Rozdział 13

1.3K 106 42
                                    

<Lucy>

-Spoko... -powiedziałam po chwili i wpatrywałam się w zaskoczoną... nie jego twarz wyrażała szok. Jakby zobaczył ducha. Był biały jak kreda.  Miałam ochotę się roześmiać, ale musiałam się trzymać mojego planu.

-C-co? -spytał po jakiś dziesięciu minutach. Widać, że nadal nie doszedł do siebie... Biedak. Nie wie co go czeka, haha...

-Wybaczam. -odparłam z niewinnym uśmiechem.

-Tak bez żadnego kazania, nie uderzysz mnie, nie nakrzyczysz. Nic? -spytał zdziwiony.

-Nie no.... Oczywiście będziesz musiał odpokutować swoje winy, ale to gdy wyjdę z szpitala. -powiedziałam z znudzeniem patrząc na paznokcie. -Czemu pytasz?

-No wiesz, poznałem już cie wystarczająco, by stwierdzić, że normalnie byś mnie pobiła. -powiedział z strachem cofając się.

-Hahaha.... -zaczęłam się śmiać. -Spokojnie... to co ci zrobię będzie o wieeleee gorsze. -powiedziałam "pocieszająco", klepiąc go po ramieniu. Ten zbladł jeszcze bardziej.

- C-co masz zamiar mi zrobić? -spytał niepewnie.

-Zobaczysz. -odparłam tajemniczo. Słyszałam jak przełknął ślinę. Jak ja uwielbiam znęcać się psychicznie nad ludźmi. 

-N-no dobra.... T-to.... Ja pójdę do domu i przyniosę ci czekoladę! -krzyknął spanikowany, a mi oczy się zaświeciły.

-C-czekoladę? -spytałam, śliniąc się.

-Tak. A teraz już idę. Do zoba! -krzyknął i wybiegł z sali.

-Pff... Tchórz. -prychnęłam rozbawiona z uśmiechem.

Wyrzuciłam ręce w górę i opadłam na łóżko. Czułam się... lżejsza? Tak jakby ktoś zrzucił z moich barków jakiś ciężar. Może to przez to, że powiedziałam Natsu o mojej przeszłości? Nie wiem, ale chyba mogę mu zaufać.

No, ale teraz muszę zrobić o wiele ważniejszą rzecz... A konkretnie to zadzwonić do Ayamu. On powinien mieć co trzeba. Hahahaha....

<Natsu>

Wybiegłem z szpitala  i obrałem sobie za cel jej pokój. Wezmę jej czekoladę, jakieś napoje i może kupię jakiś fast food? Wiem, że żarcie w szpitalu smakuje jak tektura. Kiedy tam byłem to myślałem, że umrę. Do tego przez to "jedzenie" czułem się baaardzo źle.

Wybiegłem z szpitala i popędziłem do akademika. Byłem tam po pół godzinie. Wbiegłem do pokoju Lucy, Levi i Juvi. Nie zważałem na krzyki dziewczyn typu:

"To damski akademik!"

"Pomyliły ci się kierunki!"

"Wynoś się"

"Ty jesteś normalny?!"

Gdyby nie to, że musiałem, a właściwie chciałem, przynieść jej tę rzeczy jak najszybciej i do niej wrócić. Byłem w cholerę ciekawy co mnie czeka. Na początku byłem przerażony, ale potem strach zmienił się w ciekawość.

Wbiegłem do jej pokoju. Rzuciłem Levi i Juvi szybki "Cześć". One odpowiedziały mi tym samym i o nic nie pytały. Wróciły do swoich zajęć.

Otworzyłem jej szafę i wyciągnąłem z niej dziesięć różnych tabliczek czekolady (np. mleczna, gorzka, z chrupkami, kokosowa itp.) i sześć butelek coli. Swoją drogą... jak ktoś może jeść tyle czekolady?! Eh... nigdy nie zrozumiem dziewczyn. Zapakowałem to wszystko w plecak i wybiegłem. Znowu usłyszałem krzyki skierowane w moją stronę. Teraz też się tym nie przejąłem. Gdy znalazłem się poza akademikiem, skręciłem do najbliższego fast foodu, którym okazał się być McDonald. Cóż... lepsze to niż nic.

Czas nie leczy ranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz