XVII

1.7K 158 37
                                    

Rok później, wrzesień tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego szóstego roku.

~~*~~*~~*~~

Nastał wrzesień. Rok szkolny rozpoczął się prawie tak samo, jak w poprzednich latach. Najpierw podróż pociągiem do Hogwartu, później przydział pierwszorocznych do jednego z domów - w tym roku do Gryffindoru trafiło dwóch chłopców i jedna dziewczynka - oraz oczywiście przemowa dyrektora, Albusa Dumbledore'a. Dyrektor podszedł do mównicy, po chwili umilkł wszelki gwar.

- Moi drodzy uczniowie, zarówno ci, którzy dopiero zaczynają przygodę w Hogwarcie jak również i ci, którzy rozpoczynają ostatni rok. Zanim to przepyszne jedzenie całkowicie zaćmi wam mózgi, muszę przypomnieć wam o kilku ważnych sprawach. Po pierwsze, wszyscy uczniowie mają zakaz wchodzenia do Zakazanego Lasu, - spojrzał na huncwotów, z których tylko Remus uważnie wpatrywał się w dyrektora - no chyba że wam życie niemiłe. Po drugie, pan Filch prosił o przypomnienie wam o zakazie używania zaklęć na korytarzu pomiędzy zajęciami.

Reszta huncwotów nie zwracała zbyt dużej uwagi na dyrektora. Peter wcinał kanapki, James próbował poderwać Lily a Syriusz przysypiał z głową na ramieniu Lupina.

-Nadchodzą straszne czasy. - wszyscy umilkli, wtapiając przestraszone spojrzenia w dyrektora - Jak sami wiecie, Lord Voldemort rośnie w siłę. Wielu z was kilka tygodni temu straciło kogoś bliskiego, możliwe że nawet kilka dni temu. Voldemort sieje strach, ale wy możecie go pokonać. Musicie się zjednoczyć, w grupie będziecie mogli stawić mu opór.

Dyrektor wrócił na swoje miejsce. Chwilę później w Wielkiej Sali znów stało się gwarno.

Remus spojrzał na śpiącego Syriusza. Wyglądał tak niewinnie, prawie jak anioł. Ale był kompletnym przeciwieństwem anioła, o czym wiedział doskonale Lupin. Trącił go lekko w ramię.

- Syriuszu, obudź się.

Szarooki otworzył powoli oczy, ziewając.

- O co chodzi?

- Słyszałeś, co powiedział Dumbledore?

- Ehm, chyba... Coś mówił o Voldemorcie i chyba o stawianiu oporu komuśtam...

- Czyli nie słuchałeś, jak zwykle. - westchnął Lupin, gładząc go po włosach.

James spojrzał na nich dwuznacznie.

- Remus..? Co ty robisz?

Miodowooki szybko odsunął się od Syriusza i wtopił wzrok w talerz. Black przyglądał mu się chwilę ze zdumieniem, po czym warknął do okularnika.

- Wielkie dzięki, Jeleniu. Wszystko zepsułeś.

James zignorował go i znów zaczął się zalecać do Lily Evans.

- A byłem tak blisko... - jęknął.

~~*~~*~~*~~

James wraz z Syriuszem wysłuchiwali ze znudzeniem strategii Hestii Jones. Za chwilę miał się odbyć mecz ze Ślizgonami, przed którym przez ostatnich kilka tygodni trenowała drużyna Gryfonów. Nie było mowy o porażce. Gryfonom kibicowało trzy czwarte szkoły. Pozostałą jedną czwartą stanowili Ślizgoni.

- No więc, jak mówiłam...

- Hestio, błagam. - zawył Syriusz - Omawiamy strategię już od godziny. Wyjdźmy już i pokażmy Ślizgonom, kto jest lepszy.

Reszta drużyny ochoczo przytaknęła Syriuszowi. Hestia warknęła do Syriusza.

- Tak się składa, Black, że to JA jestem kapitanem TEJ drużyny, a nie TY. I z łaski swojej zamknij się. - Syriusz prychnął pod nosem.

Jones po omówieniu strategii - ze wszelkimi detalami - wygłosiła tak długą przemowę motywacyjną, że połowa drużyny wręcz zasypiała na stojąco. Ta druga połowa wraz z Syriuszem i Jamesem z trudem powstrzymywała się od ziewania. Potter szepnął do Blacka.

- Gdy ja będę kapitanem, przemowy będą o wiele krótsze.

- Mam nadzieję.

- Łapciu, a tak w ogóle, co jest między tobą a Luniaczkiem?

Black spuścił wzrok i burknął pod nosem.

- Nic, co by cię interesowało.

Hestia skończyła przemowę - na co wszyscy zareagowali z wyraźną ulgą - i oświadczyła.

- Dobrze, więc bierzmy miotły i wychodzimy. Pokażmy im, kto jest lepszy.

Cała drużyna wzięła swoje miotły i wyszła z namiotu. Powitały ich głośne brawa oraz liczny aplauz. Syriusz spojrzał w stronę trybun, gdzie siedział Remus. Pomachał do niego dłonią. Chłopak uśmiechnął się do niego.

Z trybun rozległ się donośny głos Johna Jordana - starszego brata bliźniaków Jordan.

- Witam wszystkich uczniów i nauczycieli na meczu quidditcha! Dziś zagra Gryffindor przeciwko Slytherinowi!

Dalsze słowa Jordana zagłuszył aplauz uczniów.

- Pani Hooch wypuściła kafla, tłuczki oraz złoty znicz! Kapitanowie obydwóch drużyn podają sobie dłonie iii... iii wystartowali!

Po chwili było tylko słychać wśród gwaru i wrzawy uczniów komentarze Jordana.

- Jones mknie jak strzała w stronę obręczy z kaflem... Świetna z niej dziewczyna. Tyle razy pytałem ją, czy się ze mną umówi, a ona cały czas mi odmawia...

- JORDAN!

- Już, już, pani profesor. No więc Jones strzela iii... iii dziesięć do zera dla Gryffindoru!

James zrobił pętlę na swoim Nimbusie tysiąc dziewięćset. Syriusz uśmiechnął się i skupił się na pilnowaniu obręczy.

- Avery ma kafla, podaje go dla Wrighta, Wright leci ku obręczy... strzela, iii... iii pudło Wright! Black obronił!

Syriusz złapał kafla i podał Susan Diggle.

- Diggle ma kafla... leci w kierunku obręczy iii... FAUL!

Wright wyrwał brutalnie kafla z rąk Susan, prawie strącając ją z miotły. Po trybunach rozległy się krzyki pełne oburzenia. Jones zaczynał mieć problem z bezstronnością.

- Na szczęście Diggle nie spadła z miotły... Wright, ty ślizgoński tchórzu... No co pani profesor?! Taka jest prawda!

Profesor McGonagall wyglądała na wzburzoną. Pół godziny później, wynik meczu był sześćdziesiąt do zera dla Gryffindoru. James dostrzegł w oddali złotą plamkę. Ruszył w jej kierunku.

- Potter chyba dostrzegł znicza! Jest chyba najlepszym szukającym w tym stuleciu... Już, pani profesor. Goyle odbił tłuczek w stronę Pottera. Parszywa świnia...

- JORDAN! JEŚLI MASZ PROBLEM Z BEZSTRONNOŚCIĄ, TO PRZESTAŃ KOMENTOWAĆ! - rozległ się głos profesor McGonagall.

- Przepraszam, już nie będę... A wracając do gry, Potter zręcznie ominął tłuczek... I co wy na to, Ślizgoni?

Syriusz klasnął w dłonie i roześmiał się. Gdy Jordan komentował mecz, nie było mowy o nudnym meczu. Nagle zobaczył lecący w jego stronę tłuczek. Próbował go ominąć, ale bezskutecznie. Tłuczek trafił go w tył głowy. Nikt tego nie zauważył, nie licząc Remusa białego jak ściana, wpatrującego się z przerażeniem w chłopaka ledwo trzymającego się na miotle. Po chwili rozległ się wrzask Gryfonów.

- Potter złapał znicza! Gryffindor wygrywa dwieście dziesięć do zera!

Syriusz zawył z bólu, niestety silny wiatr w pełni go zagłuszył. Puścił trzonek miotły. Poczuł, jak jego ręce nagle stają się zbyt ciężkie, by nimi poruszyć. Czuł, jak spada z dużej wysokości, słyszał świst powietrza w uszach. W końcu uderzył w boisko.

Po jego ciele rozpływał się ostry ból. Miał ochotę głośno krzyczeć, ale... ale nie mógł. Poczuł w ustach metaliczny smak krwi. Jedyne co usłyszał i zobaczył, zanim stracił przytomność, to rozmazany obraz dwóch osób biegnących w jego kierunku i krzyki - jak za mgłą - Jamesa oraz Remusa...

Ciąg dalszy nastąpi...

Dark StarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz