Przemykam się uliczkami, w które zapuszczają się nieliczni... Czarny kaptur mojej bluzy ogranicza mi widoczność, ale mam to gdzieś. I tak nie ma tu co podziwiać. To w końcu gorsza część Gotham. Dzisiaj znowu zerwałam się z ostatnich lekcji. Nie potrafiłam siedzieć i słuchać. Nie mogłam patrzeć na tych wszystkich otaczających mnie ludzi, którzy patrzyli na mnie ukradkiem. Nie mogłam znieść myśli, że oni wszyscy mają normalne rodziny i sami są...normalni. A mi na każdym kroku ktoś przypomina, że ja nie jestem... Że ze mną jest coś nie tak... Po tylu latach chyba sama w to uwierzyłam. Zatrzymuje się przy zawalającym się budynku niemal bez przerwy pokrytym graffiti. O tej porze nie kręci się tu sporo osób. Właściwie jestem tu chyba tylko ja. Ale szczerze mówiąc teraz wolę samotność. W ciszy otaczającej mnie ze wszystkich stron wyciągam z plecaka kilka spreyów. Podchodzę do jednej z nielicznych pustych części ścian i daję się ponieść emocjom...
Nie wiem ile czasu spędziłam nad rysunkiem na ścianie, ale zdaję sobie sprawę, że mam przymknięte oczy, a moje ręce poruszają się niemal automatycznie dokańczając graffiti. Dopiero po chwili zauważam, że otacza mnie grupka ludzi, zapewne ''artystów'', którzy z zapartym tchem patrzą na moje dzieło. Spoglądam na nich spod przymrużonych powiek. Wyglądają na zachwyconych, a zarówno niedowierzających. Co takiego właściwie namalowałam tym razem? Otwieram szerzej oczy i odwracam się by popatrzeć na to co namalowałam. Ze zdumienia upuszczam jeden sprey. Turla się po podłożu, ale nie zwracam na niego najmniejszej uwagi. Jestem pochłonięta graffiti, które maluje się przede mną i ,którego jestem autorką. Momentalnie poznaję twarz, która patrzy na mnie z szerokim, a zarazem upiornym uśmiechem - Joker.
Idę coraz szybciej i szybciej nie zwracając uwagi na nastolatków gratulujących mi świetnego graffiti. Nie potrafię spojrzeć im w oczy i zachować się normalnie. Nie mogę uwierzyć w to co zrobiłam. Nie potrafię zrozumieć dlaczego go namalowałam... Skąd moja chora wyobraźnia wzięła ten poroniony pomysł?! Nie rozumiem! Nim zdążę się zorientować zaczynam biec. Biegnę coraz szybciej i szybciej lawirując między ludźmi oraz budynkami. Zaczyna mi brakować tchu, ale nie zwracam na to uwagi. Biegnę dalej czując palenie w płucach. Mam chyba nadzieję, że to wypali to chore uczucie, które mi teraz towarzyszy. Dlaczego go namalowałam?! Pochłonięta do reszty rozmyślaniami wpadam z impetem na jakiegoś przechodnia. Padam jak długa na nierówny chodnik. Moja głowa promieniuje bólem, ale mam to gdzieś. Przyzwyczaiłam się do bólu. Zarówno fizycznego jak i psychicznego. Podnoszę się z ziemi do pozycji siedzącej, ale mam mroczki w oczach i niewiele widzę, a tępy ból głowy wprawia mnie w uczucie kompletnej dezorientacji. Słyszę jak przez wodę, ale gdy odzyskuję powoli moje zmysły wolałabym stracić przytomność.
-Powinnaś bardziej uważać.-odzywa się Batman stojący nade mną. Mam ochotę go walnąć. Rozglądam się dookoła. Mogłam się domyślić. Zapadł już zmierzch. A ja znowu włóczę się po Gotham po nocy. Cholerne graffiti...
-Niesamowita porada! Każdemu to mówisz czy tylko ja mam takie wyjątkowo cholerne szczęście?-pytam głosem ociekającym typowym dla mnie sarkazmem i złośliwością przeznaczoną specjalnie dla Mrocznego Rycerza. Przez tą maskę niewiele widzę, ale mogłabym się założyć, że na moje słowa się skrzywił.
-Tylko tym, którzy powinni się do tej rady zastosować.-odpowiada mi chłodno. Wstaję chwiejąc się jeszcze po uderzeniu i podchodzę do niego. Jest ode mnie jakieś pół metra wyższy, ale nie obchodzi mnie to. Patrzę mu w oczy, które tak uparcie skrywa za maską.
-Sugerujesz, że nie potrafię o siebie zadbać?-odzywam się lodowatym tonem. Batman wytrzymuje moje chłodne pełne złości spojrzenie.
-Sugeruję, że jesteś zagubiona i niesamowicie dumna, więc nie potrafisz się przyznać do błędu. Poza tym przeceniasz siebie i swoje umiejętności oraz nie szanujesz własnego życia. -odpowiada mi spokojnie, a ja zaciskam pięści z wściekłości. Za kogo on się uważa?!
-A co, jakbym założyła jakiś super wypasiony kostium i walczyła po nocy za pomocą niesamowicie drogiej i specjalistycznej broni to wszystko byłoby okay?!-wykrzykuję z dziwną mieszanką wściekłości i żalu. Superbohater patrzy na mnie ze współczuciem. Współczucie?! Czemu cholera jasna, on mi współczuje?!
-Przykro mi.-mówi wciąż ze współczuciem, a ja patrzę na niego oniemiała. O co mu chodzi?!
-Niby czemu? Nic o mnie nie wiesz.-odzywam się ciszej i spokojniej choć w moim głosie wciąż pobrzmiewa nuta wściekłości.
-Masz rację, nic o tobie nie wiem, ale widzę, że nosisz w sercu mnóstwo bólu i cierpienia, a nadzieję, którą ja staram się dawać temu miastu ty już dawno straciłaś.-odpowiada mi ze smutkiem w głosie.
Przez długą chwilę patrzę tylko na niego oniemiała z niedowierzaniem. Jestem w szoku. Rozmyślam o tym co powiedział mi Batman. A najgorsze jest to, że on ma rację... Czy to dlatego tak bardzo nienawidzę jego i całej reszty superbohaterów? Milczę wpatrując się w sznurówki moich glanów. Gdy w końcu podnoszę wzrok jego już nie ma. Zniknął dając nadzieję Gotham City. Ale ja swoją już dawno straciłam... Dopiero po dłuższym okresie czasu, czy to minutach czy to godzinach ruszam się z miejsca. Idę wolno w otaczającej mnie nocnej ciszy przerywanej krzykami czy zawodzeniem. Ale wszystko to widzę jak przez mgłę. W głowie wciąż pobrzmiewają mi echem słowa Mrocznego Rycerza.
CZYTASZ
Why so serious?
FanfictionGotham City. Miasto, w którym superbohaterowie i superzłoczyńcy toczą zaciętą walkę o zwycięstwo. Czy ,któraś ze stron jest w stanie wygrać nie ponosząc strat? Lucy Johnson nie jest typem cukierkowej ,wymalowanej nastolatki wariującej na widok ładn...