W końcu dotarli na stację w Hogsmeade. Przebrani w szkolne szaty, James, Syriusz, Remus, Peter, Lily oraz Severus wyszli z przedziału i wyszli wraz z innymi uczniami na stację. Czekał tam na nich olbrzym. Okazało się, że nazywa się Rubeus Hagrid oraz, że zaprowadzi ich do Hogwartu. Oczywiście uczniów na pierwszym roku.
- Pirwszoroczni! Pirwszoroczni za mną!
Wszyscy uczniowie ruszyli za Hagridem. Ciężko było im dotrzymać kroku olbrymowi. Doszli nad jezioro.
- Tutaj jest Hogwart. - powiedział Hagrid.
Wśród pierwszoroczniaków rozniosły się podniecone szepty. Hogwart był ogromny.
- Wsiadajcie na łódki, bo inaczej nigdy tam nie dotrzemy.
Lily wsiadła do jednej z łódek wraz z Severusem a Syriusz, James, Remus i Peter wsiedli do łódki obok. Gdy wszyscy już byli na swoich miejscach, popłynęli łódkami w stronę drugiego brzegu.
~~*~~*~~*~~
Gdy dopłynęli do brzegu i wyszli z łodzi, Hagrid zaprowadził ich do otwartych drzwi wejściowych zamku, gdzie czekała na nich pewna kobieta. Zostawił ich pod opieką profesor McGonagall, wysoką kobietą w zielonej szacie i identycznej, zielonej tiarze. Miała czarne włosy upięte w ciasny kok, prostokątne okulary oraz srogie spojrzenie. Wszyscy patrzyli na nią przestraszeni oprócz rozmawiającego beztrosko, półszeptem Jamesa z Syriuszem. Profesor McGonagall zareagowała błyskawicznie.
- Czy przypadkiem ja wam nie przeszkadzam, Black i Potter?
Chłopcy umilkli. Profesor McGonagall opowiedziała im nieco o czterech domach - Gryffindorze, Ravenclawie, Hufflepuffie oraz Slytherinie. Okazało się, że profesor McGonagall jest opiekunką Gryffindoru, na co James i Syriusz jękneli.
- No dobrze, a teraz ustawcie się w pary i chodźcie za mną.
James stał oczywiście w parze z Syriuszem, Peter stał z Remusem, a Lily z Severusem. W końcu weszli do Wielkiej Sali. Jak sama nazwa wskazuje, była ogromna, w powietrzu unosiły się świece, a sufitu chyba nie było, bo było tam sklepienie pełne gwiazd. Profesor McGonagall w końcu stanęła. Na środku sali postawiła stolik z postrzępioną tiarą. Nagle zaczęła ona śpiewać. Gdy skończyła, profesor McGonagall wzięła w dłonie pergamin.
- Teraz odbędzie się ceremonia przydziału. Gdy kogoś wyczytam, niech tutaj podejdzie i usiądzie na stołku. Black Syriusz!
Syriusz podszedł do stolika, usiadł na nim, a profesor McGonagall nałożyła mu na głowę starą tiarę.
Usłyszał w głowie cichy głos tiary.
Kogo my tutaj mamy? Kolejny Black? A więc powinnam cię przydzielić do Slytherinu. Nie? Jesteś inny, to fakt. Ani trochę tam nie pasujesz. Wyczuwam chęć wykazania się, dużą odwagę, lojalność, spryt... Nie, Ravenclaw nie pasuje. Hufflepuff? Też nie? No dobrze, niech będzie...
Po chwili tiara wyrzyczała.
- Gryffindor!
Po sali rozniosły się podniecone szepty.
- Ale jak to?! Przecież wszyscy Blackowie od wieków byli w Slytherinie!
Syriusz zdawał się tym zbytnio nie przejmować i usiadł przy stole Gryfonów, gdzie powitano go okrzykami radości i brawami. W końcu znów rozległ się po sali donośny głos profesor McGonagall.
- Dennis Agatha!
- Slytherin!
- Darriel Martin!
CZYTASZ
Dark Star
Fanfiction*W TRAKCIE KOREKTY! Prolog poprawiony* W pewnym domu o numerze dwanaście, na ulicy Grimmauld Place w Londynie, żyła pewna rodzina z dwójką dzieci. Ale nie była to zwykła rodzina. Od wieków ród Blacków przestrzegał czystości krwi, tak jak głosiło ic...