Rozdział XL

1.4K 144 12
                                    

   -Chwila moment! Niby o co jestem oskarżona?!- zapytałam zdezorientowana w chwili gdy przewodzący Talon uniósł swoją katanę. Wszyscy momentalnie znieruchomieli. Czyżby to pytanie tak bardzo nimi wstrząsnęło? No cóż, przez te głupie sowie maski nie byłam w stanie ocenić targających nimi uczuć, o ile w ogóle coś takiego posiadali... Może pod nimi uśmiechali się rozbawieni moją żałosną próbą ratowania własnego życia? Przecież całe Gotham City wciąż mnie o coś oskarżało, a sama nie byłam niewiniątkiem, więc raczej nie mogłam liczyć na to, że to jakaś durna pomyłka... Poza tym nigdy nie byłam dobra w dyplomacji... Zawsze wolałam rozwiązywać problemy pięścią... tyle, że pięść przeciw siedmiu uzbrojonych po zęby świetnie wyszkolonym wojownikom tego całego Trybunału była raczej marną opcją... Z drugiej strony mogłam posłużyć się sprytem, ale to działało tylko w przypadku tych wszystkich idiotów z ulicy, a Taloni nie wyglądali na idiotów... Gra na zwłokę też nic by nie dała, bo po pierwsze rozgryźliby mnie, a po drugie i tak nie miałam jak uciec, a nie sądzę by ktokolwiek ruszył mi z pomocą. Przecież nawet policja nie ma pojęcia gdzie jestem... Cholera! Mogłam zostać z Harleen!

-O złamanie zasad ugody z Trybunałem Sów. - odparł beznamiętnym tonem Talon. Zmarszczyłam brwi. Co do cholery?! Jaka ugoda?! Niczego nie podpisywałam!

-Że co?! - wykrztusiłam z siebie niczego nie rozumiejąc. Zginę przez jakąś pieprzoną ugodę o której pierwszy raz słyszę! Moje życie to jeden wielki pochrzaniony żart!

-Trybunał dał ci szansę. Zignorowaliśmy twoje plugawe więzy krwi i pozwoliliśmy ci żyć. Ale ty udowodniłaś, że twoje życie jest nic nie warte i nie jesteś inna od swoich rodziców. Teraz poniesiesz konsekwencje swoich niewłaściwych decyzji. - odpowiedział spokojnie Talon. Wytrzeszczyłam oczy. Co do jasnej cholery?! Uważają, że jestem taka jak oni?! Jak on?! Może nie byłam obywatelką roku, ale robiłam to co musiałam żeby przetrwać! Nie jestem taka jak on!

Nim się spostrzegłam zaatakowali. Ale głównodowodzący oparł się o ścianę budynku i obserwował. W tym momencie miałam wielką ochotę się na niego rzucić, ale nie miałam na to fizycznej możliwości. Jego sześciu kumpli właśnie próbowało mnie zabić. Ledwo odskoczyłam przed pierwszym ostrzem już dosięgnęło mnie kolejne raniąc moje plecy. Uciekłam w bok z cichym sykiem. Ale nie miałam czasu na użalanie się, następny Talon zaatakował jednym z piekielnie ostrych noży, które musiały kosztować fortunę i nie zdziwiłabym się gdyby miały domieszkę diamentu... W tym czasie kolejny zdążył wbić mi w obojczyk jeden z shurikenów lecących w moją stronę z prędkością wystrzeliwanego pocisku. Przeturlałam się pod nogami jednego z otaczających mnie sowich wojowników. Nawet nie zdążyłam wstać, gdy jeden z noży poleciał w moją stronę. Cudem go złapałam. Był cięższy niż się spodziewałam. Nie miałam czasu na choćby cień jakiejkolwiek strategii,  Taloni znów mnie otoczyli. Okrążali mnie z obnażonymi ostrzami. Miałam rację byli świetnie wyszkoleni. Nawet się nie wysilali. Byłam dziecinnie prostym celem... Którym zamierzali się rozkoszować. To, że przeżyłam jakieś trzydzieści sekund to wcale nie świadczyło o moich umiejętnościach, ale o ich znudzeniu... Może chcieli mi dać nadzieję żeby potem zaśmiewać się do rozpuku nad moją naiwnością? Hej ziom pamiętasz tą córkę Jokera, co wszyscy mówili jaka to ona jest silna! - Hahaha! Jasne, że pamiętam, prostytutki na Browery są lepiej przeszkolone!  Nie miałam zamiaru złapać się w ich głupią pułapkę, ale nie zamierzałam się tak po prostu poddać. Byłam bezsilna i doskonale wiedziałam, że mnie zabiją, że dzisiaj umrę, że nie mam najmniejszych szans... Byłam jak karaluch pod butem, który próbuje wymyślić strategię jak nie dać się zgnieść. Ale nie zamierzałam odejść z tego świata jako naiwna tchórzliwa walnięta idiotka! Moje opcje były żałosne. Miałam nóż, który prawdopodobnie rzucili mi specjalnie bym choć trochę się dowartościowała i myślała, że mogę wygrać... niedoczekanie... Potrzebowałam jakiegoś asa w rękawie, może udałoby mi się pokonać choć jednego z nich... Karaluch może przeżyć bez głowy dwa tygodnie, ja miałam w kieszeni kurtki naładowany pistolet, w którym zostały mi jakieś cztery naboje. Nawet gdybym była Deadshotem, a Taloni jakimś cudem daliby się trafić to i tak nie wystarczyłoby mi na nich kul. Cholera! A myślałam, że Ozyrys był najgorszym przeciwnikiem z jakim mogłam mieć do czynienia... jak zwykle się myliłam... Nienawidzę mojego pochrzanionego życia! Ale zaraz! Przecież i tak długo nie pożyję! Wspominałam już, że los to pochrzaniony sadysta, który traktuje moje życie jak jakiś cholerny komediodramat?! Przełknęłam głośno ślinę zaciskając zmarznięte palce na złotej rękojeści noża. Czułam zgniło-gorzki oddech śmierci na karku. Naprawdę mam tak umrzeć? Mam być kolejnym skandalicznym nagłówkiem? Kolejnym bezbarwnym nekrologiem, który wyrzuca się wraz z gazetą do kubła? Czy ktoś chociaż za mną zatęskni? Co Amanda i Jack powiedzą Axelowi? Czy on mnie znienawidzi? Nie zobaczę go więcej, prawda? Po moim policzku potoczyła się pojedyncza łza. Tak strasznie brakowało mi Axela. Jedynej osoby, której na mnie zależało, i na której mi zależało... Już nigdy nie zobaczę jego ciepłego uśmiechu... A co z Harleen? Czy ją też zabiją? Czy ona już nigdy nie uwolni się od krwawej przeszłości? Czy już zawsze będzie Harley Quinn? Czy ona będzie za mną tęsknić? A może tylko sobie uroiłam to wszystko? Może tak naprawdę jest taka jak wszyscy? Czy ja jej zaufałam? Nie... Nie mogłam tego zrobić... prawda?

Why so serious?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz