Rozdział XVIII

1.8K 131 10
                                    

                                                                    *                   *                    *

      Ciemnowłosy chłopak ze znudzeniem zsiadł ze swojego motoru i powlókł się w kierunku głównej części bat-jaskini. Na mieście oprócz paru podrzędnych rzezimieszków, którzy nie stanowili by wyzwania nawet dla Red Robina, do którego Damian miał mniej szacunku niż do krowy nie działo się nic ciekawego. Czasami chłopak miał ochotę wypuścić Jokera żeby w końcu zdarzyło się tu coś interesującego. W samej jaskini było zdecydowanie zbyt tłoczno jak na jego gust. W końcu on jedyny był z tej krwi. Reszta w jego znaczeniu tylko zajmowała przestrzeń. Chłopak ściągnął kaptur, a potem zerwał z twarzy maskę, która już w wieku dziesięciu lat wydawała mu się niemożliwie głupia. Rozejrzał się po jaskini i w ułamku sekundy zorientował się, że tego kogo poszukuje jak zwykle tu nie ma. Westchnął i skierował się do wyjścia. Oczywiście po drodze musiał zobaczyć Drake'a majstrującego przy bat-komputerze z wpatrzoną w niego jak w obrazek Stephanie. Damian skrzywił się na ten widok. Nie rozumiał jakim cudem tacy ludzie znajdują się razem z nim w tym samym pomieszczeniu. Nim, synem Batmana, wnukiem Ra's Al Ghul'a, dziedzicem Ligii Zabójców i Wayne Enterprised.

-Hej, jak było na patrolu? Nasz dzielny Robin powstrzymał zbrodnię? - zapytała z uśmiechem na ustach Stephanie. Jej chłopak przewrócił oczami. Damian szedł o zakład, że ten były i zupełnie przypadkowy Robin wciąż chciał zajmować jego obecne miejsce. No bo przecież jak inaczej wytłumaczyć jego ksywkę. Red Robin. Damian do dziś potrafił się z tego śmiać. A minęło ponad siedem lat.

-Nudno. Nawet ty i twój idiotyczny Red Robin dalibyście radę. - odparł Damian obojętnym tonem skutecznie kończąc rozmowę. Drake spiorunował go wzrokiem, a Stephanie zasznurowała usta i odwróciła się bez słowa. Damian nie miał najmniejszego zamiaru tracić swojego cennego czasu na te zakochane "nietoperzyki". Może i jakimś cholernym cudem należeli do tej samej rodziny (ale na szczęście więzy krwi, go z nimi nie wiązały), to jednak nie znaczyło, że musi być dla nich miły.

Chłopak poszedł dalej, jak najszybciej chcąc zostawić za sobą swoich przyszywanych krewnych. Gdy tylko przeszedł za winkiel natknął się na uszczęśliwionych kolejnych członków bat-family. Zazgrzytał zębami. Grayson i Barbara odkąd ta odzyskała czucie w nogach zachowywali się nawet gorzej niż Stephanie i Drake. Te uśmiechy na twarzach, otwarte ukazywanie uczuć i to ciągłe przytulanie sprawiało, że Damianowi zbierało się na wymioty. To naprawdę niesamowite, ale w tym momencie Damian zatęsknił za Jasonem. Ten przynajmniej nie zachowywał się jak księżniczka z bajki, która znalazła księcia i razem są bezgranicznie szczęśliwi. Mieszkają w zamku i biegają po łąkach zrywając kolorowe kwiatki. Teraz drugi Robin bawił się w Batmana bez ograniczeń, przynajmniej tak sam siebie określał. Może powinien zabić Graysona i wskrzesić go w Jamach Łazarza żeby przestał się zachowywać jak zakochana nastolatka. Drake'a by nie wskrzeszał. Świat byłby bez niego znacznie piękniejszy. Przynajmniej dla Damiana.

-Damian! - wykrzyknął z uśmiechem Grayson odklejając się od swojej narzeczonej i niwecząc plan ciemnowłosego chłopaka by wymknąć się stąd niepostrzeżenie. Nim Damian zdążył się zorientować pierwszy Robin ściskał go w ciepłym uścisku. Barbara stała kilka kroków dalej uśmiechając się przyjaźnie. Damian po raz kolejny zazgrzytał zębami i siłą odsunął od siebie Graysona. Nie było to już takie trudne jak kiedyś odkąd Damian urósł, a Grayson był niższy od niego jak i od Todd'a. Siedem lat jednak robiło różnicę.

-Ile razy mówiłem ci byś mnie nie przytulał Grayson?! - powiedział z wyrzutem Damian. Grayson uśmiechnął się rozkładając ramiona i po raz kolejny próbując uściskać siedemnastolatka. Tym razem jednak to Damian był szybszy. W ułamku sekundy wyciągnął z pokrowca na plecach katanę i podłożył jej czubek pod samo gardło obecnego Nightwinga.

-Okay! Okay! Tym razem wygrałeś. Ale to jeszcze nie koniec braciszku. - odparł z rozbawieniem Dick zupełnie nie zawracając sobie głowy śmiertelnym ostrzem przy jego krtani. Barbara westchnęła kręcąc głową.

-Naprawdę dziwię się, że ta rodzina wciąż żyje. - odrzekła Barbara udając się do wyjścia, którym wszedł Damian podrzucając w dłoniach kluczyki do swojego motocykla. Grayson pomachał wesoło Damianowi i pobiegł za swoją przyszłą żoną.

Damian przewrócił oczami i schował swoją katanę z powrotem do pokrowca kierując się w stronę schodów prowadzących do rezydencji. Gdy tylko zwrócił spojrzenie w tamtą stronę ujrzał stojącego na szczycie schodów Alfreda wpatrującego się w niego z nieukrywanym wyrzutem.

-Mógł  go panicz zabić. - rzekł z wyrzutem lokaj, gdy Damian go mijał. Szatyn przewrócił oczami i pociągnął za klamkę otwierając drzwi i wchodząc do środka. Alfred podążył za nim.

-Wszyscy dobrze wiemy, że nigdy bym tego nie zrobił. Z tych wszystkich idiotów, których mój ojciec postanowił wyszkolić i uczynić swymi pomocnikami on jest najlepszy. I jeśli kogoś z tej nietoperzej rodzinki uznaję za swojego brata to właśnie jego Pennyworth.

-To nie zmienia faktu, że katany nie powinien panicz używać wśród rodziny. - ciągnął dalej Alfred podążając bez przerwy za chłopakiem. Damian przystanął i obrócił się w stronę lokaja.

-To ciekawe, bo mój dziadek mówił coś zupełnie odwrotnego. - odparł Damian i nie dając okazji do odezwania się Alfredowi zadał dręczące go pytanie. - Gdzie mój ojciec?

-Ojciec panicza załatwia sprawy z komisarzem Gordonem. - odpowiedział oschłym tonem Alfred.

Damian nie czekając na zaproszenie w błyskawicznym tempie wrócił do jaskini wkładając maskę i wsiadł na motor ignorując wszystkich, których napotkał na drodze. Kilkanaście minut później bezszelestnie zakradał się na dach komisariatu policji. Mroczny Rycerz wciąż tam był i wyglądał na naprawdę zdziwionego. Ojciec Damiana praktycznie nigdy nie był zdziwiony. W końcu wiedział wszystko o wszystkich i domyślał się tego co przestępcy chcieli ukryć. Damian doskonale zdawał sobie sprawę, że gdy podejdzie bliżej Batman czy nawet Gordon go zauważą. Ale Damian musiał wiedzieć co zdziwiło jego spodziewającego się  wszystkiego ojca. Z wprawą, która dorównywała Batmanowi rzucił batarangiem, który wbił się dokładnie tam, gdzie chciał go ujrzeć właściciel. Wystarczyło jedno kliknięcie by Damian bez trudu usłyszał toczącą się rozmowę.

-Jest pan tego pewien komisarzu? - spytał Batman.

-Analizę powtarzano trzynaście razy, nie ma mowy o błędzie. - odpowiedział ze smutkiem w głosie James Gordon. Zapadło głuche milczenie. Damian już chciał się zmywać, kiedy Mroczny Rycerz się odezwał.

-Czy Joker o tym wie? - zadał pytanie jak zwykle pełnym powagi głosem Batman.

-Harleen Quinzel dokładnie piętnaście lat temu porzuciła karierę Harley Quinn i wyprowadziła się do Starling City oddając dziecko pod opiekę starszej siostry. Jestem przekonany, że Joker nie ma o tym pojęcia.

-I niech tak zostanie. Ten szaleniec nie może się o tym dowiedzieć. - odrzekł Mroczny Rycerz po czym zeskoczył z dachu wprost do Batmobilu. Gordon z wyraźnym poczuciem winy pokiwał głową i wszedł  z powrotem do budynku. Damian wyszedł z ukrycia i wyciągnął ze ściany batarang. Natomiast w jego umyśle rozdzwoniły się setki pytań naraz. Chłopak żałował, że nie przybył wcześniej i nie usłyszał całej rozmowy. Jednak jedno było pewne, Joker i Harley Quinn mają dziecko. Dziecko to ma piętnaście lat i wychowuje się w rodzinie starszej siostry Harleen Quinzel. Prawy kącik ust Damiana powędrował w górę. Wiedział więcej niż mu się z początku wydawało. Wystarczy, że znajdzie siostrę Harley Quinn. Jeśli Batman myśli, że coś przed nim ukryje bardzo się rozczaruje. Z tą myślą Damian rozpostarł ramiona i zeskoczył z dachu.





Why so serious?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz