Rozdział XII

1.9K 179 18
                                    

   Moja matka - ta myśl tłukła mi się po głowie niczym talerze na greckich weselach... Pływała samotnie po bezkresie oceanu pustki w moim umyśle... Nawet nie zauważyłam kiedy opadłam na podłogę wgapiając się niewidzącym wzrokiem w leżące niedaleko mnie zdjęcie. Wszystko prócz mojej jedynej myśli było niewyraźne. Jak przez wodę słyszałam trzask drzwi, którymi wyszedł Jack i cichy szloch Amandy, która bezskutecznie próbowała do mnie dotrzeć. Dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę, że ktoś opiera mi dłoń na ramieniu w pojednawczym geście. Tym kimś była Amanda. W ułamku sekundy strząsnęłam jej rękę z mojego ramienia i wstałam otrząsając się z własnych myśli. Zmierzyłam moją prawną opiekunkę wściekłym wzrokiem. Nigdy nie powiedziałaby mi z własnej woli. Żyłabym w kłamstwie i nieświadomości przez resztę mojego smutnego życia. W jednym momencie to wszystko zaczęło nabierać sensu. Dlatego Amanda i Jack mnie adoptowali. Dlatego Amanda nigdy nie pozwoliła Jackowi mnie oddać. Dlatego mnie broniła. Dlatego, że jestem jej siostrzenicą! Dlatego, że jest moją ciotką! Moją prawdziwą rodziną! Ale mimo to traktowała mnie przez te wszystkie lata jak intruza we własnym domu, we własnej rodzinie, do której w rzeczywistości należałam! Dlaczego?!

-Nigdy byś się nie przyznała, prawda...ciociu?! - syknęłam dodatkowo akcentując ostatnie słowo. W tej chwili miałam ochotę rozerwać ją na strzępy. Amanda wzdrygnęła się.

-Lucy...to nie tak jak myślisz...ja...my... -jąkała się. Roześmiałam się szyderczo.

-Przestań kłamać! - krzyknęłam przerywając jej marne tłumaczenie się.

-Lucy, to nie jest tak, że cię nie kochamy...my...po prostu nie wiemy jak zareagujesz i... - znów zaczęła swoje wywody Amanda, ale natychmiast jej przerwałam. Miałam dosyć tych wszechobecnych kłamstw. Chcę w końcu prawdy!

-Kochacie? Nie wiecie jak zareaguję? Amando posłuchaj się! To idiotyczne! - wykrzyknęłam z szyderczym uśmiechem na ustach. Moja ciotka błądziła wzrokiem unikając mojego spojrzenia. Ile ona ma lat?! Niech w końcu zmierzy się z prawdą i jej konsekwencjami!

-Popatrz na mnie! - wrzasnęłam, a Amanda spojrzała na mnie zapuchniętymi od płaczu oczami, w których wyraźnie odbijał się strach. Nie było mi jej żal ani trochę. - Przez całe życie traktujecie mnie jak śmiecia, odseparowujecie się ode mnie, pomimo jak usilnie staram się, to za każdym razem, gdy na mojej twarzy pojawia się uśmiech wy wywołujecie smutek! I ty uważasz, że to jest rodzinna miłość?

-My...się staramy...- odparła cicho Amanda, a ja w przypływie złości zerwałam najbliższą ramkę ze ściany i przerzuciłam ją nad jej głową. Trafiła w przeciwległą ścianę rozbijając się w drobny mak. Moją opiekunkę prawną przeszedł zimny dreszcz, po jej czole potoczyły się krople potu, a z jej oczu kapnęły kolejne słone łzy. Uśmiechnęłam się okrutnie widząc ją w takim stanie.

-Mówiłam żebyś nie kłamała! - syknęłam. Amanda przełknęła głośno ślinę.

-Twoja matka była kiedyś lekarzem. Nasi rodzice byli z niej dumni... Ale kilka lat później wydarzyło się coś co...wstrząsnęło nami i doszczętnie zniszczyło nasze relacje rodzinne. Moja matka po dziś dzień uważa, że ma tylko jedną córkę - mnie. Kilkanaście lat później, gdy wyszłam za Jacka pojawiła się u naszych drzwi... Byłam wstrząśnięta jej widokiem. Przez te lata bardzo się zmieniła. Powiedziała mi, że kończy z tym...wszystkim i zamierza zacząć wszystko od początku. Poprosiła mnie o pomoc... z początku nie chciałam jej pomagać, ale gdy wyjaśniła całą sprawę nie mogłam jej odmówić. Chciała zapewnić ci normalną rodzinę, normalne życie. Chciała byś była szczęśliwa Lucy. To ona nadała ci to imię... Z początku powiedziałam tylko Jackowi, że znalazłam cię samą na ulicy...ale w końcu dowiedział się prawdy... Uważał moją siostrę za potwora i niestety ciebie także... - odpowiedziała moja ciotka głosem pełnym melancholii i smutku. Teraz wszystko stało się jasne.

-Więc to jest ten cholerny powód, tak?! Moja matka! Jej błędy! - wykrzyknęłam z frustracją. Amanda popatrzyła na mnie ze smutkiem.

-Przepraszam...Lucy...-odrzekła niemal szeptem, a po jej policzkach potoczyły się kolejne łzy. Wybuchłam szorstkim śmiechem. To ja powinnam płakać, nie ona!

-Myślisz, że twoje przeprosiny coś zmienią? - wysyczałam. Moja ciotka objęła się rękami, a po jej ciele przetoczył się zimny dreszcz.

-Lucy tak mi przykro... my baliśmy się, że możesz się stać taka jak ona... - szepnęła ze smutkiem.

-Taka jak ona?! A co niby moja matka takiego zrobiła, że się wszyscy tak zachowujecie?! - wrzasnęłam z narastającą frustracją i towarzyszącą wciąż mi wściekłością.  Amanda zakryła usta dłonią, a w jej oczach ujrzałam bezgraniczne przerażenie.

-Co?! Co ona zrobiła?! - wydarłam się nie panując nad sobą. Moja ciotka zaczęła energicznie potrząsać głową. Zerwałam kolejną ramkę i rzuciłam nią o ścianę. Szkło rozprysło się niczym woda w rozbitej szklance. Amanda znów się wzdrygnęła, a z jej oczu nieprzerwanie kapały łzy. Wciąż kręciła głową jakby ten gest był w stanie sprawić, że całe zło zniknie. Wbiłam w nią wściekłe spojrzenie.

-Odpowiedz mi! - krzyknęłam ponownie nie dając za wygraną.

-Lepiej żebyś tego nie wiedziała... - odparła szeptem poprzez łzy i targające nią uczucia. Rzuciłam kolejną ramką o ścianę. Po raz kolejny rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.

-Mam prawo wiedzieć! - wrzasnęłam. Amanda znów zaczęła kręcić głową. Kolejna ramka rozbiła się przy akompaniamencie szlochu mojej ciotki.

-Będzie lepiej gdy o tym zapomnisz. - powiedziała ledwo słyszalnym głosem. Roześmiałam się drwiąco. Amanda wzdrygnęła się.

-Zapomnieć? Mam zapomnieć?! Chcę prawdy Amando! - wydarłam się.

-I ją dostałaś! - rozległ się wściekły głos Jacka. Obróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie z pogardą. Odpowiedziałam tym samym.

-Proszę, proszę! Czy to nie mój wujek, który uważa mnie za potwora? - syknęłam w jego stronę. Drwina i jad w moim głosie sprawiły, że nawet Jacka przeszedł dreszcz. Otrząsnął się jednak szybko.

-W tej chwili jesteś niczym więcej Lucy. - wysyczał, po czym podszedł do Amandy i obejmując ją ramieniem wyszedł z nią z gabinetu. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem.

Według nich ja jestem potworem, tak? Tylko dlatego, że moja matka zrobiła coś strasznego? Popatrzyłam na szkło walające się po podłodze, po czym skierowałam wzrok na pozostałe ramki na ścianie. Chcą potwora? To go dostaną. Podeszłam do ściany i po kolei zaczęłam tłuc z hukiem ich pamiątkową rodzinną ścianę zdjęć. Skierowałam wzrok na półki z segregatorami i ważnymi dokumentami. Podeszłam do nich i zaczęłam je przewracać. Wzięłam do rąk ostre odłamki szkła i zaczęłam je ściskać w dłoniach. Z moich zaciśniętych pięści zaczęła sączyć się szkarłatna krew. Kapała na porozrzucane segregatory i dokumenty Jacka zabarwiając wszystko upiorną czerwienią. Wzięłam do pokaleczonej dłoni kolejny odłamek szkła i przejechałam nim po wewnętrznej stronie przedramienia. Nie zwracając najmniejszej uwagi na ból wzięłam z szuflady pędzel i zaczęłam bazgrać na ścianie własną krwią koślawe litery. Gdy skończyłam ze ściany skapywała krew układając się w jedno krótkie słowo -POTWÓR.Wybuchłam śmiechem, któremu towarzyszył ból i cichy odgłos kapiącej krwi.

Why so serious?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz