Rozdział XLI

1.3K 130 19
                                    

                                                                            *                     *                   *

Damian przekradał się do pilnie strzeżonej zamkniętej od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, fabryki cukierków. Mnóstwo osiłków uzbrojonych w jedne z lepszych karabinów i rewolwerów okrążało budynek, który ponoć był opuszczony. Chłopak przykucnął na dachu pobliskiego budynku sięgając po batarang. Miał czekać na sygnał od Batmana, ale nie od dziś było wiadomo, że ten chłopak nie wykonuje rozkazów. Poza tym jego ojciec wyznaczył mu jako zadanie odwracanie uwagi. Chłopak nienawidził zgrywać przynęty. Był łowcą. Odwracać uwagę to mógł Drake w różowej spódniczce, w końcu według Damiana tylko do tego się nadawał... Ale Drake wraz ze Stephanie pojechali sobie na romantyczny weekend w Alpy. Damian miał wielką nadzieję, że już nie wrócą. Natomiast Grayson wrócił do Bludhaven zabierając ze sobą cholernie radosną Barbarę. Damian miał większą ochotę walić głową w ścianę niżeli spędzać z ich wesołą czwórką choć jedną minutę więcej. Chłopak rzucił batarangiem. Wbił się w twardy beton. Zdziwieni gangsterzy podeszli bliżej. Właśnie o to chodziło... Chwilę później batarang wybuchł pogrążając okaleczonych przestępców w ciężkiej mgle. Kącik ust Damiana uniósł się. Rozpostarł ramiona i zeskoczył w pokrytą kłębami biało-szarego dymu uliczkę. Wyciągnął katanę. Batman jej szczerze nienawidził. Uważał, że Robin nie powinien używać broni Ligii Zabójców. Ale Damian miał to gdzieś. To była jego katana, jego najbliższa przyjaciółka, jego hołd dla dziadka... Wystarczyło tylko kilka chwil by gromada groźnych płatnych zabójców zmieniła się w bandę żałosnych niedobitków pod ostrzem nieubłaganego dziedzica Ligii Zabójców. Nie mieli z nim najmniejszych szans. Damian i jego katana stanowili niepokonany duet. Chłopak ruszył w stronę fabryki otwierając kłódkę wytrychem. Pewnie któryś z jego marnych przeciwników miał przy sobie klucz, ale on operował wytrychem równie sprawnie co kluczem, także nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia. Zamek puścił po kilku sekundach, a Robin wszedł do pomieszczenia przy akompaniamencie skrzypiących niemiłosiernie drzwi wejściowych. W końcu miał przecież narobić hałasu... Gdy tylko znalazł się wewnątrz, a drzwi zatrzasnęły się za nim kilkunastu gangsterów wycelowało do niego z karabinów maszynowych. Chłopak zaklął pod nosem, po czym błyskawicznie znalazł się przy najbliższym przeciwniku i momentalnie go obezwładnił przy okazji używając jako żywej tarczy. Włożył do uszu zatyczki i rzucił batarangiem w pobliską ścianę wywołując ogłuszający pisk. Gangsterzy skulili się na ziemi zatykając dłońmi uszy z których ciekła krew. Damian z łatwością ich rozbroił po czym związał. Chwilę później tuż obok niego bezszelestnie wylądował Mroczny Rycerz mierząc go zirytowanym spojrzeniem.

-Miałeś zaczekać na sygnał! - odezwał się ostro. Damian prychnął.

-Chyba przez przypadek zgubiłem komunikator po drodze. Jaka szkoda... - odrzekł bezczelnie chłopak nawet nie mrugając przy tym kłamstwie. Batman westchnął i wyświetlił plany budynku.

-Tu znajduje się centralne biuro, jednak kilka pokoi dalej zaraz przy taśmach produkcyjnych mieści się pokój, gdzie kiedyś stały stoły do pokera i prawdopodobnie wciąż tam stoją wraz z kilkoma taliami kart, więc...

-Idziemy do pokoju z kartami. - przerwał dokańczając Damian i ruszając w stronę owego pomieszczenia. Batman podążył za nim.

Pokoju pilnowało dwudziestu strażników. Nie było mowy o niezauważonym prześlizgnięciu się tam. Damian sięgnął do pokrowca zawieszonego na plecach, gdzie spoczywała jego ukochana katana, wierny towarzysz jego misji. Mroczny Rycerz chwycił jego dłoń nim chłopak zdążył wyciągnąć ostrze. Damian rzucił ojcu mordercze spojrzenie. Batman wskazał na umocowane na suficie wodotryski. Chłopak w lot zrozumiał i kiwnął głową. Robin ruszył pochylony w stronę detektora dymu umieszczonego na naprzeciwległej ścianie. Gdy tylko znalazł się na miejscu wyciągnął z bat-pasa zapalniczkę i odpalił ją podstawiając pod detektor. Rozległ się alarm, a wodotryski uruchomiły się mocząc niczego nie podejrzewających strażników. Kilka chwil później cała podłoga była mokra, a woda sięgała przestępcom do kostek. Mroczny Rycerz rzucił w środek zdarzenia batarangiem. Nie minęła sekunda, gdy z najsłynniejszej broni superbohatera zaczął wypływać ciekły azot zamrażając wodę i jednocześnie przytwierdzając zdezorientowanych strażników do podłogi. Deszcz przekleństw towarzyszył Damianowi i jego ojcu gdy wchodzili do pomieszczenia z kartami. Nastolatek kopnął jednego z przestępców narażając się tym na wściekłe spojrzenie Batmana, które oczywiście kompletnie zignorował. Mieli rację. W pokoju za stołem do pokera siedziała zielonowłosa postać w fioletowym garniturze, której szukali od tygodnia.

Why so serious?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz