Rozdział 40

557 68 28
                                    

Przeczytaj info na dole

<Lucy>

Podbiegliśmy do czarnowłosego. Przykucnęłam przy nim i spytałam.
— Co się stało?
— Nie wiem — wystękał. — Nagle coś uderzyło w moją nogę i mnie potwornie boli — powiedział z bólem w głosie.
— Dasz radę wstać? — spytałam poważnie.
— Chyba... — Czarnooki próbował wstać, ale bezskutecznie. Boląca noga mu to uniemożliwiła. Westchnęłam.
— Nastu, zaprowadź Gray'a do pielęgniarki — rozkazałam, a ona tylko przytaknął, po czym zabrał przyjaciela i ruszył w stronę wcześniej wspomnianego miejsca.
— Co teraz, Lucy? — spytała zmartwiona Erza. Spojrzałam na nią lekko zdziwiona. — Nie mamy dublera, a jeżeli Gray'owi się nie polepszy, to nie będzie mógł zagrać.
— Jeny — jęknęłam, myśląc nad rozwiązaniem.
W sumie mógłby zagrać go ktoś, kto zna jego całe role na pamięć i wejdzie w kostium. Jednak... Czy jest taka osoba? Wszyscy skupiali się na swoich zadaniach, więc wątpię, żeby ktokolwiek znał jego role, a na naukę i przerabianie kostiumów jest za późno. Po innych klasach też raczej nie będziemy szukać. Po pierwsze nie wypada, a po drugie wątpię, żeby ktoś zgodził się dobrowolnie, bez moich gróźb, zagrać i pocałować faceta.
— Lucy? — Spojrzałam na szkarłatnowłosą.
— Tak?
— Może ty zagrasz? — spytała, a ja patrzyłam na nią zszokowana.
— C-Co?! — krzyknęłam zaskoczona. — Dlaczego ja?! To powinien facet grać! — zaprotestowałam.
— Natsu gra księżniczkę, więc nie widzę problemu. Zresztą jesteś, można powiedzieć „reżyserem" i znasz cały tekst na pamięć — stwierdziła.
— Nie zrobię tego! — krzyknęłam.
— Lucy... Proszę — dołączyła się Levi.
— Nawet ty przeciwko mnie?! — Obie spojrzały na mnie z oczami szczeniaczka. Odwróciłam głowę i zagryzłam wargę. Nie dam się! Nie ma mowy... — Dobra, już dobra! Zrobię to! Tylko przestańcie tak na mnie patrzeć — jęknęłam.
— Jest! — krzyknęły szczęśliwe.
— Powiem Mirze, żeby poprawiła kostium.
— Jasne — burknęłam niezadowolona.
Dlaczego ja? To wszystko zaczyna mnie przytłaczać. Nie dość, że wczoraj mi się spalił dom, to dziś mam zagrać księcia. Super, po prostu ekstra. Jeszcze do tego będę musiała się całować z Natsu. Nie, żebym miała coś przeciwko, ale boję się, że mogę coś do niego poczuć i posypie się nasza przyjaźń. Chociaż nie raz się całowaliśmy, to nigdy z publicznością... To będzie cholernie żenujące. Boże... Zeref będzie na widowni! Ugh... W co ja się wpakowałam?
— Hej, Lucy! Co się stało? — spytał Natsu, nagle pojawiając się przy mnie. Przestraszyłam się lekko, więc spojrzałam na niego oburzona.
— Nic — prychnęłam. — Dlaczego myślisz, że coś się stało? — Założyłam ręce na piersi.
— Miałaś minę, jakby powiedzieli ci, że przestali produkować czekoladę — zaśmiał się. Popatrzyłam na niego zła i złapałam za koszulkę, po czym przyciągnęłam do siebie, aż byliśmy twarzą w twarz.
— Nigdy nie mów, że przestaną produkować czekoladę, bo cię zabiję — wysyczałam, a ona pokiwał głową widocznie przestraszony. Puściłam go i spojrzałam na niego, przypominając sobie o Gray'u. — Co z Gray'em? — spytałam, zmieniając temat.
— Ma złamaną nogę. Ponoć jakiś reflektor go uderzył, a gdy chłopacy sprawdzali, to rzeczywiście tak było. Lina się zerwała — wytłumaczył.
— Jeny — jęknęłam ze zrezygnowaniem. Czyli będę musiała jednak zagrać...
— Co się stało? Macie zastępstwo dla lodów, nie? — spytał zaniepokojony, a ja patrząc na niego, zastanawiałam się, czy mu powiedzieć, czy przyprawić o zawał... Hm... Druga opcja jest bardziej kusząca.
— Można tak powiedzieć — mruknęłam niezadowolona.
— Co to niby znaczy? — spytał różowo włosy z podniesioną brwią.
— Nic. Zobaczysz. — Uśmiechnęłam się.
— Uśmiechasz się. To oznacza, iż zapewne będę cierpieć — stwierdził czarnooki.
— Hę?! Niby czemu tak uważasz?! — spytałam z oburzeniem.
— Zawsze, gdy się tak uśmiechasz to potem albo cierpię fizycznie, albo psychicznie, albo oba naraz.
— To nie... — zaczęłam, ale po przypomnieniu sobie kilkunastu razy przerwałam. — W sumie masz rację. — Wzruszyłam ramionami.
— No, więc? Powiesz przynajmniej czego mam się spodziewać? — spytał podejrzliwie.
— Nie... — zaśmiałam się, wytykając mu język.
— Ej, no — jęknął niezadowolony.
— Natsu, Lucy! Chodźcie, niedługo się zacznie! — krzyknęła Erza, z drugiego końca pokoju.
— Idziemy! — odpowiedziałam.
— Powodzenia! — Uśmiechnął się różowo włosy.
— Nawzajem. — Odwzajemniłam uśmiech.
On poszedł w swoją stronę, a ja w swoją. Dziewczyny dość szybko mnie przebrały w niebieski, trochę za duży, ale to nie sprawiało, że wyglądałam gorzej, garnitur. Włosy spięły tak, że wyglądały na krótkie.
Stanęłam za kulisami, obserwowałam, jak Natsu wychodzi na scenę w sukience, takiej starej obdartej, i w różowej peruce. Zaśmiałam się cicho, a gdy różowo włosy pochylił się i zaczął szorować scenę, narrator zaczął mówić.
— Dawno, dawno temu, we wiosce na dalekim wschodzie, mieszkała bogata wdowa, która wychowywała dwie córki i pasierbicę. Córki te, chociaż nie były piękne, myślały, że podobają się wszystkim i dlatego zachowywały się krzykliwie oraz dumnie. Natomiast pasierbica, chociaż była dziewczyną niezwykłej urody, była bardzo skromna i wstydliwa. To ona wykonywała wszelkie prace w domu i w gospodarstwie, więc w przeciwieństwie do swoich przyrodnich sióstr i macochy, nie miała czasu, by się stroić. Ciągle chodziła w łachmanach, brudna i usmolona. Dlatego nazywano ją, „Kopciuszkiem". Jeśli wdowie lub jej córkom coś się nie udawało bądź miały zły humor, pastwiły się nad biednym Kopciuszkiem. Zlecały jej najcięższe prace, popychały i wyśmiewały nieszczęsną dziewczynę. A że wiedziały o tym, że jest tak naprawdę najpiękniejszą z nich, zazdrościły jej i to sprawiało, że były jeszcze bardziej złośliwe. — Na scenę weszły „aktorki" i zaczęły śmiać z się zażenowanego Natsu, a zaraz po nich Mirajane. — Kopciuszek, mimo doznawanej krzywdy, miał złote serce i nigdy nie odmawiał pomocy potrzebującym. W tajemnicy przed macochą, która była pazerna i zła, wynosiła resztki jedzenia żebrakom, nawet jeśli przez to sama miałaby być głodna. Dokarmiała też dzikie zwierzęta — ukochała sobie szczególnie ptaszki, które często, specjalnie dla niej, ćwierkały najpiękniejsze ze swoich piosenek. Pewnego dnia w całym królestwie, do którego należało gospodarstwo wdowy, ogłoszono, że król poszukuje żony dla swojego jedynego syna. W tym celu zaprasza się wszystkie cudne panny na bal, podczas którego książę wybierze sobie narzeczoną. Córki wdowy od razu zaczęły prosić matkę o suknie i klejnoty, które ta natychmiast im kupowała, bo też miała nadzieję wydać którąś z nich za prawdziwego księcia. Kopciuszek także marzył o tym, by pójść na bal, jednak nawet nie śmiał prosić o stroje. Patrzał więc smutno na swoje przyrodnie siostry, które teraz spędzały czas wyłącznie przed lustrem. Gdy nadszedł dzień balu, Kopciuszek, wiedząc, że siostry są już ubrane, spostrzegł stertę pozostawionych przez nie sukienek i biżuterii. Poprosił więc macochę.
— Mamo, zabierzcie i mnie na bal. Zostało tutaj tak wiele sukni, których nie potrzebujecie. Mogłabym wziąć którąś z nich?
Mirajane roześmiała się sztucznie i poklepała go po plecach.
— Jeżeli pozbierasz ten mak z popiołu, to tak! — Wrzuciła całą miskę maku do popiołu przy piecu.
Natsu zaczął wybierać ziarna. Po kilku minutach na pomoc przyleciały mu „ptaszki", które w rzeczywistości były Jet'em i Droyem, wyglądali dosyć śmiesznie. Chłopacy pomogli mu, chociaż trochę ślamazarnie im to szło, a gdy skończyli, czarnooki zawołał.
— Mak już wyzbierany! Mogę się ubrać na bal? — spytał, choć w jego głosie czułam niechęć.
***
Przedstawienie trwało dobre czterdzieści pięć minut. Może nie będzie aż tak źle? Gdy weszłam na scenę, widziałam szok Natsu, ale nie przejęłam się tym. Zaprosiłam go do tańca, na co oczywiście musiał się zgodzić. Zaczęliśmy tańczyć.
— Co ty tu robisz? — wyszeptał.
— Gram.
Po skończonym tańcu „zegar" pokazał północ, więc Dragneel, z wyraźną ulgą, uciekł ze sceny. Pobiegłam za nim, a potem poszłam do Lokiego.
— Znalazłem swoją żonę, ojcze. — Miałam ochotę się śmiać.
— Tak, a gdzie jest ta młoda panna? Mam nadzieję, że jest piękniejsza ode mnie, bo nie oddam jej ciebie. — Chwycił mnie za ręce, a ja go uderzyłam w twarz.
— To nie ta kwestia.
— Co z tego?
— Loki!
Na scenę wkroczyła Erza, która zaczęła gonić uciekającego rudowłosego. Uśmiechnęłam się sztucznie do zdziwionej publiczności i przeczuwając, że już nic z tego nie będzie, co wywnioskowałam po krzykach zza kulis, ukłoniłam się i powiedziałam.
— Książę objął tron w królestwie i kazał zbójom porwać swoją wybrankę. Gdy ją przywieźli, oboje się ze sobą ożenili i żyli długo i szczęśliwie, aż umarli. Koniec. Do widzenia! — Kurtyna opadła, a ja pomogłam szkarłatnowłosej tłuc Lokiego.
***
Po tym jakże wyczerpującym dniu, pełnym przemocy, wróciliśmy do domu razem z Zeref'em i jego narzeczoną, która okazała się niezwykle sympatyczną osobą. Miała na imię Mavis i była starsza o jakieś cztery lata.

----------------------

Hej!

Kto się spodzewał, że tak to się potoczy? Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni.

No, ale przejdźmy do rzeczy. Chciałam was przeprosić. O co chodzi? Nie, nie zawieszam. Chodzi o ostatnie rozdziały i te przyszłe. Mogliście zauważy, ja to zrobiłam, że ostatnie rozdziały są jakieś... słabsze? Nie wiem. Po prostu takie przeczucie. Nie będę ich porpawiać z dwóch powodów. Następne też takie będą, co nie znaczy, że będę je robić na odwal się. Będę się starać, choć nic nie obiecuję. A drugi powód to taki, że boję się, że jeżeli zacznę je poprawiać to wyjdą jeszcze gorzej. Jednak, dlaczego? Jest jest jeden powód, który chyba wszystko wyjaśni.

Najzwyczajniej w świecie się zmęczyłam. Doszłam do wniosku, że dłuższe ff nie są dla mnie. Po kilkunastu rozdziałach fabuła zaczyna się trochę kićkać i zapominam o wielu szczegółach, jak to jest tu. Ostatnio również zauważyłam, że zaczęłam dążyć do jak najszybszego skończenia tego opo, przez co rozdziały były takie... Nieby tak, ale niby nie. Stwierdziłam, więc że jeszcze jakieś 10-20 rozdziałów i koniec.

Ogłaszam też, że gdy skończę ten i dwa inne ff (co do One-Shotów postaram się skończyć wszystkie zamówienia), nie będę już ich pisać (ff). Nie mam już ochoty na to, zresztą ostatnio NaLu zostało z pierwszego miejsca "zbite" na 3, co do moich OTP i...

No cóż nie będę dłużej się tłumaczyć, bo trochę się rozpisałam. Myślę, że narazie bardziej skupię się na skończeniu tego ff. 

Przepraszam wszystkich jeszcze raz. 

To chyba tyle. Pozdrawiam i do zobaczenia!

Czas nie leczy ranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz