13

1.3K 125 37
                                    

- Mógłbyś zostać muzykiem. Z twoim głosem idealnie nadajesz się na frontmana powalającego wszystkich na kolana zespołu rockowego. - powiedziałam, kiedy kolejna piosenka Metalliki dobiegła końca, co wiązało się z tym, że Andrew przestał śpiewać. - Przemyśl to.

- Gdybym został muzykiem, prawdopodobnie podzieliłbym los Kurta Cobaina. Nie chciałbym być sławny. Rozpoznawalność, pełno fanów i reporterów oraz brak życia prywatnego nie są dla mnie. A kulka w głowę wydaje się być idealnym sposobem na ucieczkę od tego. - odparł obojętnie, nie odrywając wzroku od drogi, którą jechaliśmy.

- Zabrzmiałeś jak osoba z myślami samobójczymi.

- Kto powiedział, że nią nie jestem? - zapytał, spoglądając krótko w moją stronę, po czym szybko wrócił do patrzenia na trasę.

- A jesteś? - zapytałam, a moje serce momentalnie się rozszalało. Zupełnie, jakby chciało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej. Zniosłabym wszystko, naprawdę wszystko, ale nie utratę Biersacka.

- Nie jestem. - przyznał po krótkiej chwili, która dla mnie dłużyła się w nieskończoność. Odetchnęłam z ulgą, co przyciągnęło uwagę chłopaka. - Zawsze tak szybko się denerwujesz?

- Zawsze.

Od około dwudziestu minut jechaliśmy w nieznanym mi kierunku, co nie zdziwiłoby chyba nikogo. Jedyne drogi, które nadal pamiętam to droga od mojego domu do Charlotte, do Joego, do Irwinów (chociaż ta wciąż mi się myliła i prawie za każdym razem skręcałam o jedną ulicę za wcześnie). Znałam też trasy do pobliskich supermarketów i tego typu miejsc pod warunkiem, że nie była ona dłuższa niż pięć kilometrów. Po takim dystansie już traciłam orientację w terenie. Wracając do tematu naszego wyjazdu, Andy postanowił, że dzisiejszego wieczoru (nie wychodził z domu na dłużej przed siedemnastą, ponieważ do tej godziny jego rodziców nie było w domu, a on nie chciał zostawiać Stilesa samego) zabierze mnie w, jak to ujął, "bardzo, bardzo świetne miejsce, o którym nic więcej mi nie powie, bo to niespodzianka". Z tego powodu przez ostatni kwadrans plątaliśmy się po Portland, które teraz wydawało się być dla mnie takie wielkie i nieznane. Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ mój dom mieścił się na obrzeżach, a nie w samym centrum.

- Daleko jeszcze? - jęknęłam, przyglądając się budynkom, które mijaliśmy.

- Teraz musimy jeszcze na chwilkę wyskoczyć do miasta po jakieś jedzenie, więc przewiduję, że na miejscu będziemy za czterdzieści minut włącznie w postojem. Na co masz ochotę? - odpowiedział i, korzystając z faktu, że już zaparkował i zgasił silnik samochodu, odwrócił głowę w moją stronę.

- Nie wiem, a masz jakieś propozycje?

- Cóż, zwykle Hudson ciąga mnie po tych wszystkich McDonald'sach, KFC, Burger Kingach i Subwayach, ale ostatnio coś mu się odmieniło i pokazał mi taką małą knajpkę z bardzo dobrą chińszczyzną. Co ty na to? - zapytał, odpinając pas.

- Mi pasuje.

- Świetnie. No to chodźmy. - uśmiechnął się lekko brunet, po czym wysiadł z samochodu.
Zrobiłam to samo, a chłopak zamknął pickupa i zaczął prowadzić nas w stronę knajpki.

O godzinie prawie osiemnastej w centrum Portland panował straszny ścisk. Gdziekolwiek spojrzałam, były tłumy ludzi. Od dzieciaków w wieku około jedenastu, dwunastu lat, przez nastolatków, dorosłych (w niektórych przypadkach z małymi dziećmi) i osób w średnim wieku, aż po emerytów. Jedni siedzieli na ławkach, drudzy spędzali czas w większej grupie, śmiejąc się, a jeszcze inni szybko przemierzali ulicę, sprawiając wrażenie zabieganych i nerwowych.
Wszyscy ci ludzie sprawiali, że czułam się nieco zagubiona.

Forbidden || A. BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz