Rozdział 43

393 42 18
                                    

  <Lucy>


Po jakże odważnym oświadczeniu Natsu, które usłyszał cały ośrodek, usiadłam przy stole. Czułam na sobie zdziwione spojrzenia moich przyjaciół, więc uśmiechnęłam się niewinnie i powiedziałam.

— Mały psikus.

Nikt tego nie skomentował. Wszyscy wróciliby do swoich zajęć, gdyby nie Natsu, który zbiegł po schodach, chroniąc się rękoma, przed staruszką, która goniła go z torebką. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na widok wściekłego spojrzenia, które posyłał mi różowo włosy.

— Jak śmiesz grozić mojej wnuczce, co?! I bądź ciszej! Ta dzisiejsza młodzież, jesz strasznie niewychowana.

Po chwili staruszka skończyła go bić i wróciła do swojego pokoju, a wszyscy w kuchni, łącznie ze mną, wybuchnęli śmiechem, przez co czarnooki posłał nam pełne oburzenia spojrzenie. Gdy ponownie skierował swój wzrok na mnie, uśmiechnęłam się szeroko i dyskretnie chwyciłam nóż, leżący obok mnie. Chłopak zaczął do mnie podchodzić z twarzą „owianą mrokiem", gdy był na wyciągnięcie ręki, wystawiłam w jego stronę nóż.

— Podejdź, a cię zadźgam — zagroziłam, a on zaśmiał się, zaskakując mnie tym. Czyżby domyślił się, że nie zrobiłabym mu nic? Nie... To raczej niemożliwe, ale w takim razie dlaczego?

— Jak chcesz to zrobić nożem do masła? — Zdębiałam. Niepewnie spojrzałam na sztuciec trzymany w mojej dłoni i odkryłam, iż różowo włosy nie kłamał, jednak nie przejęłam się tym zbytnio.

— Da się zabić człowieka linijką, myślisz, że mając nóż do masła, nie dałabym rady? — Uśmiechnęłam się pewnie.

— Nie, ale myślę, iż nie zrobiłabyś mi krzywdy.

— Robiłam ją wiele razy i kolejny raz mi nic nie zrobi — stwierdziłam. 

Dragneel westchnął zirytowany i usiadł na swoim miejscu, najwyraźniej się poddając. I dobrze. Nie miałam ochoty dziś go bić, więc nie zrobiłabym tego, a on mógłby pomyśleć, iż w ogóle przestanę go bić. Oczywiście nie znęcam się nad nim. Tłukę go, kiedy na to zasługuje, albo puszczają mi nerwy. Jakby nad tym pomyśleć to muszę chyba przestać. Nie chcę go, któregoś razu poważnie skrzywdzić ani żeby mnie zostawił przez to, choć wątpię, że spodobałoby mu się, gdybym nagle zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Zresztą to niewykonalne, przynajmniej dla mnie. Postaram się i małymi krokami dojdę do celu. Oczywiście to nie znaczy, że będę jakaś milusia itd., po prostu mniej agresywna. Będę musiała się postarać. 

— Dziś chodzimy w dwójkach, tak jak jesteśmy w pokoju — ogłosił nauczyciel, wchodząc do pomieszczenia. Wszyscy przytaknęli. Byliśmy z Natsu uratowani, bo sądząc po wcześniejszych minach Erzy i Jellal'a, byli jeszcze źli za wcześniejszy incydent i nie odpuściliby nam tak łatwo.

***

Wieczorem postanowiliśmy całą klasą iść szybko spać, żeby wstać bardzo wcześnie, bo o piątej mieliśmy być gotowi, gdyż szliśmy z wychowawcą na całodniowe zwiedzanie. Nie miałam na to ochoty. Wolałabym być sama z Natsu, ale cóż poradzić. W nocy gdzieś koło pierwszej obudziłam się, gdyż nie mogłam spać i spojrzałam na mojego przyjaciela, który spał jak zabity. Podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym obróciłam powoli ciało i położyłam bose stopy na podłogę. Przeszedł mnie dreszcz ze względu na różnice temperatur, ale zignorowałam to i wstałam. Podeszłam do drzwi, starając się, by podłoga nie skrzypiała za głośno. Pociągnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi, które zaczęły skrzypieć. Zacisnęłam oczy i szybko je otworzyłam całkowicie, chcąc uniknąć obudzenia Natsu. Otworzyłam powoli oczy i odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że nadal śpi. Wyszłam i zamknęłam drzwi, które na szczęście już tak nie skrzypiały.
Zaczęłam powoli schodzić po schodach, by nie wydać żadnego dźwięku, dlatego też zatrzymałam się raptownie, gdy usłyszałam odgłos rozbijanego szkła. Wydawało się, że nikt inny tego nie słyszał, bo nie przyszedł, sprawdzić co się stało. Ja natomiast z szybko bijącym sercem zeszłam do końca i chwyciłam miotłę, która leżała przy schodach i poszłam do recepcji. Starałam się nie wydawać żadnego dźwięku, nawet na chwilę przestałam oddychać. Jednak miałam wrażenie, że każdy słyszy moje szybko bijące serce. Wyjrzałam zza rogu i zobaczyłam jakąś postać wchodzącą przez okno. Nie widziałam noża ani nic, no ale co się dziwić skoro było ciemno. Jednak postanowiłam wykorzystać mój element zaskoczenia i zaatakować. Gdy postać była odwrócona tyłem, podbiegłam do niej na palcach i z całej siły walnęłam miotłą. Gdy postać upadła i się nie ruszała, podeszłam do ściany i zapaliłam światło.

Na chwile mnie ono oślepiło, ale po kilku sekundach mogłam wyraźnie zobaczyć męską sylwetkę, ukrytą za brązowym płaszczem. Chwyciłam miotłę i podeszłam powoli bliżej postaci. Niepewnie szturchnęłam ją końcem miotły. Gdy się nie ruszyła, odetchnęłam z ulgą i uklękłam przy tym kimś. Chwyciłam kaptur płaszcza i odciągnęłam go. Spod brązowego materiału wypadła burza brązowych włosów. Kojarzyłam je skądś, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Przewróciłam, jak się okazało, mężczyznę na bok, by zobaczyć jego twarz i momentalnie puściłam materiał jego płaszcza. Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Czułam, jak do nich zaczynają napływać łzy, których nawet nie hamowałam, pozwalałam, by spadały swobodnie na twarz nieprzytomnego człowieka. Nie byłam pewna, czy to łzy szczęścia, czy smutku. Może jedno i drugie? Zasłoniłam ręką usta, by zagłuszyć cichy szloch.

Odsunęłam się kilka kroków i upadłam na podłogę, potykając się o własne nogi. Czyli to była prawda? Patrzałam chwilę tępo, z łzami wylewającymi się z oczu na twarz tego człowieka. Otworzyłam usta, jakby chcąc coś powiedzieć, ale nic się z nich nie wydobyło, nawet szloch. Cała drżałam, a moje gardło ściskało się boleśnie, uniemożliwiając powiedzenie czegokolwiek. Powoli zaczęłam wstawać i instynktownie znowu chwyciłam miotłę, którą musiałam wypuścić z rąk, gdy upadłam. Nadal drżałam, ale postanowiłam wziąć się w garść. Otarłam łzy i szturchnęłam mężczyznę miotłą, sprawdzając, czy na pewno jest nieprzytomny. Miałam ochotę dać mu w twarz, ale nie powinnam się w tamtym momencie tym zajmować.

— Lucy? — usłyszałam za sobą zaspany głos. Odwróciłam się. — Co się stało? Czemu płaczesz? — spytał zmartwiony różowo włosy, schodząc po schodach i podchodząc do mnie. Zmarszczyłam brwi. Dotknęłam swojego policzka i zorientowałam się, że kilka małych łez nadal tam pozostało. Otarłam je. 

Wskazałam ręką na tego człowieka i przytuliłam się do chłopaka, który także objął mnie ramionami.

— Kto to? — spytał cicho, patrząc uważnie na nieprzytomnego.

— Mój ojciec.

— Przecież mówiłaś, że on nie żyje — stwierdził ze zmarszczonymi brwiami, delikatnie mnie od siebie odsuwając.

— No, bo na początku nie wiedziałam o tym, ale potem się niby dowiedziałam, ale nadal w sumie w to nie wierzyłam — wyjaśniłam, pociągając nosem. Chłopak westchnął.
— Rano się tym zajmiemy. Zawlokę go do szopy niedaleko ośrodka i zamknę. Jest nieużywana, więc powinno być w porządku. Ty...

— Pomogę ci — przerwałam mu.

— Okej. — Wiedział, że ze mną nie wygra, więc się poddał.

Tak, jak różowo włosy powiedział, tak zrobiliśmy. Po wszystkim zorientowałam się, jak bardzo jestem zmęczona i upadłabym, gdyby nie Natsu, który w porę mnie złapał i zaniósł do pokoju. Byłam mu za to niesamowicie wdzięczna, jednak nie podziękowałam mu, gdyż byłam zbyt zmęczona, by to zrobić. Tak samo byłam zbyt zmęczona, by przejąć się tym, jak moje serce zareagowało na to.
Gdy położyliśmy się do łóżka, przytuliłam się do Natsu i usnęłam. Było mi miło i przyjemnie. Nie miałam dużo czasu, by myśleć, bo prawie od razu usnęłam, ale moją ostatnią myślą, było to, że chciałabym usypiać w jego ramionach codziennie. Żałowałam, że to niemożliwe.

***

— Lucy.

— Co?

— Muszę ci coś powiedzieć.

— Domyśliłam się. Co jest?

— Wiesz, że cię lubię?  

-----

Tak, ten... Wróciłam? 

Kto się cieszy? *cisza* Cóż... Nie powiem kiedy następny rozdział, bo nie wiem i nadal nie poprawiłam wszystkich rozdziałów tu. 

Także, pozdrawiam i do napisania!

NikusMikus

Czas nie leczy ranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz