Rozdział 2

2.4K 211 7
                                    

<Lucy>  

Obudziłam się w dobrym humorze. Wykonałam rutynowe czynności. Mój strój na dziś to była biała bokserka, czarne jeansy i tego samego koloru kurtkę. Włosy związałam w wysokiego kucyka z boku. Wzięłam walizki, które już stały przed drzwiami i wyszłam przed dom. Uniosłam brew, na widok kolesia, który stał przed jakimś czarnym samochodem. Nie bardzo interesują mnie samochody, więc nie wiem co to za marka, ale wygląda drogo. Zauważając mnie, zaprosił gestem do samochodu. Wsiadłam, dając mu walizki. Koleś włożył je do bagażnika, po czym wsiadł i ruszyliśmy.


Mimo usilnych starań kierowcy, by zagaić rozmowę, ignorowałam go. Patrzyłam tępo na trasę, zastanawiając się nad nowym życiem, które mam szansę tu rozpocząć. Mężczyzna po jakimś czasie przestał mnie zagadywać. Byłam mu za to wdzięczna, bo jego okropny głos przeszkadzał mi w myśleniu. Dotarliśmy do Magnolii po czterech godzinach.

Wysiadłam pośpiesznie, kiedy tylko się zatrzymaliśmy, nie chcąc przebywać dłużej z tym facetem. Wzięłam swoje walizki z bagażnika i ruszyłam w stronę akademika, w którym miałam mieszkać. Nie pożegnałam się, bo po co. Dotarłam przed wielką bramę z napisem „Fairy Hills". Skrzywiłam się lekko, dziwnie brzmi. Przeszłam przez nią i poszłam w stronę drzwi. Miałam nadzieję, że nikogo nie spotkam, ale najwyraźniej miałam pecha, albo ktoś się na mnie na górze uwziął.

— Hej! — Udałam, że nie usłyszałam, iż ktoś mnie woła i już chciałam wejść, ale poczułam lekkie szarpnięcie za ramię. Odwróciłam się i już miałam rzucić jakąś chamską uwagę, ale zobaczyłam niską niebieskowłosą dziewczynę. Była ubrana w podartą białą koszulę z długimi rękawami i granatową spódniczkę. Miała parę zadrapań, przecięć i inne drobne rany.

— Ty jesteś tą nową? — spytała, uśmiechając się nerwowo.

— Ta — mruknęłam znudzona. Nie robiło na mnie wrażenia to, że była ranna, bo widziałam i robiłam komuś innemu o wiele gorsze rzeczy.

— To chodź — powiedziała, po czym chwyciła mnie za przedramię i zaczęła oprowadzać. Pierw pokazała mi stołówkę, łazienkę, a potem pokoje. Okazało się, że mieszkam na drugim piętrze w pokoju dwadzieścia trzy. Razem z nią i jej koleżanką.

Nie, żebym miała coś przeciwko niej, ale po tym, jak się zachowywała, to wywnioskowałam, że jest typem kujona. Ja również jestem świetna w nauce, ale w przeciwieństwie do innych umiem uderzyć i to dość mocno. W czwartej klasie tak mocno „uderzyłam" kolegę, że wylądował w szpitalu ze złamaną ręką, nogą i paroma żebrami. No może parę razy, ale to taki szczegół. Zresztą później go przeprosiłam! Nie z własnej woli, ale to zrobiła, więc liczy się, prawda?

Weszłam do pokoju i zaczęłam się rozglądać. Szczerze? Nie podoba mi się tu w cholerę. I tu nie chodzi nawet o wystrój. Po prostu w powietrzu było czuć perfumy. I to nie była jedyna wada.

Pokój miał kształt dużego prostokąta. Przy trzech z czterech ścian stało po jednym łóżku. Były one z ciemnego drewna z białym materacem i niebieską pościelą. Obok nich były duże szafy z tego samego drewna. Po drugiej stronie szafka nocna. Jedna ze ścian była niebieska, druga pomarańczowa, a trzecia biała. Z tego, co mówiła... Jak ona miała? Levy? Chyba tak. No tak z tego, co ona mówiła, to można pomalować ścianę, na jaki się chce kolor. Szczerze? Myślę, że po prostu chcieli na farbie zaoszczędzić, ale nie mam co narzekać. Przynajmniej nie będzie to jakiś róż czy coś. Obok drzwi wejściowych na przyległej ścianie były jeszcze jedne pary drzwi. Weszłam przez nie i zobaczyłam duży prostokątny pokój z białymi ścianami, podłogą i sufitem. Na trzech ścianach były gabloty na zdjęcia itp. oraz biurko.
Na czwartej ścianie naprzeciw mnie była duża czarna kanapa, fotel i szklany stolik. Naprzeciw na ścianie był powieszony duży plazmowy telewizor.

Wyszłam z tego pomieszczenia i zaczęłam się rozpakowywać. Ignorowałam stojącą w progu niebieskowłosą. No, bo po co się nią przejmować? Obiecałam coś sobie i tej obietnicy dotrzymam. Nie mam zamiaru się tutaj z nikim zadawać.

Włożyłam moje ciuchy do szafy, laptopa wyjęłam i położyłam na moje biurko w sąsiednim pokoju. Potem walnęłam się z całej pędy na łóżko i zamknęłam oczy.
Nadal wyczuwałam obecność tej dziewczyny, co było niepokojące, bo zwykle ludzie uciekają ode mnie w mniej niż pięć sekund. Jednak... Dlaczego miałąbym się tym przejmować?

Z tą myślą obróciłam się na bok z zamiarem ucięcia sobie drzemki. Jednak nie mogłam spać, gdyż czułam na sobie palący wzrok. Wierciłam się, aż w końcu nie wytrzymałam. Poderwałam się i spojrzałam zła na brązowooką, której spojrzenie wyrażało strach. Słusznie się bała, bo nie miałam zamiaru być dla niej zbyt miła.

— Słuchaj... Chce ci od razu zakomunikować, że to iż mieszkamy od dziś razem, to nie znaczy, że będziemy się przyjaźnić czy coś. Najlepiej w ogóle nie zwracaj na mnie uwagi i się do mnie nie odzywaj — powiedziałam i poszłam kimać, zadowolona z siebie.

— D-dobrze, ale chciałam ci powiedzieć, że plan lekcji i książki ci na biurku położę — powiedziała.

Potem usłyszałam, jak kładzie coś i wychodzi z pokoju. Oddałam się całkowicie ciemności, która od dawna otula moje serce i usnęłam.


<Natsu>


W klasie od matematyki siedziała cała nasza klasa, tzn. ja, Erza, Gołodupiec, Jellal, Juvia, Śrubka, Jet, Droy, Laxaus, Lisanna, Bixlow, Freed, Evergreen, Elfman, Loki, Mira. Czekaliśmy na Levy, która miała oprowadzić nową po akademiku i wrócić.

Zacząłem myśleć o niej. Ciekawe czy jest ładna. Mam nadzieję, że nie będzie się do mnie lepić jak połowa dziewczyn ze szkoły, bo pierwsze, że denerwują mnie takie dziewczyny. A po drugie, moje fanki mogłyby jej coś zrobić, a nie chcę mieć jej na sumieniu.

Po godzinie do klasy wpadła Levy. Podeszła do nas.

— Hej — powiedzieliśmy jednocześnie.

— Hej.

— I co? Jaka jest? — zadała pierwsze pytania Erza.

— No więc... Jest dosyć. — Zamilkła, szukając słowa. — Oryginalna — dodała po chwili.  


-----------

Rozdział poprawiony


Czas nie leczy ranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz