Pierwszy września, tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego pierwszego roku
~~*~~*~~*~~
Lily stała wraz z rodzicami oraz Petunią na stacji King Cross, na peronie dziewięć i trzy czwarte. Rodzice dziewczynki rozglądali się po peronie z zafascynowaniem. Rudowłosa bezskutecznie próbowała porozmawiać ze swoją starszą siostrą, Petunią.
- Tuniu... Ja porozmawiam z dyrektorem, żeby cię przyjął... Obiecuję...
Petunia wyszarpała dłoń z uścisku Lily.
- Myślisz, że ja chcę chodzić do szkoły dla takich dziwolągów jak, jak ty?! I tu się mylisz! Idź sobie do tej szkoły wariatów i nie wracaj!
- Tuniu... -z oczu dziewczynki popłynęły łzy - Dlaczego mi to robisz?
- Bo jesteś wariatką. Wariatką Lily! - Petunia uśmiechnęła się złośliwie - I odsuń się ode mnie, bo jeszcze zarazisz mnie swoją nienormalnością! - powiedziała z obrzydzeniem.
W końcu do rozmowy wtrąciła się pani Evans.
- Petuniu, przestań. - skarciła córkę pani Evans - Lily, wróć na święta. Będziemy tęsknić. Bądź grzeczna i nie rozrabiaj. - pocałowała córkę w czoło.
Petunia patrzyła na Lily z obrzydzeniem. W końcu pan Evans powiedział.
- Mary, puść już ją. Za dziewięć minut jedenasta. Lily, idź już, bo się spóźnisz.
Pani Evans puściła Lily.
- Idź już córeczko. Ucz się pilnie i pisz do nas często. Do zobaczenia! - pani Evans miała w oczach łzy.
- Do zobaczenia mamo! Do zobaczenia tato! Pa, Tuniu... - dziewczynka również miała w oczach łzy.
Wzięła wózek z kufrem oraz z klatką z sową i oddaliła się w stronę czerwonej lokomotywy, z której buhała para.
~~*~~*~~*~~
Remus był wraz z rodzicami na stacji King Cross, peronie dziewięć i trzy czwarte. Pan Lupin właśnie sprawdzał godzinę na zegarku. Pani Lupin tuliła swojego jedynego syna. Miała w oczach łzy szczęścia.
- Cieszę się, że możesz pójść do Hogwartu jak inne dzieci. Nawet nie wiesz jaka jestem z ciebie dumna...
Remus spojrzał w bok. Pani Lupin, mówiąc możesz pójść do Hogwartu jak inne dzieci, miała na myśli to, że dostał szansę pójścia do Hogwartu jak inne, normalne dzieci. No bo kto pozwoliłby bestii chodzić do szkoły pełnej dzieci? Osobie stającej się raz w miesiącu potworem zdolnym zabić każdego? Tą szansę dał mu dyrektor Albus Dumbledore. To on zapewnił rodziców Remusa, że zapewni mu bezpieczne miejsce z dała od innych dzieci, gdzie będzie mógł w spokoju przejść comiesięczne transformacje w wilkołaka. Był mu za to wdzięczny, ale bał się, że zrobi komuś nieumyślnie krzywdę.
- No Remusie. Już czas na ciebie. Uważaj na siebie. Pamiętaj o kalendarzu.
Oczywiście pan Lupin miał na myśli kalendarz faz księżyca. Remus westchnął, sprawdził, czy ma w kufrze kalendarz. Okazało się że jest. Wziął wózek z kufrem i oddalił się od rodziców.
~~*~~*~~*~~
James pchał wózek wraz ze swoim tatą, panem Potterem. Obok szła uśmiechnięta pani Potter. James rozmawiał z panem Potterem o quidditchu. Marzył o dostaniu się do drużyny, jak jego tata oraz o zostaniu szukającym. Fleamont również był szukającym, gdy chodził do Hogwartu.

CZYTASZ
Dark Star
Fanfiction*W TRAKCIE KOREKTY! Prolog poprawiony* W pewnym domu o numerze dwanaście, na ulicy Grimmauld Place w Londynie, żyła pewna rodzina z dwójką dzieci. Ale nie była to zwykła rodzina. Od wieków ród Blacków przestrzegał czystości krwi, tak jak głosiło ic...