<Natsu>
Razem z Lucy byliśmy na zakupach, bo musieliśmy kupić całe jedzenie na Wielkanoc. To było bardzo upierdliwe, bo blondynka cały czas wybierała coraz to nowe ozdóbki do domu. Gdy weszła do jakiegoś sklepu odzieżowego, zostałem na zewnątrz, bo nie chciało mi się wchodzić tam i targać za nią tych pierdół. No, bo po cholerę nam jakieś naklejki na ścianę w kształcie królika? Przecież i tak Wielkanoc to tylko jeden czy tam dwa dni! Potem znając ją, ja będę musiał to sprzątać, a ona będzie se popijać kakao, czy co tam woli. Kobiety...
Spojrzałem w stronę drzwi sklepu i odkryłem, iż Lucy wychodzi z kolejnymi dwoma pełnymi reklamówkami. Mentalnie uderzyłem się w twarz. Ciekawe kto to będzie nieść? A, nie już wiem. Ja.
— Co tam znowu kupiłaś? — spytałem zmęczony.
— Kilka ozdób — powiedziała zadowolona z siebie.
— Znowu? — jęknąłem.
— Tak, a teraz nie jęcz, tylko bierz to, jak na mężczyznę przystało — zaśmiała się.
— Dlaczego tylko ja to targam? — spytałem, pokazując około piętnastu pełnych reklamówek, których rączki boleśnie wbijały się mi w ręce.
— Bo jesteś facet. Mówiłam ci, żebyś zabrał Gray'a, by ci pomógł. — Będę musiał powiedzieć Gray'owi, że ma u mnie dług. Gdybym po niego zadzwonił, znając Lucy, kupiłaby dwa razy tyle.
— Ta — mruknąłem cicho.
— To chodźmy dalej! — wykrzyknęła szczęśliwa.
— Co?!***
Po jakiś sześciu godzinach nieustannego łażenia po sklepach i kupowania pierdół. Po tym, jak dowiedziałem się, że ma zamiar dalej mnie dręczyć, postanowiłem wchodzić z nią do tych sklepów. Przez to moje nogi prawie odpadły, ale powstrzymałem ją przed kupnem większej części tych niepotrzebnych rzeczy, ratując tym samym swoje ręce, które gdy przyszedłem do domu, miałem całe obolałe i czerwone. Gdy weszliśmy do kuchni, postawiłem reklamówki, zebrało ich się ze dwadzieścia, na ladzie i odetchnąłem z ulgą. Spojrzałem na swoje ręce, które miały małe czerwone paski na nich.
— Patrz, co mi zrobiłaś, demonie — powiedziałem oskarżycielsko, pokazując swoje ręce blondynce.
— Ładne. — Uśmiechnęła się, dotykając mojej dłoni. Wyrwałem moją rękę z dala od niej, lekko się rumieniąc, na co ona się zaśmiała. — Jesteś słodki, gdy się rumienisz — zażartowała, przez co jeszcze bardziej się zarumieniłem.
— Rozpakuj to, a nie — burknąłem.
— Co? — spytała jakby zdziwiona.
— Co, co? — spytałem.
— Przecież to ty to rozpakujesz — stwierdziła.
— Co?! Dlaczego?! — krzyknąłem.
— Jesteś facetem. — Wzruszyła ramionami.
— To twój jedyny argument? — spytałem zły.
— Nie. Ja jestem tylko słabą, bezbronną dziewczynką — powiedziała, a ja przewróciłem się do tyłu. Ona? Słaba? Bezbronna?!
— Ty se chyba, ze mnie jaja robisz! — krzyknąłem.
— Nie. Dlaczego miałabym? — spytała całkowicie poważnie.
— Ty? Słaba? Bezbronna? Jeżeli tak, to ja jestem ksiądz!
— Niech będzie pochwalony, proszę księdza.
— A ty co, przepraszam, będziesz robić? — spytałem oburzony, zmieniając temat.
— Na razie poleżę na kanapie, a potem będę gotować.
— Daj mi chociaż jeden powód, bym to rozpakował — zażądałem.
— Nic ci nie dam. Możesz poczekać na resztę — stwierdziła, jak gdyby nigdy nic i wyszła z kuchni. Przez chwilę nie mogłem zrozumieć, o czym mówi, ale w końcu to do mnie dotarło.
— Co, czekaj! — krzyknąłem, wybiegając z kuchni i łapiąc ją. — Jaką resztę? — spytałem zdziwiony.
— Zaprosiłam Levy z Gajeel'em, Erzę z Jellal'em, Gray'a z Juvią, Liasnnę, Ay'a, Zeref'a, tą jego narzeczoną i Mirę. Czemu? — spytała.
— I jak ty niby chcesz ich pomieścić, co? — spytałem z sarkazmem.
— To już twój problem.
— Co?!***
Po kłótni z Lucy i zarobieniu siniaka na żebrach, postanowiłem wypakować te zakupy. Gdy to zrobiłem, Lucy przyszła i mnie wygnała z kuchni, zamykając drzwi na klucz. Wtedy też poszedłem do salonu i usiadłem na kanapie, dziękując bogu, że wreszcie mogę odpocząć. Jednak mój spokój nie trwał długo, bo zadzwonił dzwonek do drzwi.
— Otwórz! — krzyknęła Lucy z kuchni.
Jęknąłem, ale wstałem i poczłapałem się do drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem Mirę, Gajeel'a, Levy, Juvię, Erzę, Gray'a, Lisannę, Ay'a i Jellal'a. Ciekawe, gdzie wywiało mojego brata?
— Wejdźcie — zaprosiłem ich, otwierając drzwi na oścież.
— Hej Natsu — powiedzieli wszyscy.
— Nie widzieliśmy może Zeref'a i jego narzeczonej? — spytałem.
— Nie — odpowiedziała Levy.
— Szkoda — westchnąłem.
Nagle mój telefon zadzwonił. Wziąłem go do rąk. Okazało się, że był to sms od Zeref'a.
Od: Brat
Natsu przepraszam, ale nie mogę przyjść. Mavis (moja narzeczona) nie może zostać sama, a do was te z nie może przyjść z pewnych powodów. Gdy się spotkamy, powiem ci, o co chodzi. Wesołego jajka, pozdrów i przekaż życzenia Lucy i innym.
Zeref
Westchnąłem. To takie typowe dla niego. Gdy mama i tata jeszcze żyli, zawsze znajdował jakąś wymówkę, byle tylko nie spędzać czasu razem.
— Coś się stało, stary? — spytał Gray.
— Nie, ale Zeref nie przyjdzie — odpowiedziałem lekko zdołowany.
— Rozchmurz się, bo powiem Lucy, żeby cię skopała — zagroziła Levy, wtrącając się do rozmowy.
— Chcesz mnie zabić?!
— Nie — zaśmiała się, po czym poszła do salonu z resztą.
Wszyscy usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy przygotowywać stół itd. Po jakiś dwóch godzina z kuchni wyszła Lucy, niosąc jedzenie, przez którego zapach ciekła mi ślinka. Wszyscy zaczęli stawiać jedzenia na stole. Po jakiś dziesięciu minutach usiedliśmy i zaczęliśmy jeść. Było zabawnie. Śmialiśmy się, żartowaliśmy, drażniliśmy, ale na końcu jakoś tak się skończyło, że wywiązała się walka na jedzenie, przez co Lucy była wściekła. Zaczęła nas rzucać jeszcze mocniej niż my siebie nawzajem. Jakimś cudem nabiła mi kilka siniaków i guzów, rzucając w mnie sałatką. Gray'a kopnęła w czułe miejsce, a Gajeel'a uderzyła z prawego sierpowego. W sumie tylko dziewczyny za bardzo nie ucierpiały. Jednak potem, gdy one zajęły łazienkę, kazały nam się wykąpać za pomocą zlewu... Woleliśmy poczekać, co okazało się dla nas utrapieniem, bo niektóre sosy i reszta zaschły na nas, a dziewczyny wyszły po ponad dwóch godzinach. Dlatego też ubrania były do wyrzucenia, ale na szczęście, ja tu mieszkałem, a Levy przewidziała, że tak to się skończy, więc przyniosła Gray'owi, Gajeel'owi i Jellal'owi ubrania na zmianę.
Mimo bolących rąk, nóg, i potrzeby wyrzucenia ubrania, to był wspaniały dzień i uważam, że powinniśmy to robić częściej. Chyba polubiłem Wielkanoc.--------------
Oto Special! Mam nadzieję, że wam się podobał. Wiem, że niezbyt ciekawy, ale weług mnie jest w miarę w porządku.
To chyba tyle. Jutro pojawi się rozdział Zerevis.
Pozdrawiam, wesołego jajka i do zobaczenia! ^^
CZYTASZ
Czas nie leczy ran
FanficLucy jest chamska, arogancka i stara izolować się od ludzi, najbardziej jak się da. Zmieniła się po rodzinnej tragedii i zdradzie bliskich jej osób. Czy przeniesienie jej do Liceum Fairy Tail zmieni ją? Polepszy jej życie czy pogorszy? Może znajdzie...