Rozdział 39

614 65 19
                                    

<Lucy>

— To do jutra! — krzyknął Zeref na pożegnanie, po tym, jak oznajmił Natsu, iż jest wujkiem. Ja dowiedziałam się o tym rano, gdy różowo włosy spał, więc nie byłam za bardzo zaskoczona. Bardziej mnie chyba zaskoczył moment, w którym mu to oznajmił. Nie spodziewałam się, że powie mu to zaraz rano, po wczorajszym... incydencie.

Było mi smutno po wczoraj, ale wiedziałam, że nie mogę się dołować. Prawdą jest, iż ten dom był miejscem, gdzie przeżywałam, najprawdopodobniej, najlepsze chwile w dzieciństwie, ale teraz niestety był tylko wspomnieniem. Nie cofnę czasu. Nie naprawię tego, a popadanie w depresję nic nie pomoże. Muszę iść naprzód. Mam ludzi, którym na mnie zależy i nie mam zamiaru ich niepokoić, czy też odejść. Mnie też na nich zależy i nie chcę ich stracić.

Usłyszałam kroki, które zapewne skierowane były do kuchni. Zajęłam się dalszym robieniem śniadania dla nas obojga. Po chwili do kuchni wszedł Natsu z miną, jakby właśnie wyszedł z zakładu pogrzebowego po wyborze swojej trumny.

— Co się stało? — spytałam rozbawiona.

— Cię to śmieszy? — spytał z wyrzutem czarnooki.

— Nie, ale ty serio jesteś zaskoczony? — Uniosłam brew, spoglądając na niego.

— No... Tak. Nie spodziewałem się, że urodzi się tak szybko — przyznał różowo włosy.

— Wolałbyś poczekać dziewięć miesięcy?

— Nie! Oczywiście, że nie! Po prostu... — zaczął Dragneel, ale nie skończył. Podrapał się po karku i spojrzał zakłopotany na ziemię.

— Po prostu? — Chłopak westchnął.

— Dziwnie się czuje, z tym że oprócz brata mam jeszcze jaką inną rodzinę, nie liczę Kate, bo ostatnio pokazała, jaka naprawdę jest. No i... Nie wiem. Nie umiem tego opisać. — Podrapał się po karku, a ja się zaśmiałam.

— Jesteś szczęśliwy? — spytałam.

— Oczywiście.

— Więc wszystko gra. To normalne, że gdy nagle pojawia się nowy członek rodziny, na początku jest dziwnie, ale mimo wszystko to dobrze. Bynajmniej będziesz miał komu kupować prezenty i może nauczysz obchodzić się z dziećmi.

— Masz rację. — Różowowłosy uśmiechnął się szeroko.

— Zawsze mam racje — stwierdziłam dumnie.

— Nie, pamiętasz, kiedy... — zaczął, ale mu przerwałam.

— Zawsze mam rację.

— Ale...

— Chcesz umrzeć?

— Nic nie mówiłem...

— To dobrze. Teraz lepiej przygotuj się do szkoły, bo za pięć minut musimy wychodzić.

— Co?! Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?!

Czarnooki pobiegł na górę, a ja w tym czasie zajadałam się przygotowanym wcześniej śniadaniem. Oczywiście blefowałam, że za pięć minut wychodzimy. Wychodzimy za piętnaście, ale on nie musi on tym wiedzieć. Najwyżej będziemy wcześniej.

— Lucy, szybko! — krzyknął. Stał w lekko rozczochranych włosach przy wejściu do kuchni.

— Spokojnie. Usiądź i jedz.

— Ale...!

— Usiądź i jedz — powtórzyłam lekko zirytowana.

— Powiedziałaś...

Czas nie leczy ranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz