<Lucy>
Obejrzałam się i zobaczyłam człowieka, którego szczerzę nienawidzę.
-Endo. -wycedziłam przez zęby.
-Cześć kochanie. Długo musiałaś czekać? -spytał z "miłym" uśmiechem. Miałam ochotę się na nim wyżyć i dać mu w mordę.
-Nie. -wysyczałam. Musiałam grać, bo ten barman zaczynał mnie poważnie wkurwiać, jeszcze trochę, a by musieli karetkę wzywać.
-To chodźmy. Jedziemy do DOMU. -dokładnie podkreślił ostatni wyraz. Przestraszyłam się. Zaczęłam dyskretnie grzebać w torebce. Kurwa! Akurat dziś nie wzięłam broni, ani nawet telefonu!
-Idziemy? -spytał z kpiącym uśmiechem.
-Tak. -wycedziłam niechętnie. Jak tylko wyjdziemy to ucieknę.
Brunet podał mi rękę, którą z obrzydzeniem przyjęłam. Będę musiała ją wyczyścić papierem ściernym jak wrócę. Bleee...
Wyszliśmy z klubu. Ten przygłup cały czas się uśmiechał. O co mu kurwa chodzi?! I tak mu ucieknę!
Chciałam zacząć biec, ale nagle moje nogi dały mi znać o jednym bardzo istotnym elemencie, który mi to uniemożliwiał. A konkretnie: miałam na sobie szpilki.
<Natsu>
Po tym jak nakrzyczałem na Lucy, siedziałem na kanapie i patrzyłem się tępo w telewizor. Zastanawiałem się czy nie pójść i nie przeprosić. Miałem poczucie winy. Przecież widziałem jej rany, a co jeśli coś sobie zrobi? No, ale z drugiej strony... to ona przecież powinna to zrobić! One jest wścibska, ja nigdy... czekaj... Nie! Musze przeprosić! Nie chcę jej stracić! Choć nie powiem jej nic o mojej pracy, albo jak kto woli byłej pracy. Już niedługo stamtąd odejdę. Tylko będę musiał jakoś ubłagać wujka. Ona pod żadnym pozorem nie może się dowiedzieć gdzie pracuję. Znienawidzi mnie. Ruszyłem do jej pokoju i lekko zapukałem.
Nikt nie odpowiedział.
-Lucy! -zawołałem. Odpowiedziała mi cisza. -Lucy otwórz! -krzyknąłem. Znowu cisza.
Dobra. Zaczynam się poważnie martwić. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do pokoju. Był pusty... Dobra. Mogę zacząć panikować.
-Lucy! -wydarłem się na cały dom.
Chwyciłem za telefon i zacząłem do niej dzwonić. Po chwili usłyszałem jej dzwonek w pokoju. Spojrzałem na łóżko, skąd pochodził dźwięk. Podszedłem tam i chwyciłem go. Miała mnie zapisanego jako łosoś. Ta... bardzo oryginalne. To pewnie przez moje włosy. Dobrze,że już nie nazywa mnie malinka. Wziąłem broń z jej pokoju na wszelki wypadek.
Poszedłem szybko na dół, po czym się ubrałem i wyszedłem z domu. Musiałem ją znaleźć. Nieważne jak, byle ją znaleźć.
Nogi same mnie prowadziły. I zaprowadziły do jakiegoś klubu. Chciałem wejść, ale zza budynku usłyszałem cichy krzyk. Rozpoznałem go. To była Lucy!
Natychmiast pobiegłem tam i co zobaczyłem? Jak ten przyjeb, co ją całował w szpitalu znowu to robi! Do tego ją do ściany przyciska! Ona próbuje się wydostać, ale coś jej nie idzie. Wrr... Zabiję go!
Wyciągnąłem broń z kieszeni bluzy i strzeliłem do niego. Nikt nie będzie jej dotykał, bez jej zgody!
Nabój trafił prosto w głowę. Odetchnąłem z ulgą, widząc, ze jego ciało spada na ziemię, a krew rozbryzguje się na około.
Spojrzałem na Lucy. Ona patrzyła na mnie, jakby widziała ducha. Po chwili dopiero zorientowałem się co zrobiłem, na jej oczach. Przecież nie wiedziała skąd umiem strzelać, że jestem w stanie zabić człowieka, no tak. Będziemy musieli porozmawiać w domu. Tylko tym razem nie będę mógł przed nią niczego ukryć...
![](https://img.wattpad.com/cover/71146225-288-k750038.jpg)
CZYTASZ
Czas nie leczy ran
FanfictionLucy jest chamska, arogancka i stara izolować się od ludzi, najbardziej jak się da. Zmieniła się po rodzinnej tragedii i zdradzie bliskich jej osób. Czy przeniesienie jej do Liceum Fairy Tail zmieni ją? Polepszy jej życie czy pogorszy? Może znajdzie...