeczyta to (nawet za pięćdziesiąt lat haha) żeby skomentował ten rozdział. To jest dla mnie mega ważne, chciałabym żebyście wyrazili swoją opinię chociaż w kilku słowach. Spędziłam z Wami bardzo dużo  czasu pisząc tę historię i miło będzie wiedzieć co sądzicie o całokształcie. Napiszcie też na twitterze z hashtagiem #MFHFF,  bardzo Was proszę.

Zaraz dodam podziękowania i wyleję wszystkie swoje emocje tam haha.

All the love as always, A.



Message from her// n.h part 2✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz