~~*~~*~~*~~
Syriusz nadal się cofał. Bellatrix podchodziła co raz to bliżej, uśmiechając się złowieszczo. Syriusz nadal się cofając potknął się o coś - możliwe że to był kamień - i upadł na lód, pokrywający brzeg jeziora. Patrzył na Bellatriks z nienawiścią, jednocześnie czując, że to może być koniec.
- Zabijesz mnie?
Kobieta uśmiechnęła się drwiąco.
- Z wielką chęcią, ale nie dziś. Ciotka Walburgia poprosiła mnie, żebym przyprowadziła cię na Grimmaud Place, do domu.
- Nie wrócę tam z tobą. - wysyczał - Po moim trupie.
- Nie bądź tego taki pewien. - warknęła Bellatriks - Nie masz różdżki, nikogo poza nami tutaj nie ma. Albo pójdziesz po dobroci, albo...
Syriusz jej przerwał.
- Albo co? Zabijesz mnie? - zadrwił.
Bellatriks wycelowała w niego różdżką i wysyczała.
- Sam tego chciałeś. Crucio!
Ciało chłopaka przeszył straszny ból. Zaczął krzyczeć i zwijać się z bólu. Bellatriks nadal celowała w niego różdżką i patrzyła na niego z satysfakcją. W końcu przerwała zaklęcie.
- Zmieniłeś zdanie? Dobrze wiesz, że mogę to zrobić po raz drugi.
- Nigdy. - wysyczał nieco słabszym głosem.
- Twój wybór. Crucio!
Sytuacja się powtórzyła. Tym razem Black wyszeptał w jej stronę tylko kilka słów.
- Jesteś potworem, Bello.
- A ty zdrajcą krwi. Kto widział, żeby uciekać z domu?
- To nie jest mój dom! - wykrzyczał Syriusz.
- Krzycz głośniej, może ktoś cię usłyszy. - drwiła z niego - Ale już wystarczy tej dziecinady.
Podeszła do niego, złapała go za przedramię i po chwili deportowali się na Grimmauld Place 12.
~~*~~*~~*~~
James wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, gdy tylko Remus z powrotem zasnął. Wrócił do dormitorium Gryffindoru, gdzie zastał tylko Petera. Za oknami robiło się co raz to ciemniej, a Syriusza nadal nie było.
- Peter, musimy porozmawiać.
- Ja przepraszam za to rano... Ja... ja nie chciałem... - wyjąkał Peter.
- Lunatykowi należą się przeprosiny, bałwanie. - warknął - Ostatnio zachowujesz się co raz dziwniej... Co się dzieje?
- Nic takiego... Po prostu... Moja mama ostatnio choruje... - skłamał.
Potter jeszcze przez chwilę przyglądał się mu badawczo.
- To nie mogłeś od razu tego powiedzieć?
- Przepraszam! Nie chciałem was martwić...
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi. - prychnął James - Możesz nam powiedzieć wszystko.
- Możemy już skończyć ten temat? - jęknął.
- No dobrze. Widziałeś gdzieś może Syriusza? Od paru godzin go nie widziałem.
- Ja też nie. - zamyślił się Peter - Pewnie wróci nad ranem, tłumacząc się, że był w Pokoju Życzeń.
- Może i masz rację... - westchnął okularnik - Tyle że sam wiesz... Niedługo święta.
- Dopiero za miesiąc. - zauważył Peter.
- Na jedno wychodzi! - warknął - Chodzi o to, że musimy coś wymyślić. Coś, co McGonagall zapamięta do końca swojego życia.
- Zeszłoroczny pomysł zaczarowania choinek, aby śpiewały głosem Irytka aż zbyt dobrze zapamiętała.
- Ale w tym roku to musi być coś lepszego!
- Tak się da..? Przecież to było genialne! - gorliwie zapewniał Pettigrew.
- Peter. Nie znasz się i tyle. - prychnął James i wszedł do łazienki zatrzaskując za sobą drzwi.
~~*~~*~~*~~
Syriusz ocknął się na łóżku w aż zbyt dobrze mu znanym pokoju. W swoim pokoju, na Grimmauld Place 12. Nienawidził tego miejsca. Zawsze kojarzyło mu się z wiecznymi krzykami matki i zawsze nie posiadającym - dla niego i Regulusa czasu - ojcem. Wstał z trudem z łóżka i prawie natychmiast upadł na podłogę. Nadal odczuwał ból po dwóch cruciatusach..? Co to za różnica, czy to był jeden, czy też trzy?
- Co ja tutaj robię... - wyszeptał sam do siebie.
Doczołgał się do biurka i przytrzymując się krzesła wstał z podłogi. Za oknem padał śnieg. Słyszał z dołu donośny głos matki - pani Walburgii Black - rozkazujący coś - znienawidzonemu przez Syriusza - rodzinnemu skrzatowi domowemu - Stworkowi.
Muszę się stąd wydostać wyszeptał sam do siebie. Najpierw spróbował otworzyć drzwi. Nic z tego, były zamknięte na klucz. Potem zaczął przeszukiwać kieszenie spodni, w poszukiwaniu różdżki. Niestety, nie znalazł jej.
- Musiała zostać nad jeziorem, w Zakazanym Lesie... Kurwa. - zaklął pod nosem.
Zaczął więc szukać w kieszeniach spodni scyzoryka i lusterka dwukierunkowego. Rownież ich tam nie znalazł.
- No to już po mnie... - jęknął.
Usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach. Był zrozpaczony. Nagle drzwi pokoju się otworzyły. Syriusz spojrzał w stronę drzwi i zobaczył w nich matkę.
- Witaj Syriuszu.
- Wypuść mnie stąd. - wykrztusił.
- Zostajesz w domu na święta, już wysłałam sowę Dumbledore'owi. - uśmiechnęła się pod nosem kobieta
Szarooki zerwał się z krzesła jak oparzony i podniósł głos.
- Że co?! Nie zostanę tutaj!
- Ależ zostaniesz. Pomimo iż cię wypaliłam z gobelinu, pozwalam ci spędzić te święta z nami. Przyjedzie Cyzia z Lucjuszem, Bella z Rudolfem, Dromeda i reszta rodziny. Powinieneś być z tego dumny niewdzięczniku. - kobieta spojrzała na niego surowo.
- To ja podziękuję za takie święta. - warknął Syriusz.
Walburgia zacisnęła usta w wąską linię, podeszła do chłopaka i uderzyła go z otwartej dłoni w policzek.
- Okaż chociaż trochę szacunku, smarkaczu. Nie tak cię wychowałam, żebyś tu do mnie pyskował. Zachowuj się jak na Blacka przystało.
Syriusz tylko zmierzył ją nienawistnych spojrzeniem i nie odezwał się ani słowem. W drzwiach pokoju stanął ojciec Syriusza.
- Walburgio, już wystarczy. Syriuszu - spojrzał na syna z irytacją - nie przynieś nam wstydu przy reszcie rodziny. Będziesz siedział zamknięty w swoim pokoju, dopóki nie zmądrzejesz.
- Z wielką chęcią. - prychnął Syriusz - To sobie trochę poczekacie.
Ojciec udał, że tego nie dosłyszał. Podszedł do Walburgii, ujął ją za dłoń i wyszli z pokoju Syriusza, zamykając drzwi na klucz. Gdy odgłos kroków całkowicie ucichł, Black ryknął na cały głos.
- Do diabła z wami wszystkimi!
CZYTASZ
Dark Star
Fanfiction*W TRAKCIE KOREKTY! Prolog poprawiony* W pewnym domu o numerze dwanaście, na ulicy Grimmauld Place w Londynie, żyła pewna rodzina z dwójką dzieci. Ale nie była to zwykła rodzina. Od wieków ród Blacków przestrzegał czystości krwi, tak jak głosiło ic...