<Lucy>
Kilka dni po przedstawieniu i odwiedzinach brata Natsu, można powiedzieć, że było kilka dni „ciszy". Zwykła codzienna rutyna. Nikt z miasta nie zorientował się, że był pożar niedaleko miasta, dzięki czemu nie musieliśmy się tłumaczyć policji. Siostry bliźniaczku Yu, z którą swoją drogą już się pogodziłam, nie widziałam i miałem nadzieję, że tak pozostanie. Niestety, jak to mówią, nadzieja matką głupich. Ugh... Że też czekolada musiała mi się skończyć!
— Co ty tu robisz? — spytałam zdziwiona, widząc mojego „wroga" w supermarkecie, w którym właśnie robiłam zakupy.
— Robię zakupy — prychnęła.
— Aha — mruknęłam, po czym chciałam odejść, ale zatrzymał mnie uścisk na ramieniu. Odwróciłam się do dziewczyny i spojrzałam na nią niechętnie. — Co?
— Zobaczysz, dopadnę cię, więc bądź gotowa. Tym razem twoi rodzice cię nie uratują — warknęła.
— Nie chcę mieć nic wspólnego z tymi ludźmi, którymi nazywasz moimi „rodzicami", nie muszą mnie ratować. Dam se radę. A co do ciebie to śmiało. Będę gotowa — stwierdziłam pewnie.
Nie chcę być zależna od rodziców, którzy jak się wcześniej okazało, cały czas kontrolowali moje życie. Jednak nie przewidzieli, że pojawi się ktoś taki jak Natsu, czyli ktoś, kto będzie chciał się ze mną zaprzyjaźnić. Zapewne, gdyby nie on wszystko poszłoby z ich planem. Pff... Nie dam już sobą manipulować. Mam gdzieś, że do tej pory mi pomagali. To potwory.
***
Następnego dnia w szkole, gdy trwała lekcja wychowawcza, nasz wychowawca ogłosił.
— Jutro jedziemy na szkolną wycieczkę.
— Co?! — spytali wszyscy, łącznie ze mną, zszokowani.
— Widzicie, przełożyli nam ją na jutro, bo przypadkiem zarezerwowali nasz termin komuś innemu. — Podrapał się po głowie, śmiejąc się nerwowo. Westchnęłam.
— Dobrze, ale o której się spotykamy?
***
Po ustaleniu szczegółów mogliśmy w końcu wyjść z klasy. Po drodze do następnej sali podszedł do mnie Natsu.
— Hej, Lucy, stój! — Stanęłam, przez co różowo włosy wpadł na mnie. Na szczęście nie upadliśmy.
— Co? — spytałam zmęczona.
— Od wczoraj jesteś jakaś dziwna. Coś się stało? — spytał zmartwiony.
— Nie... — skłamałam.
— Lucy... Jesteśmy przyjaciółmi, co nie? — Kiwnęłam głową na znak zgody. — A przyjaciele się nie okłamują — stwierdził. Westchnęłam.
— Natsu... To nie jest coś, co powinno ci zwracać głowę. — Pomasowałam swoje czoło, gdy różowo włosy nagle w nie pstryknął.
— Nie kłam.
— Nie kłamię.
— Lucy.
— Natsu, proszę, daj spokój.
— Nie — powiedział stanowczo. Założył ręce na klatkę piersiową i popatrzył na mnie z podniesiona brwią, najpewniej czekając, aż coś powiem. Po raz kolejny westchnęłam. Jest uparty jak osioł.
— Dobra... — mruknęłam. — Spotkałam wczoraj tę siostrę bliźniaczkę Yu, okej?
— Co?! Nic ci nie zrobiła?! Gdzie była? — spytał zaniepokojony.
— Spokojnie. Wpadłyśmy na siebie w supermarkecie i nie sądzę, by była na tyle głupi, żeby mnie atakować przy ludziach. A nawet jeśli chciałaby, nie dałaby rady. Chyba zapominasz, że prawie zawsze noszę ze sobą broń.
— Strzeliłabyś do niej w sklepie? — spytał z wyczuwalną ironią w głosie Natsu.
— Jeśli by zaszła taka potrzeba.
— Ty naprawdę jesteś niemożliwa — westchnął.
— No wiem! — Uśmiechnęłam się.
— Ale nadal... Jeśli byś nie zdążyła broni wyciągnąć?
— Jestem dosyć silna.
— No tak, ale ona też mogła mieć broń.
— Nie każdy nosi ze sobą broń. Zresztą tam były czujniki metalu czy czegoś.
— To jak żeś przeszła?!
— Magia — zaśmiałam się. — A tak na serio to włożyłam naboje do pistoletu na kulki, a był z plastiku więc... A naboje miały były maczane w jakiejś tam osłonce... Nie wiem. Spytaj się Ay'a.
— Ty wiesz, że to by jej raczej nie zrobiło krzywdy?
— Wiem, ale miałabym czas na ucieczkę.
— Okej.
— Ale nie gadajmy o tym. Chodźmy się spakować.
Przyśpieszyliśmy kroku i po chwili byliśmy w domu. Od razu popędziliśmy do swoich pokoi, by się spakować. Natsu jeszcze poszedł do sklepu, bo potrzebował jedzenia na „męski wieczór", choć i tak zapewne przyjdą do dziewczyn. Ja za to spakowałam tylko ciuchy, picie, które kupiłam kilka dni temu, bo oczywiście ktoś, czyli Natsu, ciągle zapominał o nim, chociaż wyraźnie było powiedziane, że to on odpowiada za napoje, które na co dzień pijemy, ale oprócz tego jeszcze oczywiście czekoladę i kilka paczek żelków.
Po spakowaniu się poszłam do salonu i rozsiadłam się na kanapie, chwyciłam czarnego pilota i włączyłam telewizor. Nic ciekawego nie leciało. Jakieś głupie filmy akcji, komedie romantyczne, a w wiadomościach mówili tylko o jakiś włamaniach. Nuda...
Nagle usłyszałam odgłos otwierania drzwi.
— Natsu! Co tak długo? — spytałam, nawet się nie odwracając. Dalej skakałam po kanałach. Gdy chwilę później nie otrzymałam odpowiedzi, odwróciłam się, by znowu go zawołać, ale widząc przed sobą jakiegoś kolesia w masce przeciwgazowej, krzyknęłam i spadłam z kanapy.
Nie czekając długo, chwyciłam patelnię, która leżała pod poduszką na kanapie. Wstałam szybko i uderzyłam „włamywacza" w... maskę? Twarz? A tam, wszystko jedno.
— Ała! — stęknął nieznajomy, a ja otwarłam usta.
— Co...? — zacięłam się na chwilę. — Natsu?! — spytałam wściekła.
— A kto inny? — jęknął różowo włosy, zdejmując maskę i masując się po głowie.
— Wystraszyłeś mnie, kretynie! — krzyknęłam zła.
— O to mi chodziło! — Uśmiechnął się szeroko czarnooki.
— Tak?
— Tak.
— Och... Zobaczmy czy masz twardą głowę, co? Albo lepiej, czy w ogóle masz mózg — uśmiechnęłam się ponuro.
— Oł...
On chyba serio dopiero teraz zrozumiał, co zrobił. Pokręciłam głową. On chyba naprawdę albo nie ma mózgu, albo go nie używa.
— Lucy? Co ty robisz z tą patelnią...? Czekaj! Lucy! Przestań!
***
Po tym, jak „ukarałam" Dragneel'a, poszłam do kuchni, by zrobić kolację, uprzednio odwiedzając łazienkę i zanosząc temu kretynowi apteczkę. Mimo wszystko nie chcę, by był jakoś poważnie ranny, czyli wykrwawienie nie wchodzi w grę...
Na kolację zrobiłam kilka kanapek. Zaniosłam je do salonu, gdzie siedział Natsu, który najwyraźniej nie radził sobie z opatrzeniem siebie, bo był związany bandażami. Położyłam talerz z kanapkami na stoliku i podeszłam do różowowłosego, śmiejąc się cicho, przez co spojrzał na mnie obrażony.
— Co? — burknął.
— Jak do tego doszło? — Wskazałam na bandaże owinięte wokół poobijanych rąk i torsu.
— Ech... Tak... Jakoś — zaśmiał się zażenowany chłopak.
— Nie ruszaj się, pomogę ci.
Odwinęłam bandaże, tak że czarnooki mógł się ruszać i zaczęłam je poprawnie owijać. Miał kilka siniaków i zadrapań na torsie i rękach oraz podbite oko. „Zadrapania" niby nie były poważne, ale płynęło z nich dość dużo krwi, więc musiałam je owinąć kilka razy. Skrzywiłam się nieznacznie, widząc podrapane ręce mojego przyjaciela. Nie chciałam aż tak go pobić. Co najwyżej trochę poturbować...
— Przepraszam — powiedziałam nagle, nadal owijając ręce chłopaka, który spojrzał na mnie zdziwiony.
— Za co? — spytał po chwili.
— Nie chciałam cię aż tak pobić — mruknęłam lekko zawstydzona. Nie byłam przyzwyczajona do przepraszania.
— Nic się nie stało — zaśmiał się czarnooki. — Należało mi się, bo zapomniałem, że to ciebie chciałem wystraszyć. Zresztą dziękuję. Nie wiem co by mi zrobiła Erza, gdybym ją tak próbował, podejść na wyciecze. Wolę oberwać od ciebie niż od niej — wytłumaczył.
— Czemu? Jestem słabsza? — spytałam, nie rozumiejąc.
— Nie, po prostu... Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale czuję się lepiej, gdy ty mnie bijesz. — Uśmiechnął się niepewnie.
— Masochista.
— Nie jestem masochistą!
— Wmawiaj se, wmawiaj. — Machnęłam ręką. Jako że skończyłam go owijać, chwilę temu, to zaczęłam jeść w końcu kolację. Różowowłosy również zaczął jeść, najwyraźniej uznając, iż nie ma sensu się ze mną kłócić. — I dobrze — mruknęłam do siebie, trochę nieświadomie.
— Co? — spytał zdziwiony Natsu.
— Nic.
***
Następnego dnia rano, dokładniej mówiąc o piątej, wstałam i wykonałam poranne czynności, wliczając w to brutalne obudzenie czarnookiego, poprzez nalanie mu powoli na twarz zimnej wody, i zrobiłam szybko śniadanie. Nie rozmawialiśmy z Natsu. Między nami panowała krępująca cisza, chociaż nie wiem dokładnie z jakiego powodu. Jednak nie pytałam o to, bo nie było czasu. Gdy wybiła szósta rano, poszliśmy przed szkołę, by spotkać się z resztą klasy i naszym wychowawcą. Po drodze nadal nie rozmawialiśmy, a gdy doszliśmy, rozdzieliliśmy się i każdy poszedł do swojej „grupki".
Aż do przyjazdu autobusu rozmawiałam z Erzą, Levi i Juvią, a gdy pojazd przyjechał poszukałam Natsu i podeszłam do niego.
— Siadamy razem? — spytałam niepewnie, nie wiedząc, co może odpowiedzieć. Zwykle by się zapewne zgodził, ale cos musiało się stać, bo czuję, że coś się w nim zmieniło.
— Ech? Ja... Um... Chyba — wymamrotał, patrząc na naszych przyjaciół, którzy dobrali się już w pary.
Bez słowa pociągnęłam go do autobusu, wcześniej zahaczając o kierowcę, który pakował nasze bagaże, i usiedliśmy całkiem z tyłu.
Przez ponad godzinę drogi znowu milczeliśmy, co mnie niezmiernie irytowało. Natomiast różowo włosy wetknął se słuchawki w uszy i myśli, że wszystko jest dobrze. Wyjęłam mu z uszu jedną słuchawkę, by zwrócić jego uwagę.
— Co? — spytał oschle. Zdziwił mnie jego ton i trochę zabolał, ale postanowiłam tego nie okazywać.
— Coś się stało? — spytałam zdziwiona.
— Nie. Co miałoby się stać? — prychnął.
— Natsu... — zaczęłam zirytowana. — Nie kłam. Od rana się do mnie nie odzywasz. — Widząc, że chce zaprzeczyć, dodałam. — To ja się pierwsza odezwałam. Tak byś nie zaczął rozmowy. — Chłopak zamknął usta, wpatrując się we mnie. — Co się stało? Zrobiłam coś? — spytałam smutna.
— Co...? Nie. Po prostu... — zaczął niepewnie. Lekko się zarumienił i spojrzał w dół, zacisnął ręce na kolanach, uparcie wpatrując się w nie.
— Po prostu?
— Wczoraj dość dużo myślałem o wszystkim — westchnął ciężko.
— I?
— Chciałbym, żeby to wszystko się skończyło — mruknął, kładąc niespodziewanie głowę na moich kolanach i zamykając oczy.
— Ja też, ale nie można mieć wszystkiego. — Uśmiechnęłam się niepewnie. Miałam wrażenie, że nie mówi mi całej prawy, ale na razie postanowiłam to zignorować.----------------------
Jo! Co tam? Podobał się rozdział? Wiem, że miał być wcześnie, ale chciałam opublikować zaraz po tym Zerevis.
Nastepny rozdział będzie gdzieś koło 25. 06
A w Naruto wstawię 15.06
To tyle. Pozdrawiam i do zoba! ^-^
CZYTASZ
Czas nie leczy ran
FanfictionLucy jest chamska, arogancka i stara izolować się od ludzi, najbardziej jak się da. Zmieniła się po rodzinnej tragedii i zdradzie bliskich jej osób. Czy przeniesienie jej do Liceum Fairy Tail zmieni ją? Polepszy jej życie czy pogorszy? Może znajdzie...