Trzydziesty pierwszy sierpnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego pierwszego roku
~~*~~*~~*~~
Syriusz obudził się wczesnym rankiem, gdy słońce ledwo co pojawiło się na linii horyzontu. Czuł podekscytowanie, wynikające z tego, iż był to ostatni dzień wakacji, co oznaczało dla chłopca tylko jedno. Upragniony wyjazd do Hogwartu, szkoły czarodziejów.
Nie mógł się już doczekać następnego dnia, pomimo iż miał dzisiaj wybrać się na ulicę Pokątną w celu zakupienia podręczników, różdżki, szkolnych szat i wielu innych rzeczy znajdujących się na liście. Bardzo chciał również mieć zwierzątko, lecz niestety ani Orion ani Walburgia nie wyrażali na to zgody.
Szarooki wstał z łóżka i podszedł do drzwi balkonowych. Otworzył je, modląc się, aby rodzice nie weszli właśnie w tej chwili do jego powodu. Warto przypomnieć, iż pomimo Syriusz skończył już jedenaście lat, - a w listopadzie miał skończyć dwanaście - rodzice nadal nie pozwalali mu samemu wychodzić na balkon.
Gdy wyszedł na balkon, poczuł chłodny powiew wiatru na karku. Był nadal ubrany w cienkie, jedwabne piżamy w kolorze błękitu, idealnie podkreślającego jego kolor oczu. Oparł się o balustradę i spojrzał w górę. Niebo było bezchmurne. Poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Odwrócił się zaskoczony.
- Syriuszu, ile razy mamy ci z matką powtarzać, żebyś nie wychodził sam na balkon? - rozległ się głos Oriona.
- Ojcze, mam już jedena...
- To nie jest ważne! - przerwał mu mężczyzna - W każdym razie przebierz się w normalne ubrania i zejdź na śniadanie.
Chłopiec westchnął. Kolejny dzień do bani, pomyślał.
~~*~~*~~*~~
Nadszedł wieczór. Szarooki chłopiec właśnie kończył pakować wszystkie potrzebne rzeczy do kufra. Następnego dnia wyjeżdżał do Hogwartu. Pakowaniu rzeczy towarzyszyło przyjemne uczucie, iż w końcu wyrwie się spod kontroli rodziców.
Odkąd pamiętał, odczuwał z ich strony dziwny chłód, już nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio normalnie z nimi rozmawiał. Dość często się z nimi sprzeczał, w szczególności o to, do którego domu miał trafić. Walburgia i Orion upierali się, iż Syriusz ma trafić do Slytherinu. Chłopiec wolał już trafić do Hufflepuffu niż by do domu węża. Miał ku temu dobre argumenty. Jednym z nich był fakt, że jego dwie kuzynki - Narcyza oraz Andromeda również tam były. Do samej Andromedy nie miał nic przeciwko, ale z Narcyzą nie był w dobrych stosunkach. Z drugiej strony, bał się trafić do Slytherinu. Dobrze wiedział, że jego rodzina popiera Voldemorta, a co za tym idzie, zapewne zmusiliby go do dołączenia do jego popleczników. A Syriusz nie chciał tego, trafienie do innego domu niż Slytherin było jego piorytetem. Jego pierwszym wyrazem buntu przeciwko chorym poglądom rodziny, zerwaniem z tradycją głoszącą, że każdy Black MUSI trafić do domu węża.
Właśnie wpakował cynowy kociołek do kufra, gdy zauważył podłużne pudełko, w którym leżała jego pierwsza różdżka. Heban, jedenaście cali, dość sztywna, włókno ze smoczego serca, doskonała do pojedynków, przypomniał sobie słowa pana Ollivandera. Znał już kilka prostych zaklęć, ale na razie wolał nie bawić się różdżką w domu. Nie chciał, aby rodzice zabrali mu teraz różdżkę, a później oddali dopiero przed odjazdem, chciał się nacieszyć jej widokiem.
Ostatnia rzecz, pomyślał z ulgą chłopiec. Z trudem udało mu się wpakować do kufra cynowy kociołek. Miał już wszystko spakowane, mógł spokojnie położyć się do łóżka.
Gdy już to zrobił, zerknął na zegarek. Wskazywał godzinę dwudziestę trzecią. W końcu zamknął oczy, próbując zasnąć. Koniec końców zasnął.
Gdy obudził się następnego ranka, usłyszał głośne pukanie do drzwi pokoju. Była to Walburgia.
- Syriuszu, jest już godzina siódma. Wstawaj z łóżka, załóż normalne ubrania i zejdź do salonu na śniadanie.
Szarooki westchnął i posłusznie wstał z łóżka. Doskonale wiedział, jaki temat rodzice poruszą przy posiłku. Wręcz słyszał, jak matka oraz ojciec mówią jednym głosem masz trafić do Slytherinu, Syriuszu Orionie Black. Czuł również, że na pewno wybuchnie kłótnia.
Gdy był już ubrany, zszedł na dół i udał się do salonu. Przy stole siedzieli już rodzice oraz młodszy brat, Regulus. Nawet na niego nie spojrzał, widział w nim klon rodziców, chorobliwie przestrzegających czystości krwi czarodziejów. Usiadł na przeciwko Regulusa i zaczął w milczeniu jeść śniadanie przygotowane przez domowego skrzata, Stworka.
CZYTASZ
Dark Star
Fanfic*W TRAKCIE KOREKTY! Prolog poprawiony* W pewnym domu o numerze dwanaście, na ulicy Grimmauld Place w Londynie, żyła pewna rodzina z dwójką dzieci. Ale nie była to zwykła rodzina. Od wieków ród Blacków przestrzegał czystości krwi, tak jak głosiło ic...