Rozdział 1

3.8K 229 21
                                    


<Lucy>

Rano obudziły mnie promienie słońca, które przenikały, przez moje zasłony. Przez pierwsze dziesięć minut starałam się je ignorować, ale słońce najwyraźniej mnie nie lubi. Przeklęłam pod nosem i zerwałam się z łóżka, patrząc ze złością na rolety, jakby to one były winne całemu złu na świecie. Po chwili westchnęłam i przeciągnęłam się, po czym wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam pierwsze lepsze rzeczy, czyli czarną bokserkę, tego samego koloru bluzę z kapturem i jeansy. No i bieliznę. Poszłam do łazienki i ubrałam się we wcześniej wspomniane rzeczy, po czym spięłam moje długie blond włosy w wysokiego kucyka. Pomalowałam delikatnie rzęsy tuszem, a usta bezbarwnym błyszczykiem. Po wszystkim wyszłam z łazienki, nie śpiesząc się specjalnie, mimo że z tego, co widziałam, zostało mi jakieś pół godziny, a znając moje tempo, w tym czasie tam dojdę. Zatrzymałam się przy drzwiach i ubrałam znoszone granatowe trampki, o czym chwyciłam plecak, który leżał przy wejściu jak co rano i wyszłam, zamykając drzwi na klucz. 


Specjalnie wolno szłam, więc zgodnie z moimi przewidywaniami doszłam dosłownie dwie minuty przed dzwonkiem, czym nie byłam jakoś specjalnie przejęta. Cóż, zdarza się. W moim przypadku wręcz codziennie, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz.

Gdy weszłam do budynku, większość rozmów zmieniła się w szepty na mój temat. Jednak jak to ja, nie przejęłam się tym i po prostu szłam dalej. Uśmiechnęłam się, gdy jakaś grupa zamilkła, gdy koło nich przechodziłam. Mam ubaw z tego, że wzbudzam taki strach, bo jestem sobą. Tylko niektórzy w tej szkole byli na tyle odważni, by powiedzieć co o mnie myślą, prosto w twarz. Nie, nie pobiłam ich. Pogratulowałam odwagi i odeszłam. Nie wiem czemu, nadal się mnie czepiają. Nie zrobiłam nic, chyba od dwóch miesięcy!

„Patrzcie to ona".

„Czemu ona jeszcze nie została wywalona?"

„Suka powinna się lepiej ubrać".

Takie i tym podobne szepty dało się słyszeć. Od dziewczyn wyzwiska, a od strony chłopców jakieś głupie docinki i podrywy, które gdyby powiedzieli, by mi prosto w twarz to bym im wybiła zęby.

Dziewczyny od zawsze się mnie czepiają. I szczerze mówiąc, sama nie wiem dlaczego. Może chodzi o moje wyniki w nauce? Albo o to, że jako jedyna w swoim wieku pracuję? No, może chodzić też o to, jak się zachowuje, ale nie sądzę, żeby to był jakiś problem dla uczniów. No, chyba że dla typowych kujonów.

Zadzwonił dzwonek, oznajmiający koniec przerwy, a ja nieśpiesznie ruszyłam do klasy. Gdy doszłam po paru minutach, nikogo nie było przy klasie, co znaczyło, że już weszli. Wzięłam ręce do kieszeni i otworzyłam drzwi, kopiąc je.

— Heartfilia! Wolniej się nie dało?! — spytał zirytowany nauczyciel. Na co ja oczywiście musiałam się odezwać. No, bo przecież inaczej bym umarła... A tak na serio to po prostu lubię drażnić nauczycieli. Tak mnie, wychowano.

— Nie, oczywiście, że się dało. Jak pan chce, to mogę się iść tam z powrotem i wrócić — odpowiedziałam z jadem w ustach. A dalsza część była chyba wiadoma. Nauczyciele dawno zrezygnowali ze wstawiania mi uwag. Od razu wysyłali mnie do dyrektora, który za każdym razem prawił to samo kazanie. Słuchałam go tyle razy, że mogłabym je wyrecytować.

— Heartfilia do dyrektora już! — Czasami żałuję, że mam tak niewyparzony język i jestem drażliwa, ale to jestem w końcu ja.

— Dobrze.

Wyszłam, kierując się do dyrektora. Miałam takie coś codziennie. Mimo wszystko byłam jedną z najlepszych uczennic, jeżeli chodzi o naukę, a zachowanie gorzej wypadało. O wiele gorzej. Mogłabym śmiało powiedzieć, że gdybym ćpała itd., to miałabym najgorsze zachowanie w szkole. No, ale nie robię tego i nie zamierzam.

Doszłam do gabinetu dyrka, weszłam bez pukania. Nie dałam po sobie poznać, że jestem zszokowana, gdy zobaczyłam jakiegoś niskiego staruszka, siedzącego przed dyrektorem. Był mały i prawie łysy.

— Dzień dobry — powiedział kulturalnie.

— Dobry — odpowiedziałam po chwili trochę skołowana.

— Znów odpyskowałaś nauczycielowi i spóźniłaś się na lekcje? — spytał.

— Nie, skoczyłam z mostu, nagrałam, to po czym wróciłam i pokazałam nauczycielowi, jaki niekompetentny jest, przy okazji go wyzywając — odpowiedziałam rozbawiona. Jednak on nie zajarzył, że to żart. Ten staruch nie ma za grosz poczucia humoru.

— Ile razy mam ci mówić, byś tego nie robiła — westchnął cierpiętniczo dyrektor. Prychnęłam zirytowana. — Widzi pan jakie to życie z nią — powiedział do staruszka. Ciekawe, co tu robił?

— Widzę, widzę — powiedział, gładząc swoją brodę. Uniosłam brew, na jego dziwne zachowanie. Większość starszych ludzi zaczęłaby mi głosić kazania.

— Lucy jutro jedziesz do Magnolii — oświadczył dyrektor, zaskakując mnie tym.

— Co? — spytałam po chwili, jakby nie rozumiejąc, co do mnie powiedział.

— Przenosimy cię tam do szkoły, bo tam będziesz miała lepsze warunki — powiedział z nerwowym uśmiechem.

— Przyznaj się, że po prostu macie mnie już dość i chcecie się mnie pozbyć — powiedziałam, udając złą. Dyrektor próbował zaprzeczyć, ale nie mógł wydusić ze zdenerwowania słowa.

Potem zaczęliśmy się sprzeczać o inne rzeczy. W końcu ustaliliśmy, że tam jadę i kropka. Znaczy, oni ustalili, ja siedziałam cicho i słuchałam ich. Miałam to gdzieś czy zmienię szkołę, czy nie. I tak pozostanę taka, jaka jestem teraz. Nikomu od paru lat nie pokazałam swojej prawdziwej osobowości. Czemu? To nie ma i tak sensu. Wszyscy coś ukrywają. Ja również. Miła mogę być tylko dla wyjątkowych osób, których grono jest bardzo wąskie.

Poszłam do domu i zaczęłam pakować. Bardzo się cieszyłam, że stąd wyjeżdżam. Nie będą się na razie ze mnie śmiać w nowej szkole, a mówię na razie, bo nie mam zamiaru zmienić swojego zachowania i „kultury", albo raczej jej braku. Zresztą może nie będzie tak źle? Gdy skończyłam, poszłam do sypialni, rozebrałam się i poszłam spać, wcześniej rozpuszczając włosy.  


------

Rozdział poprawiony 


Czas nie leczy ranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz