* * *
Słyszał krzyki szaleńców. Inni więźniowie mogliby pomyśleć, że należą do nich samych, ale on doskonale wiedział, że to nie on krzyczy. Joker nie krzyczał. On się śmiał. Zielonowłosy więzień jednak długo już nie miał z czego się śmiać. Nikt nie cierpiał. Nikogo nie torturował. Z nikim nie rozmawiał. Był sam. Odosobniony, samotny i znudzony. Nie wychodził z własnej celi. Z sześciu ścian litej stali i kuloodpornego szkła. Przez tą porysowaną szybę wielkości mniej więcej balkonowych drzwi widział tylko brudny pusty ciemny korytarz, który zapełniali strażnicy z bronią przy ścianach. Jednak szyba oddzielająca Jokera od jakichkolwiek istot ludzkich była dźwiękoszczelna po tym jak doprowadził poprzednich strażników do obłędu. Jedynym jego towarzyszem był więc jego własny chory umysł, do którego nawet on wolał się czasami nie odzywać. Odszedł od szyby i znudzony wrócił do partyjki pasjansa. Kiedy jego kredowobiałe długie palce napotkały kartę królowej natychmiast zatonął we własnej przeszłości przypominając sobie najlepszego terapeutę jakiego w życiu miał. Harley Quinn. To prawda kilka razy prawie ją zabił. Raz faktycznie mu się udało, ale Poison Ivy ją wskrzesiła. Miał jej często dosyć. Ale ona nie ważne czego by jej nie zrobił, jak bardzo by ją skrzywdził i tak wracała po więcej. Robiła wszystko dla niego i przez niego. Była niczym lojalny pies okrutnego właściciela, który go kopie i sponiewiera dla rozrywki. Ale nie wiedzieć czemu, jak ani kiedy staje się on czymś czego nie wyobrażamy sobie nie mieć przy sobie. Harley stała się więc dla niego czymś oczywistym co zawsze jest obok gdy sięga się ręką. Ale pewnego dnia palce natrafiają na pustkę, a ich właściciel zdaje sobie sprawę, że to było dla niego ważne. Odejście Harley było więc dla Jokera ciosem. Blondynka o pięknym uśmiechu zamieszkiwała prawie każdą wersję rzeczywistości, którą wykreował szalony umysł klauna. A tych wersji było tak wiele, że po pewnym czasie Joker nie umiał stwierdzić, która z nich jest prawdziwa. Zgubił się w labiryncie własnych myśli i wyobrażeń. Ale w końcu sam tego chciał. Pragnął uciec od realnego świata i smutnych wspomnień, które mu towarzyszyły. Chciał zapomnieć kim był. I w końcu mu się to udało. Nie wiedzieć czy to przez chemikalia czy przez jego własny umysł i traumatyczną przeszłość w końcu mu się to udało. Zgubił się we własnym mózgu nie odróżniając autentycznych przeżyć od fikcji rojącej się w jego głowie. Czasami więc pamiętał jedne zdarzenia zupełnie inaczej niż na następny dzień. Dzisiaj pamiętał dzień, w którym Harley odeszła.
Był deszczowy dzień. Krople zimnego deszczu nie oszczędzały nikogo. Były sprawiedliwie. Moczyły zarówno biednych jak i bogatych, młodych i starych, zdrowych i chorych. Stał wtedy w kałużach, a jego fioletowy garnitur przemókł do suchej nitki. Nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia. Liczyła się tylko postać wijąca się z bólu u jego stóp. Z wielkim uśmiechem przypatrywał się Robinowi w spazmach bólu. Woda w okolicznych kałużach zabarwiała się szkarłatem. W prawej dłoni ściskał łom, po którym spływała krew ciemnowłosego chłopaka. Mógłby go dobić jednym prostym ruchem, ale nie zrobił tego. Dzisiaj miał zamiar zabić tylko jednego człowieka i nie był nim ten pomagier, którego ściągnął sobie nietoperzyk do pomocy. Chciał jego mentora. Mrocznego Rycerza. Chciał Batmana.
-On nie przyjdzie. - wysapał z zadowoleniem chłopak w masce. Joker kopnął go.
-Masz fatalne podejście chłopcze! Trzeba być optymistą! - wykrzyknął wesoło zielonowłosy szaleniec nie przestając się uśmiechać.
-Jestem realistą, a ty jesteś chorym psychopatą. - odparł chłopak dźwigając się na kolana. Joker zmierzył go wzrokiem. W jego głowie rozlegał się śmiech, ale dwa głosy go przekrzykiwały. Jeden krzyczał zabij!, drugi czekaj!. Ale Joker nigdy nikogo nie słuchał, nawet swoich własnych myśli. Roześmiał się upiornym śmiechem, którego echo potoczyło się po uliczce.
CZYTASZ
Why so serious?
FanfictionGotham City. Miasto, w którym superbohaterowie i superzłoczyńcy toczą zaciętą walkę o zwycięstwo. Czy ,któraś ze stron jest w stanie wygrać nie ponosząc strat? Lucy Johnson nie jest typem cukierkowej ,wymalowanej nastolatki wariującej na widok ładn...