Rozdział 35

796 65 65
                                    

  <Natsu>

Znalazłem go po kilku minutach. Poszliśmy do sali Lu. Gdy tam weszliśmy, kazał nam wyjść, co zrobiliśmy. Stanęliśmy przed salą i czekaliśmy.

***

Przez kilka następnych dni Lucy była leczona w szpitalu. Każdy ją odwiedzał, ja również. Dużo rozmawialiśmy i zdecydowaliśmy, że byłoby dobrze, gdybyśmy razem zamieszkali w jej starym domu. Dowiedziałem się też, że nie wie, skąd się wziął ten arsernik? Arsz... Arszenik! Tak! No, więc gdy dała mi adres tego domu, to wziąłem swoje rzeczy i się tam przeniosłem. Przy okazji przeszukałem prawie cały dom, prawie, bo blondynka nie pozwoliła mi wchodzić do jakiegoś korytarza, i znalazłem niewielkie ilości tego paskudztwa na blacie. Była tam „ścieżka", zrobiona z tego. Sprzątnąłem go i zobaczyłem, że to ciągnęło się, aż do pojemnika, gdzie był cukier. Gdy dokładniej się temu przyjrzałem, okazało się, że ktoś jej to wsypał do cukru. Nie wiem, kto to zrobił, ale mam już kilka metod, którymi mógłbym zabić tego gnoja.
Przeszukałem dokładnie prawie cały dom drugi raz, by sprawdzić, czy nie ma gdzieś tego więcej. I na szczęście nie było. Jednak by upewnić się, że Lu i ja będziemy tu bezpieczni, musiałem coś zrobić. Poszedłem do sklepu i kupiłem kamery, które zamontowałem w prawie wszystkich pomieszczeniach. Były tak małe, że nikt nie powinien ich zauważyć.
Te kilka dni później Lucy w końcu wyszła ze szpitala. Nadal musiała odpoczywać, przez co była bardzo zrzędliwa. Niezbyt podobało jej się całodniowe leżenie w łóżku, ale cóż... Komu by się podobało? Ona jest strasznym leniem, ale nie mogła jeść czekolady, więc nie byłem w stanie jej niczym pocieszyć. Gdy do niej przychodziłem, to większość czasu wyklinała tych lekarzy, jacy to są źli. Momentami to było straszne, a momentami zabawne.
Jako że Lucy musiała siedzieć przez następny tydzień w domu, to musiałem nagrywać próby i jej przynosić, by wszystkim mogła kierować. W końcu to ona jest odpowiedzialna, za kierowanie pracami nad przedstawieniem. Drugi dzień po wyjściu blondynki ze szpitala musieliśmy zacząć próby z kostiumami i scenę z... pocałunkiem. To było straszne. Nigdy nie doznałem takiego upokorzenia... Lucy miała z tego niezły ubaw. Co dziwne, nie byłem zawstydzony aż tak bardzo, gdy się ze mnie śmiała. Raczej... Szczęśliwy, bo mogłem sprawić, że znowu się śmiała, a nie tylko dąsała, bo nie mogła nic robić.
-Natsu! -usłyszałem wołanie Lucy.
-Co?! -odkrzyknąłem, robiąc kanapki.
-Skąd tu się wzięły kamery?! -wrzasnęła. Odłożyłem nóż na blat i pobiegłem do salonu, gdzie siedziała Lucy pod kocem, patrząc ze złością w rogu pokoju.
-Zainstalowałem je, by nikt już cię nie otruł -wytłumaczyłem.
-Ja ci zaraz dam! -wrzasnęła. -Masz je natychmiast zdjąć! -dodała, próbując się na mnie rzucić i mnie uderzyć, ale chwyciłem ją w pasie i posadziłem na kanapie, co było trudne, bo ciągle się rzucała.
-Niedawno wyszłaś ze szpitala! Skąd ty masz tyle energii?! -spytałem, dysząc, gdy udało mi się ją usadzić i sprawić, by przestała się rzucać.
-Jam jest Lucy -powiedziała dumnie.
-Nie zgadłbym -mruknąłem z sarkazmem.
-Dlatego ci mówię, mój głupiutki giermku -zaśmiała się.
-Giermku? -spytałem rozbawiony.
-Tak. Jestem rycerzem, a ty moim giermkiem -stwierdziła.
-Ja myślę, że jesteś księżniczką -powiedziałem w żarcie, chociaż naprawdę tak myślałem.
Dla mnie Lucy to była księżniczka, która sama się w sobie zamknęła, po tym wszystkim, co ją spotkało. To tak jakby była uwięziona w zamku, z którego może wyjść w każdej chwili, jednak nie chce.
-Ja? Księżniczką? -spytała rozbawiona.
-Tak. A ja jestem twoim smokiem -rzekłem dumnie, wypinając pierś do przodu.
-Czemu smokiem? -spytała z zaciekawieniem blondynka.
-Bo pilnuję twojego zamku, byś mogła stamtąd wyjść w odpowiednim czasie -wyjaśniłem, nie myśląc o tym wcześniej. Po chwili zrobiłem się lekko czerwony, a moją twarz zalała falę gorącą.
-Yhy -odpowiedziała blondynka. -Pójdziesz robić do końca te kanapki czy nie? -spytała po chwili zirytowana brązowooka. Otrząsnąłem się i pobiegłem do kuchni, by robić te kanapki. Zupełnie o nich zapomniałem.
Zrobiłem całą tacę kanapek, z serem, szynką, pomidorem, ogórkiem, dżemem, czekoladą i marmoladą. Znając Lucy, będzie chciała tylko te z dżemem, czekoladą i marmoladą... Jednak nie dam jej ich, dopóki nie zje tych zdrowszych. Poszedłem do salonu i położyłam tackę z jedzeniem na stole przed Lucy, ktora, gdy je zobaczyła, od razu się rozpromieniła. Już miała sięgnąć po czekoladę z czekoladą, ale szybko wziąłem tackę z powrotem.
-Co jest? -spytała zirytowana, Zmrużyłem oczy.
-Pierw te zdrowsze. Jeżeli ich nie zjesz, to nie dostaniesz tych z czekoladą -stwierdziłem. Dziewczyna spuściła głowę, a po chwili miałem wrażenie, że powietrze w pomieszczeniu zrobiło się gęstsze. Po chwili Lucy podniosła głowę, a jej oczy wyrażały chęć mordu.
-Coś powiedział? -spytała, a ja zacząłem się bać. Kto by się nie bał? Wygląda jak demon! To taki demon w ciele anioła... Taka druga Erza, tyle że szkarłatnowłosa mi się nie podoba.
-N-No, ż-że... Musisz zjeść pierw te zdrowe k-kanapki! -powiedziałem, starając się nie ulec. Muszę ją zachować przy zdrowiu, więc nie może jeść tylko czekolady, a znając ją, po zjedzeniu tych z czekoladą by reszty nie zjadła.
Aura blondynki znikła, chęć mordu z jej oczu też. Teraz wyglądały raczej na obojętne. Wpatrywała się chwilę w mnie ze zmrużonymi oczami, jakby nad czymś intensywnie myśląc, a po chwili powiedziała.
-Okej. -Myślałem, że się uduszę powietrzem. Czy ona właśnie tak po prostu odpuściła?!
Wpatrywałem się w nią chwilę zszokowany. Jej wyraz twarzy z obojętnego stał się zirytowany.
-Dasz mi wreszcie te kanapki? -spytała, wyrywając mnie z transu. Kiwnąłem głową i podałem jej tackę z jedzeniem.
-Czy masz może gorączkę? -spytałem niepewnie, gdy ona żuła już pierwszy kęs. Brązowooka popatrzyła na mnie zdziwiona. Połknęła jedzenie i odpowiedziała.
-Nie dlaczego?
-Dziwnie się zachowujesz -stwierdziłem.
-A w mordę chcesz? -spytała, patrząc na mnie zła.
-Okej, czyli nic ci nie jest -powiedziałem, uśmiechnięty. Blondynka tylko popatrzyła na mnie ze zrezygnowaniem w oczach i zaczęła dalej konsumować swoje śniadanie.
Ja poszedłem do kuchni. Stanąłem przy blacie i nalałem wody do czajnika. Wstawiłem go na kuchenkę i wziąłem kubek wraz z torebką herbaty. Chwilę czekałem na wodę, a potem zalałem herbatę. Dosypałem dwie łyżki cukru i wymieszałem łyżeczką. Potem zniosłem ją do pokoju, gdzie widziałem, jak moja „przyjaciółka" chce się napić coli. Podszedłem do niej i wyrwałem butelkę z czarnym płynem, a w jej miejsce dałem kubek z herbatą. Dziewczyna po raz kolejny popatrzyła na mnie zirytowana.
-Jesteś nadopiekuńczy -stwierdziła.
-Nie, po prostu dbam o ciebie. Lekarze mówili, żebyś zdrowo się odżywiała, czyż nie?
-Może. Nie słuchałam ich. -odpowiedziała blondynka, wzruszając ramionami.
-To... -nie dokończyłem, bo nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni.
-Zapraszałaś kogoś?
-Nie, po twoim pytaniu wnioskuję, że ty też.
Kiwnąłem głową i chciałem iść do drzwi, ale zatrzymała mnie Lucy. Chwyciła mnie za rękę. Odwróciłem się do niej z pytającym spojrzeniem. Ona wyciągnęła spod poduszki broń i mi ją podała. Potem puściła moją rękę.
-Porozmawiamy o tym później -stwierdziłem, idąc do drzwi z bronią w ręku.
Zobaczyłem przez to oczko kto to. Niestety, ale nikogo nie było. Zmarszczyłem brwi i odwróciłem się, chcąc wrócić do Lucy. Jednak dzwonek znowu zadzwonił. Znowu się odwróciłem i popatrzyłem przez to oczko. No kto to kurna robi se żarty?! Poszedłem zły do salonu i przy wejściu zobaczyłem coś dziwnego. W oknie była jakaś postać.
-L-Lucy -powiedziałem niepewnie.
-Co? -spytała. Nie odpowiedziałem, dalej się wpatrywałem w czarną postać. Blondynka widząc, że gdzieś patrze, tez tam spojrzała.
Kątem oka widziałem, jak w jej oczach tli się strach. To było trochę dziwne. Chyba jeszcze nigdy nie wiedziałem, by ona się bała.
Postać za oknem postukała w nie. Potem położyła na nie rękę, a następie całą twarz. Zobaczyliśmy jego szeroki uśmiech i czerwone oczy, które zdawały się świecić. Poruszył ustami, jakby coś mówiąc, a ja dopiero po chwili wpatrywania się w niego zrozumiałem, kto to jest.  

Czas nie leczy ranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz