Z ociąganiem zajęłam miejsce w sali przesłuchań naprzeciwko komisarza Gordona. Gdy on i jego towarzysze wprowadzili mnie na komisariat, wszystkie spojrzenia w promieniu mili skierowały się w moją stronę. Rozpoznałam także Warner, która z szyderczym uśmieszkiem odprowadzała mnie wzrokiem. Ja natomiast wciąż się zastanawiałam co takiego zrobiłam, że sam James Gordon pofatygował się do mojego miejsca zamieszkania. Przecież komisarz policji Gotham City ma dużo ważniejsze sprawy na głowie. Weźmy na przykład tych wszystkich złoczyńców z super mocami, albo technologiami czy bronią będącą w stanie zniszczyć całe miasto. Co więc robię tu ja, zaszczycona obecnością Gordona?
-Twoi prawni opiekunowie stwierdzili, że nie było cię w domu trzecią dobę, a kontakt z tobą był niemożliwy. Pan Johnson powiedział także, że takie sytuacje są dla nich normą oraz dodał, że po tym co zrobiłaś nie chce cię więcej widzieć.. - odezwał się komisarz mierząc mnie surowym spojrzeniem zza szkieł swoich prostokątnych okularów. Westchnęłam.
-Do czego pan zmierza? - zapytałam mając dosyć tych wszystkich wymijających odpowiedzi i półprawd. Gordon zerknął w moje papiery, po czym oparł podbródek na rękach.
-Obecnie, do niczego. Powtarzam to czego się dowiedziałem. - odpowiedział mi lakonicznie, a ja przewróciłam oczami.
-W takim razie po co tu jestem? - spytałam zniecierpliwiona. Gordon poprawił się na krześle i spojrzał na mnie, to na trzymane w rękach papiery.
-Jak już mówiłem, porozmawiać.
-O czym? - zadałam kolejne pytanie czując narastający gniew. Komisarz westchnął głęboko, chwilę milcząc.
-O tobie Lucy... o tobie i twojej rodzinie. - odparł, a ja roześmiałam się.
-Czyli rozumiem, że przestępcy mogą sobie poczekać, bo teraz policja interesuje się życiem nastoletnich obywatelek? - zadałam pytanie przepełnione sarkazmem. Mięsień na twarzy Gordona drgnął, ale jego wyraz twarzy wciąż nic nie zdradzał. Typowy glina i jego pokerowa twarz...
-Twój sarkazm niemal dorównuje powadze Batmana. Ale ostatnim razem mówiłaś, że jesteś adoptowana i nie wiesz kto jest twoimi prawdziwymi rodzicami...-zaczął komisarz, a ja na wspomnienie o moich prawdziwych rodzicach wzdrygnęłam się.
-Owszem, jednak nie rozumiem co ma z tym wspólnego policja. - odpowiedziałam chcąc jak najszybciej zakończyć ten temat. Jednak Gordon nie miał takiego zamiaru, a moja aluzja najwyraźniej do niego nie dotarła... albo dotarła, ale nic a nic go nie obchodziła.
-Pamiętasz pewnie, że po bójce z twoim udziałem w roli głównej, nasi analitycy zdobyli twój materiał genetyczny, skąd wiedziałem kim jesteś...-kontynuował komisarz, a ja na słowa ''materiał genetyczny'' po raz kolejny się wzdrygnęłam. Co on chce mi przez to wszystko do jasnej cholery powiedzieć?!
-Chce pan mnie nastraszyć moim DNA w waszej bazie danych? -zapytałam licząc, że przytaknie i wcale nie chodzi o moich prawdziwych rodziców. Niestety jak zwykle miałam pecha.
-Nie. Po rozmowie z tobą byłem ciekaw czy łączy cię pokrewieństwo z jakimkolwiek człowiekiem zapisanym w naszej bazie... - odrzekł, a moje dłonie zaczęły się trząść, więc zacisnęłam je w pięści i schowałam do kieszeni.
-Więc od razu uważał pan, że moi rodzice są przestępcami? - spytałam z wyraźnym wyrzutem w głosie rzucając Gordonowi wściekłe spojrzenie. Policjant westchnął.
-Nie, oczywiście, że nie. W bazie naszych danych nie są tylko przestępcy. Są tam, także zwykli obywatele, którzy kiedykolwiek dostali jakiś mandat, albo pili w miejscu publicznym czy wdali się w bójkę, co w Gotham City jest na porządku dziennym... Poza tym w bazie danych są także zapisani wszyscy policjanci jak i członkowie służb mundurowych. - odpowiedział mi spokojnym głosem, a ja westchnęłam z frustracją.
-Więc z ciekawości wrzucił pan moje DNA do policyjnej bazy danych? - zapytałam ze zrezygnowaniem upewniając się. James Gordon kiwnął głową przytakując.
-Z grubsza...to tak... ale nie byłem w stanie sobie nawet wyobrazić takich wyników...-odparł, a w jego głosie wyraźnie pobrzmiewało jedno uczucie. Chęć cofnięcia. Chęć nie dowiedzenia się tego co się już wiedziało. Chęć zapomnienia. Jak dobrze to rozumiałam...
-I co? Znaleźliście Harley? - zapytałam wykrzywiając twarz w grymasie. Komisarz otworzył szeroko oczy i popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
-Wiedziałaś kto jest twoją matką? -zapytał mierząc mnie surowym spojrzenie. Uśmiechnęłam się przebiegle.
-Jak ostatnio tu byłam, nie. - odpowiedziałam. Gordon zmrużył oczy.
-Kiedy się dowiedziałaś? - zapytał z wyraźnym zainteresowaniem. Westchnęłam.
-Niedawno. - odparłam krótko uśmiechając się wesoło. Komisarz przejechał dłonią po siwych włosach. Wziął głęboki wdech, po jego czole potoczyła się pojedyncza kropla potu. Szczękę miał zaciśniętą, a w oczach widziałam smutek i poczucie winy. Niemal identycznie wyglądała Amanda przed zdradzeniem mi, że jej siostra jest moją matką... że jest moją ciotką... Przestałam się uśmiechać.
-Ale to nie o nią chodzi, prawda? - zapytałam cicho, czując jak drętwieją mi nogi, a krew zaczyna zamarzać. Gordon popatrzył na mnie ze smutkiem i pokręcił głową.
-Przykro mi Lucy. - powiedział ze smutkiem, a ja poczułam się jakby właśnie włożył mi rozżarzony pogrzebacz między żebra. Nie! Nie! Nie! To nie może być prawda...to nie może być prawda...to nie może być prawda...
-Nie...-szepnęłam. Komisarz popatrzył na mnie ze smutkiem.
-NIE! - wrzasnęłam wstając gwałtownie z krzesła, które upadło z hukiem uderzając o podłogę. W tym momencie zupełnie mnie to nie obchodziło. Chciałam wrzeszczeć dopóki nie zabraknie mi głosu. Chciałam znaleźć uosobienie prawdy i zatłuc je na śmierć. Chciałam żyć w kłamstwie. Nigdy nie chciałam usłyszeć słów, które zaraz miały paść.
-Analizę powtarzano trzynaście razy... nie ma mowy o błędzie... - odezwał się cicho James Gordon. Obrzuciłam go wściekłym spojrzeniem.
-Kłamstwo! - krzyknęłam nie chcąc do tego wszystkiego dopuścić. Nie chcąc wyjść poza moje mury obronne w głowie. Nie chcąc wiedzieć kim jest mój ojciec.
-Lucy dobrze wiesz, że to prawda. - odrzekł Gordon spokojnym głosem. Jak mógł być tak cholernie spokojny?! Jak mógł się tak zachowywać niszcząc resztki mojej nadziei. Depcząc ją jak chuligani kwiatki na rabatkach. Rozrywając ją na strzępy jak tygrys swoją ofiarę.
-NIE! NIE! NIE! - darłam się powstrzymując zalewające mój umysł myśli. Myśli, które wrzeszczały niemal tak głośno jak ja. Myśli, które próbowałam tak uparcie przekrzyczeć.
-Lucy powinnaś wiedzieć kto jest twoim ojcem... - odezwał się komisarz, a ja spiorunowałam go wzrokiem.
-Nie! Nie chcę tego wiedzieć! Nie potrzebuję tej informacji! - wrzasnęłam w odpowiedzi czując narastającą gulę w gardle i dreszcze zaczynające mnie zalewać falami.
-Ale przecież ty już to wiesz. - odparł ze smutkiem Gordon, a ja wrzasnęłam próbując wykrzyczeć te wszystkie okropne uczucia, które towarzyszyły mi w tym momencie.
-Nie!!! Nie mam pewności... i nie chcę jej mieć! - wydarłam się zrozpaczonym tonem w odpowiedzi. Gordon westchnął.
-Przykro mi, ale nie mam wyboru. Muszę ci to powiedzieć Lucy. - rzekł smutnym głosem komisarz, a ja zaczęłam mamrotać pod nosem ''to nieprawda...to nieprawda..to nieprawda..."
-Jesteś córką Jokera. - powiedział, a ja poczułam, że właśnie spadam w przepaść. Nie wiedząc kiedy, ani dlaczego wybuchłam śmiechem. Śmiechem upiornym, rozpaczliwym i szalonym. Śmiechem, który towarzyszył mi od urodzenia, którym okazywałam emocje. Śmiechem, który odziedziczyłam w genach. Śmiechem, który miałam we krwi.
Przestałam słyszeć jakiekolwiek dźwięki, przestałam widzieć to co widziały moje oczy. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Straciłam kontakt z rzeczywistością, po czym runęłam w nicość, tracąc przytomność.
CZYTASZ
Why so serious?
FanfictionGotham City. Miasto, w którym superbohaterowie i superzłoczyńcy toczą zaciętą walkę o zwycięstwo. Czy ,któraś ze stron jest w stanie wygrać nie ponosząc strat? Lucy Johnson nie jest typem cukierkowej ,wymalowanej nastolatki wariującej na widok ładn...