~~*~~*~~*~~
- Remus... - zaczęła Lily - Może lepiej usiądź. - poklepała miejsce obok.
Remus usiadł obok rudowłosej.
- Annabell ma ci coś do powiedzenia. - oznajmiła ostrym głosem.
Niebieskoooka już otwierała usta by coś powiedzieć, gdy nagle do pokoju wspólnego weszli James i Syriusz. Byli cali umazani w trawie oraz błocie. Za oknem padał duży deszcz, niebo było ciemnoszare. Gdyby nie kominek, w którym tlił się ogień, w pokoju wspólnym nie byłoby tak przytulnie. Po kątach pomieszczenia rozlewała się aura tajemniczości, z resztą w całym Hogwarcie było wiele tajemnic, z czego ponad połowę znali Huncwoci.
- Cześć Lunatyk, cześć dziewczyny! - krzyknął James - Liluś...
- Nie, Potter. Nie umówię się z tobą.
- Ale dlaczego, Lileńko? - zawył okularnik.
- Bo jesteś idiotą. W dodatku jesteś arogancki i narcystyczny. - powiedziała rudowłosa.
James jeszcze raz zawył nad tym, jak Lily rani jego duszę. Syriusz utkwił przez chwilę swoje szare tęczówki w miodowych oczach Remusa. Potem przeniósł wzrok na Annabell Vick.
- Vick. - wysyczał w jej stronę.
Dziewczyna odpowiedziała mu tylko nienawistnym spojrzeniem. Lupin spojrzał na nich z rosnącym niepokojem.
- Jak mogłaś dolać mu Amortencji do soku?!
- Jak śmiałeś dolać mu eliksiru Słodkiego Snu do czekolady?!
Przekrzykiwali się przez dobrych kilka minut. W końcu Lupin nie wytrzymał i wstał z miejsca.
- Uspokójcie się wszyscy! - ryknął.
Syriusz i Annabell umilkli.
- Remusie, tak strasznie mi przykro! - załkała Vick - Ja tylko... ja tylko chciałam...
- Annabell, nie można nikogo zmuszać do miłości. - powiedział miodowooki - Naprawdę, bardzo mi przykro, ale nie jesteś w moim typie.
- Przepraszam! - niebieskooka nadal łkała.
Lupin rozejrzał się po pomieszczeniu, w poszukiwaniu szarookiego. Syriusz musiał wyjść, gdy rozmawiał z Ann.
- Gdzie jest Łapa? - zapytał Jamesa.
- Przed chwilą wyszedł z dormitorium.
Po chwili Remus również wyszedł z dormitorium.
~~*~~*~~*~~
T
ak jak przypuszczał Lupin, Syriusz był w jednej z opuszczonych sal lekcyjnych. Stał przy oknie, wpatrując się w zachód słońca. Panowała cisza.
Miodowooki nie miał pojęcia, jak zacząć rozmowę. Podszedł do niego i złapał go niepewnie za ramię. Black obrócił się ze zdziwieniem w jego stronę.
- Co... A, to Ty. - patrzył na niego obojętnym wzrokiem.
- Syriuszu, posłuchaj mnie. - Lupin starał się, aby jego głos zabrzmiał naturalnie, ale przypominał raczej pisk - Nadal mam Ci to za złe, że dolałeś mi eliksir Słodkiego Snu do gorącej czekolady, ale... Ale jednak Ci za to dziękuję. - powiedział pewnym głosem.
Szarooki patrzył na niego ze zdziwieniem. Remus kontynuował.
- Dziękuję za Twoją troskę. Gdyby nie Ty, pewnie skończyłbym jako chłopak Ann...
- Ale nie kochasz jej, prawda? - przerwał mu Black, patrząc mu w oczy - Powiedz, że jej nie kochasz, proszę, powiedz, że to było pod wpływem Amortencji. - można było wyczuć determinację w jego głosie.
-Nie kocham jej. Przepraszam Cię za wszystko, co wtedy powiedziałem, byłem pod wpływem eliksiru miłosnego.
Nagle na twarzy Syriusza pojawił się uśmiech. Przytulił go mocno do siebie i zakręcił się z nim w kółko.
- Ehm, Łapciu, tak bardzo się z tego cieszysz? - zapytał rozbawiony Remus.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo.
W końcu odstawił go na ziemię i wyszli z pomieszczenia na korytarz.
- Cieszę się, że się pogodziliśmy.
- Ja również, brakowało mi rozmów z Tobą, Luniaczku.
- Syriuszu?
-Hmm? - patrzył na niego pytająco.
- Co zrobisz, gdy znajdę sobie dziewczynę?
- Lepiej nie pytaj. - warknął Syriusz.
Lupin wybuchł śmiechem. Black spojrzał na niego pytająco, po chwili również zaczął się śmiać.
- Wracamy do chłopaków? - zapytał miodowooki, gdy tylko udało im się uspokoić.
- Jasne. - Syriusz uśmiechnął się lekko.
I wrócili we dwóch do dormitorium Gryfindoru, rozmawiając o nadchodzącym meczu Quidditcha.
![](https://img.wattpad.com/cover/66589303-288-k558685.jpg)
CZYTASZ
Dark Star
أدب الهواة*W TRAKCIE KOREKTY! Prolog poprawiony* W pewnym domu o numerze dwanaście, na ulicy Grimmauld Place w Londynie, żyła pewna rodzina z dwójką dzieci. Ale nie była to zwykła rodzina. Od wieków ród Blacków przestrzegał czystości krwi, tak jak głosiło ic...