Rozdział 38

559 60 19
                                    

  <Natsu>

Widziałem, jak Lucy płacze. Serce mnie bolało, widząc jej łzy. Nie chciałem, by płakała. Nie chciałem jej widzieć w takim stanie. Ani teraz ani nigdy. Na początku nie rozumiałem, dlaczego płacze, ale gdy zobaczyłem Yuki, siedzącą przy biurku zrozumiałem. Chciałem coś powiedzieć, ale kątem oka widziałem, jak Lucy powoli traci siły, więc przytrzymałem ją.
— Nie jestem Yuki -syknęła dziewczyna.
— Więc kim jesteś? — spytałem poważnie, trzymając blondynkę w uścisku.
— Jestem Ami. Siostra bliźniaczka tej idiotki. — Skrzywiła się czarnowłosa. Wyglądała trochę inaczej niż Yuki, w przeciwieństwie do tamtej, ona miała brązowe oczy.
— C-Co? — wyjąkała zdziwiona Lucy. Spojrzałem na nią. Na jej twarzy było wymalowane przerażenie i szok.
— To! Nienawidzę cię i tej waszej pieprzonej paczki! Gińcie! — wrzasnęła czarnowłosa, po czym nacisnęła jakiś przycisk.
Z początku każdy, oprócz brązowookiej, był zdezorientowany. Jednak zorientowaliśmy się, o co chodzi, gdy płomienie zaczęły dosłownie pojawiać się znikąd. Patrzyłem przerażony na czerwone języki, które lizały stary dom Luce. Usłyszałem cichy szloch. Odwróciłem się i zobaczyłem blondynkę, która cicho szlochała. Ja nie byłem w stanie się ruszyć przez to, że przerażenie sparaliżowało moje kończyny, a Lucy była prawdopodobnie zbyt rozżalona. Nie dziwię się jej. Jej dom, w którym spędziła tyle dobrych chwil, właśnie płonął. Jej wszystkie wspomnienia właśnie się paliły. Nagle poczułem, że ktoś mnie chwyta za rękę. Zobaczyłem, że Zeref chwycił nas oboje i zaczął wyciągać. Lucy się opierała.
— Nie chcę! Puść! Zostaw! — krzyczała. Widziałem, że czarnowłosy miał trudności z dalszym wyciąganiem jej stamtąd, więc chwyciłem ją za drugą rękę i pociągnąłem.
— Lucy! Uspokój się! — wrzasnąłem, chwytając ją za ramiona i potrząsając. — Musimy uciekać! Inaczej zginiemy!
— Nie chcę! Zostaw! — krzyczała, szarpiąc się. Nie wytrzymałem. Zamachnąłem się i uderzyłem z liścia. Wiem, że nie powinienem, ale musiałem ją jakoś ocucić, do tego adrenalina robiła swoje.
— Uspokój się! — wrzasnąłem. — Musimy uciekać! Rozumiesz?!
Widziałem jej zszokowany wzrok. Potem tylko kiwnęła lekko głową i dała się pociągnąć. Razem z Zerefem i Lucy wyszliśmy z domu, który prawie całkowicie się spalił. Obserwowałem, jak dom, w którym jeszcze niedawno mieszkałem, mimo że tylko kilka dni, liżą czerwone języki ognia. Kątem oka obserwowałem Lucy, która ponownie płakała. Przytuliłem ją bez słowa. Zacząłem gładzić jej plecy ręką. Brązowooka szlochała, mocno trzymając moją koszulkę. Popatrzyłem na brata.
— Chodźcie. Nie możemy tu stać w nieskończoność — westchnął. Ja tylko pokiwałem głową, a dziewczyna nie zareagowała. Nagle poczułem, że robi się coraz cięższa. Prawie mi wypadła z ramion, ale ją zdążyłem złapać. Zobaczyłem, że śpi. Nic dziwnego. Po takim czymś napewno, gdy się obudzi, będzie w kiepskiej formie.
Razem z Zeref'em poszliśmy do mojego starego domu. Na szczęście, nie zdążyłem go jeszcze sprzedać, więc możemy tam znowu zamieszkać. Gdy doszliśmy do domu, dałem czarnowłosemu klucz, którym otworzył drzwi, a ja wszedłem, trzymając brązowooką na rękach. Poszedłem do jej pokoju, przedtem dawnego, a teraz obecnego, i położyłem na łóżku. Nie wyrzucałem żadnych mebli, na szczęście.
Wyszedłem z pokoju i poszedłem do salonu, gdzie siedział Zeref. Usiadłem obok niego, na kanapie odezwałem się.
— Co teraz?
— Musisz iść na zakupy, żeby kupić wam ciuchy i jedzenie, a ja tu zostanę i będę jej pilnować — powiedział czarnowłosy.
— Dobra, ale uważaj na nią, okej? — spytałem.
— Dobrze. Przecież wiem, że jest dla ciebie ważna — powiedział ze zadowoleniem.
Nic więcej nie mówiąc, wyszedłem z domu. Pierw poszedłem do bankomatu i wypłaciłem pieniądze, a potem zrobiłem zakupy. Kupiłem pełno ciuchów. Dla Lucy starałem się kupować takie, jakie ona zwykle nosi. Dla siebie brałem też takie, które noszę na co dzień. Potem musiałem iść do supermarketu, żeby kupić jakieś jedzenie. Oprócz podstawowych produktów żywnościowych kupiłem Lucy kilkanaście czekolad i paczek żelków oraz jej leki.
Całe zakupy zajęły mi mniej więcej trzy godziny. Wróciłem do domu i zastałem mojego brata, śpiącego. Westchnąłem, gdy położyłem reklamówki z jedzeniem na ladzie. Większa część ciężaru była ich, więc moim rękom naprawdę ulżyło. Reklamówki z rzeczami zaniosłem do góry do naszych pokoi i rozpakowałem.
Lucy nadal spała, więc ja zakluczyłem dom i również poszedłem się położyć.

***

Następnego dnia obudziłem się o siódmej. Nie chciało mi się iść do szkoły, ale jutro jest dzień, w którym wystawiamy sztukę, więc chyba muszę. Leniwie zwlokłem się z łóżka i poszedłem na dół. Do moich nozdrzy dotarł zapach naleśników. Zamknąłem oczy i jęknąłem. Wszedłem do kuchni, by zobaczyć blondynkę smażącą naleśniki. Podszedłem do niej od tyłu i objąłem, po czym położyłem głowę na jej ramieniu.
— A co ja podpora? — zaśmiała się brązowooka.
— Nie, ale powiedz mi, czy jesteś gotowa do szkoły? I jakie naleśniki smażysz?
— Gotowa, w przeciwieństwie do ciebie jestem ubrana. Widać, że jesteś przyjacielem Gray'a. A odpowiadając na twoje drugie pytanie, z jabłkami — odpowiedziała rozbawiona.
— Zaraz się ubiorę, ale chciałem się o coś spytać. Dobrze się czujesz? — spytałem zmartwiony.
— Jasne. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Muszę po prostu żyć dalej. To oczywiste, że będę tęsknić za tamtym domem, ale co poradzę na to, że został spalony? Ważne, że my uszliśmy z życiem. — Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.
— Napewno? — spytałem.
— Tak. Nie martw się, bo cię uderzę — zagroziła.
— Za co?!
— Za wszystko.
— Ty demonie!
— Głupim kara się należy, za ich czyny. A ty dostaniesz za uderzenie mnie z liścia wczoraj. Nie myśl se, że zapomniałam. — Uśmiechnęła się, a mnie przeszły dreszcze.
— Głupi nie wiedzą, co robią, więc nie.
— Przyznajesz się, że jesteś głupi?
— Co?! Nie!
— A właśnie, że tak.
— Nie!
— Tak i nie kłóć się ze mną, bo wiesz, że i tak nie wygrasz.
— Dobra... — westchnąłem zrezygnowany.
— A zmieniając temat, Zeref jest w salonie i zaraz wychodzi.
— Okej, dzięki.
Poszedłem do salonu i zobaczyłem brata, który właśnie zbierał się do wyjścia. Podbiegłem do niego.
— Zeref! — krzyknąłem, przytulając go.
— Cześć Natsu. — Uśmiechnął się.
— Gdzie teraz mieszkasz? — spytałem, wiedząc gdzie mam iść, żeby go odwiedzić.
— To nieważne. Muszę iść — odpowiedział. Spojrzałem na niego smutno, a on zaśmiał się, widząc to. — Nie martw się. Jutro znowu się zobaczymy. Przyjdę na przedstawienie — zaśmiał się czarnowłosy. Spojrzałem na niego zszokowany.
— Kto ci powiedział?! — spytałem lekko zawstydzony.
— Twoja współlokatorka. Nawiasem mówiąc, jestem ciekawy, jak wyglądasz w damskiej sukni.
— Lucy! — krzyknąłem.
— Wybacz, nie mogłam się powstrzymać! Brat musi widzieć twój debiut na scenie!
— Ty diablico!
— No, ale nie martw się. Zanim wyjdę mam dla ciebie świetną wiadomość. — Czarnooki uśmiechnął się szeroko.
— Jaką?
— Oficjalnie jesteś wujkiem! Moje dziecko wczoraj się urodziło! — krzyknął uradowany.
Przez chwilę nie mogłem się ruszyć. Mój mózg przetwarzał to, co właśnie powiedział mój brat. Gdy to zrobił, moje oczy się rozszerzyły, a usta otwarły. Słyszałem tylko szum w uszach, który po dłuższej chwili ustąpił. Czarnowłosy wpatrywał się w mnie, najwyraźniej nie wiedząc, dlaczego się nie ruszam i patrzę na niego, jakbym kosmitę zobaczył.
— Co?! — wrzasnąłem na cały dom.  

------------------------------------------------------

Hej! Jak obiecałam, jest rozdział. Trochę się działo, więc mam nadzieję, że się podoba :)

Zaraz wstawię special :)

Ps. Podoba wam się wadomość Zerefa? W następnym rozdziale zobaczycie spotkanie jego narzeczonej i Natsu z Lucy xD

Czas nie leczy ranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz