Rozdział 33

679 82 41
                                    

 <Lucy>

O kur... Co ja zrobiłam?! Nie mogłam trzymać swojej niewyparzonej jadaczki zamkniętej?!
Patrzyłam na różowowłosego, który wpatrywał się w mnie z szokiem. Chwilę tak staliśmy w bezruchu, patrząc sobie w oczy, a potem zobaczyłam, jak czarnooki uśmiecha się szeroko.
-Lucy! -krzyknął, biegnąc do mnie. Nie wiedziałam co robić, więc po prostu tam stałam. Na szczęście, na pomoc przyszli Gray, Gajeel i Jellal. Zasłonili mnie i nie dali dobiec Natsu do mnie. Byłam im niezmiernie wdzięczna. Wypuściłam z płuc powietrze, które nieświadomie wstrzymałam. -Lucy! Odsuńcie się! Dajcie mi z nią porozmawiać! -krzyczał różowo włosy, jednak oni dalej tam stali. -Odejdźcie! -wrzasnął, próbując się do mnie przedostać.
-Nie! Opanuj się! -powiedział Gray, odpychając chłopaka.
-Dlaczego nie dacie mi z nią porozmawiać?! -znowu krzyknął.
-Bo ją zranisz -odpowiedział spokojnie Gajeel.
-Co?!

<Natsu>

Gdy się zorientowałem, że to nie moje omamy, to byłem szczęśliwy. Serce zaczęło mi bić tak szybko i mocno, że myślałem, że wyskoczy mi z klatki piersiowej. Nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu, który mimowolnie pojawił się na mojej twarzy. Zacząłem biec do chyba zdziwionej, dziewczyny, jednak drogę za taranowali mi moi „przyjaciele". Zacząłem na nich krzyczeć. Nie mogłem się powstrzymać, chciałem tylko podbiec do blondynki i ją objąć, a oni mi na to nie pozwalali.
-Co?! -krzyknąłem, gdy usłyszałem, że ją zranię. -Lucy powiedz im, żeby mnie przepuścili! Porozmawiajmy! -krzyknąłem, patrząc błagalnie na brązowooką. Jednak ona tylko spuściła głowę. -Lu... -zacząłem, ale nie dokończyłem, bo dostałem w twarz od Jellal'a.
-Uspokój się! -krzyknął.
-Nie mów mi co mam robić! Przepuść mnie! -krzyknąłem. -Proszę! -Popatrzyłem na nich błagalnie. Chciałem tylko z nią porozmawiać i przytulić, czy to naprawdę tak wiele?!
-Nie. Pierw się uspokój, wtedy porozmawiacie -powiedział Gajeel. Spojrzałem na ziemię i zacisnąłem pięści. Wiedziałem, że jeżeli się nie uspokoję, to mnie nie przepuszczą. Nie będę mógł z nią porozmawiać.
-Dobra -odpowiedziałem po dłuższej chwili. Podniosłem wzrok i spojrzałem za nich. Nadal tam stała, wpatrując się w podłogę. -Dacie mi z nią porozmawiać? -spytałem. Jellal, Gray i Gajeel wymienili spojrzenia, a potem spojrzeli na mnie, z niemym pytaniem. -Jestem spokojny -powiedziałem, starając się ich uspokoić. Kiwnęli głowami, po czym odezwał się Gray.
-Idźcie gdzie indziej sobie to wyjaśnić, macie piętnaście minut. Jeżeli jej coś zrobisz, to mogę ci obiecać, że cię zabije -zagroził czarnowłosy. Kiwnąłem głową.
Przepuścili mnie, wziąłem zdziwioną blondynkę za ramie i pociągnąłem do innej sali, która znajdowała się obok pomieszczenia, w którym byliśmy. Zamknąłem drzwi i spojrzałem na nią. Nadal miała spuszczoną głowę, ale teraz jeszcze zaciśnięte pięści. Najprawdopodobniej próbowała się uspokoić.
-Lucy... Posłuchaj -zacząłem, ale ona mi przerwała.
-Nie... Nie chcę. Powiedz, tylko czego chcesz i daj mi odejść -powiedziała, jej głos lekko drżał.
-Chcę ci wszystko wyjaśnić, dlatego musisz mnie wysłuchać. Nie dam ci wyjść, dopóki tego nie zrobisz. -powiedziałem stanowczo. Ona w odpowiedzi kiwnęła głową, dając mi znak, że mam mówić. -Wiem, że podsłuchiwałaś mnie i Kate w kawiarni i wiem, że nie byłaś tam do końca. Nie wybrałem jej, wybrałem cię. Cała ta sytuacja to zwykłe nieporozumienie -powiedziałem, patrząc na zszokowaną blondynkę.
-Dlaczego...? -spytała po chwili.
-Co dlaczego? -spytałem, marszcząc brwi i nie rozumiejąc.
-Dlaczego wybrałeś mnie? Przecież ona, jest twoją... -zaczęła, ale jej przerwałem.
-Siostrą? -spytałem z kpiną. -Siostra nie zachowuje się tak. Ja zawsze ją wspierałem i chroniłem. Akceptowałem jej wybory, dawałem pieniądze, bo jej się nie chciało pracować. Teraz odpłaca mi się tym, że nie chcę, bym był szczęśliwy i żebym sobie życie ułożył. Jest skończoną egoistką. Jeżeli kiedyś się zmieni, to przyjmę jej przeprosiny, ale dopóki tego nie zrobi, nie ma na co liczyć. -Widziałem, jak oczy Luce się rozszerzają. Wyglądała na jeszcze bardziej zszokowaną niż poprzednio. Po chwili widziałem, jak z jej oczu zaczynają kapać łzy. Przytuliłem ją, ona odwzajemniła uścisk. -Dlaczego myślałaś, że wybiorę ją? -spytałem po chwili, chcąc zrozumieć powody, dla których tak postąpiła.
Brązowooka odsunęła się ode mnie i spojrzała mi w oczy, a potem na ziemię. Widziałem, jak robi się coraz bledsza, więc chwyciłem ją w talii jedną ręką, a drugą odsunąłem krzesło i posadziłem na nim.
-Wszystko dobrze? -spytałem zmartwiony, klęcząc przed nią.
-Mhm... -kiwnęła głową.
-Źle się czujesz? -spytałem zaniepokojony.
-Nie -wymamrotała nieprzytomnie. Wziąłem ją na ręce i chciałem iść do sali, by ktoś wezwał karetkę, ale ledwo przytomna blondynka, uderzyła mnie w tors. Jej uderzenie było bardzo słabe, przez co jeszcze bardziej się zaniepokoiłem. -Zanieś mnie do domu -mruknęła, opierając się głową o moje ramię.
-Nie. Musisz jechać do szpitala. -powiedziałem stanowczo.
-Nie chcę -zaprotestowała słabo.
-Nie masz wyboru -odpowiedziałem i zaniosłem ją do sali obok.
Na początku wszyscy spanikowali i chcieli mi przyłożyć, bo myśleli, że to ja jej coś zrobiłem. Uspokoili się, gdy na nich nakrzyczałem i wyjaśniłem wszystko. Wtedy też, dopiero, łaskawie wezwali karetkę. Blondynka była już nieprzytomna, przez co zrobiła się cięższa, ale nie na tyle, bym nie dał rady jej nieść. Ambulans przyjechał po kilkunastu minutach. Szybko wzięli brązowooką na nosze, a potem zawieźli do szpitala. Gajeel zaproponował, że podwiezie kilka osób do szpitala, a reszta jakoś sama przyjedzie. Z czarnowłosym pojechaliśmy: ja, rzecz jasna on, Levy, Erza i Lisanna.
Wyruszyliśmy, chwilę po tym, jak ustaliliśmy, kto jedzie pierwszy. Przez całą drogę myślałem, o tym, co może być Luce. Bardzo się martwiłem. Nie chciałem, by teraz gdy w końcu ją znalazłem, znowu została mi zabrana. Dojechaliśmy po pół godziny. Wysiadłem od razu przed szpitalem, a reszta pojechała zaparkować, z tyłu budynku. Pobiegłem do wnętrza budynku, a potem do recepcji.
-Można wiedzieć, gdzie jest Lucy Heartfilia? -spytałem, starając się brzmieć mile. Starsza kobieta spojrzała na mnie spod byka i odpowiedziała.
-Pokój dwieście jedenaście, ale musisz jeszcze wypełnić jej papiery. Masz. -Podała mi papiery.
Zacząłem je wypełniać. Zrobiłem to w dziesięć minut, akurat, gdy skończyłem, przyszła reszta. Oddałem recepcjonistce papiery i poszliśmy do wcześniej wspomnianej sali. Musieliśmy jechać windą, bo byłą na trzecim pietrze. Dotarliśmy tam po chwili, ale nie mogliśmy wejść, bo lekarze robili jej badania.
Usiadłem, więc na krześle, przed salą i czekałem. Po jakiejś godzinie przyszła reszta klasy. Siedziałbym i rozmyślał dalej, gdyby nie to, że Gray przypomniał mi o czymś i ja i reszta klasy oczekiwaliśmy od siebie nawzajem wyjaśnień.
-Ty pierwszy Natsu -powiedziała Levy.
-Dlaczego ja?
-To przez ciebie cię to zaczęło, więc gadaj, coś zrobił -odezwał się Gray.
-Dobra -westchnąłem. -No, więc cztery dni temu byłem w kawiarni z Kate. Rozmawiałem z nią. Kiedy powiedziałem jej o Lucy, kazała mi wybierać, albo ona, albo Lucy. Wybrałem Lucy i wyszedłem. Gdy wróciłem do domu, jej już nie było. Dopiero z sms'a, którego mi wysłała, dowiedziałem się, że słyszała tylko część naszej rozmowy w kawiarni i myślała, że wybrałem Kate. Chciałem do niej napisać, ale kasa na koncie mi się skończyła, a doładować se nie mogłem, bo tej zamrażalce pożyczyłem kartę. Właśnie oddaj już ją! -skończyłem mówić, wyciągając rękę w stronę czarnookiego. On włożył rękę do kieszeni, z której po chwili i wyciągnął kartę. -Teraz wy!
-No, więc -zaczął Gray. -Jak pomagałem ci szukać Lucy w pierwszy dzień, to spotkałem ją. Chciałem do ciebie napisać, ale ona mi nie pozwoliła i powiedziała, że mi wszystko wyjaśni. Zgodziłem się i poszliśmy do niej. Tam mi powiedziała, że ty wybrałeś ją, co okazało simę być głupią pomyłką, no i że dlatego odeszła, mówiąc w skrócie.
Gray opowiedział wszystko, a ja byłem coraz bardziej zły. Na siebie, na nią i na resztę. Dlaczego ukrywali, że wiedzą, gdzie jest? Przecież wiedzieli, jak się o nią martwię! Ugh... No, ale nie było czasu, by o tym rozmyślać, bo lekarz wyszedł z sali Lucy z poważną miną.  

-------------------------------

Hej...

Wy też kiedyś mieliście tak, że chcecie kogoś uderzyć i wyjść z domu?  Ja mam teraz właśnie tak... No, bo... Biją się kurde kręglami, a potem mają pretensje i jest płacz! -.-

Przepraszam, ale musiałam... Jestem tak zdenerwowana, że nie wiem. No, ale mniejsza. Podobał się rozdział? Co do pytań to można je zadawać tu lub pod poprzednim rozdziałem. Czekam jeszcze na wszystkie okładki, a potem wybiorę i zmienię tą. 

Nie wiem kiedy następny rozdział, więc się nie pytajcie. 

To chyba tyle na dziś. Biorę się za pisanie rozdziału do Zerevis. Pozdrawiam i do zobaczenia!

Czas nie leczy ranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz