Rozdział 17

1.2K 92 31
                                    


<Lucy>

Rano obudziłam się przytulona do czegoś ciepłego. Nie chciałam otwierać jeszcze oczu, więc chwilę poleżałam. W końcu jednak to „coś", do czego byłam przytulona, się poruszyło. Nie powiem. Przestraszyłam się. Szybko otworzyłam oczy i co zastałam? Natsu, któremu najwyraźniej pasowało obecne położenie swoich rąk, które spoczywały na moich piersiach z niewiadomego powodu. Jeszcze spał. Wyglądał bardzo słodko. Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam nakręcać kosmyki jego włosów na palce. Były miękkie, mimo że tak nie wyglądały. Uśmiechnęłam się błogo. Jednak po chwili musiałam przerwać to zajęcie, bo przypomniałam sobie, że jednak pozwolił sobie ze mną spać! Do tego mnie maca! Wstałam, tak by go nie obudzić i ruszyłam do łazienki.

Wlałam do miski zimnej wody i z szatańskim uśmiechem podeszłam do niego. Bez wahania wylałam całą zawartość miski na niego. On wystrzelił jak z procy. Był na początku zdezorientowany, ale potem spojrzał na mnie z furią w oczach. Zaśmiałam się i wyrzuciłam wiadro do tyłu.

Zaczęłam uciekać. Goniliśmy się przez pół godziny, ale potem musieliśmy przestać z dwóch ważnych powodów.

Po pierwsze: Trzeba iść do szkoły, a ja nie mam tutaj mundurka.

Po drugie: Po szkole mam się do niego wprowadzić, więc muszę się zastanowić czy w ogóle tam iść.

Z jednej strony chciałam iść do akademika po moje rzeczy, przynieść je tutaj i resztę dnia wylegiwać się na kanapie. No, ale... w sumie nie widzę żadnych przeciwwskazań, żeby zrobić dziś se wolne. Tak. Nie idę i koniec.

-Nie idziemy do szkoły. -oznajmiłam różowowłosemu, który nieudolnie próbował zrobić coś, co przypominało mi rzygi.

-Czemu? -odwrócił się do mnie z patelnią w ręku. Dopiero teraz zorientowałam się, że ma na sobie różowy fartuszek. Zaśmiałam się cicho.

-Bo musimy jechać po moje rzeczy. Co robisz? -spytałam, jak znowu się ode mnie odwrócił i zaczął coś tam grzebać.

-Em... -podrapał się nerwowo po karku. -Chciałem zrobić naleśniki, ale cos nie wyszło... -powiedział zażenowany, a ja zaczęłam się śmiać na cały głos.

-T-to miały być naleśniki? -spytałam, nadal się śmiejąc.

-Tak, a co? -spytał znowu, odwracając się do mnie, oraz zakładając ręce na klatkę piersiową.

-Bardziej przypominało mi to rzygi, ale ok.

-Czy ty krytykujesz moje zdolności kulinarne? -spytał ze zmrużonymi oczami.

-Wiesz... Zdolnościami to ja bym tego raczej nie nazwała, przynajmniej niekulinarnymi.-powiedziałam rozbawiona.

-Pfff.... -prychnął. -Nie musisz tego jeść. -żachnął się.

-Kto powiedział, że miałam w ogóle taki zamiar?

-A nie miałaś?

-Nie.

-Czemu?

-Jak już mówiłam. Przypomina mi to rzygi, a nie naleśniki.

-Jak taka mądra to sama coś ugotuj. -powiedział ze złośliwym uśmiechem.

-Nie umiem. -powiedziałam.

-Chociaż spróbuj. -zrobił oczy szczeniaczka.

-Nie.

-No weż~!

-Nie.

-Proszę!

-Nie.

Czas nie leczy ranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz