Rozdział XXXVIII

1.3K 136 25
                                    

Podążałam smętnym korytarzem w obstawie kilku uzbrojonych po zęby strażników za dyrektorem Arkham Asylum, Hugo Strange'm. Był to średniego wzrostu mężczyzna o okrągłej twarzy, krótko przystrzyżonej brodzie i przerzedzonych ciemnych włosach. Nie był gruby. Miał na sobie biały kitel, a jego oczy skrywały małe okrągłe szkła okularów. Dłonie trzymał za sobą. Jego sposób poruszania się przywoływał na myśl marsz inkwizytora wśród płonących stosów. Było w nim coś niepokojącego i już na pierwszy rzut oka wydał mi się podejrzany... z resztą jak całe to miejsce. Nie wiem co mi strzeliło do głowy by z własnej nieprzymuszonej woli odwiedzać dom wariatów... ale musiałam to zrobić. Musiałam w końcu mu wszystko wygarnąć. Musiałam się wreszcie od niego uwolnić... Moje kroki odbijały się echem w korytarzu, a z pozamykanych stalowych drzwi cel słychać było krzyki obłąkańców. Na tabliczkach rozpoznawałam część nazwisk czy raczej przezwisk. Killer Frost, Poison Ivy, Killer Croc i wiele, wiele innych... Upiorne miejsce. Starałam się jednak wyglądać na opanowaną, pomimo trzęsących się rąk i co chwila przechodzących mnie dreszczy. Moje zęby szczękały coraz bardziej w miarę zbliżania się do ostatniej, najbardziej zabezpieczonej celi na końcu korytarza wydającego się ciągnąć w nieskończoność. Komisarz czekał na zewnątrz w obstawie policji. Gdyby cokolwiek mi się tu stało byłby tu w ciągu kilku sekund z oddziałem policji (na szczęście Warner nie załapała się do tej ''drużyny marzeń"). Oczywiście powstrzymywał także wraz z policją i strażnikami Arkham tabuny dziennikarzy, którzy jakimś cudem dowiedzieli się o mojej małej wycieczce do najpilniej strzeżonego psychiatryka w kraju i relacjonowały wszystko na żywo. ''Córka Jokera odwiedza ojca w Arkham!"- dostarczałam im naprawdę świetnych tematów... Gdzieś wśród nich stała też przerażona Harleen, która ubzdurała sobie za wszelką cenę wybić mi pomysł odwiedzania Jokera z głowy. Niestety jej działania nie przyniosły skutku, ponieważ jej pochrzaniona córka nie potrafi używać czegoś takiego jak zdrowy rozsądek, albo instynkt samozachowawczy. Podobno szyby w celi Jokera były dźwiękoszczelne, ponieważ doprowadził ostatni oddział pilnujących go strażników do samobójstwa... Uroczo. Tymczasem niepokojący psychiatra w okularkach wyciągnął kartę magnetyczną i przesunął nią po zamku znajdującym się z boku drzwi. Wpisał też jakieś mega długie hasło i zeskanował siatkówkę. Drzwi otworzyły się z głośnym kliknięciem wpuszczając nas do mrocznego korytarza, w którym ostatnia świetlówka się zepsuła. Świetnie! Nie ma to jak przejście całego oświetlonego korytarza by znaleźć się przy ciemnej celi więżącej największego sadystę, psychopatę i przestępcę w dziejach! Westchnęłam, chowając dłonie do kieszeni, by nikt nie widział jak się trzęsą. Strange ruszył korytarzem w kierunku zepsutej świetlówki, która skrywała drzwi do celi największego koszmaru Gotham City. Strażnicy nam towarzyszący zostali za drzwiami. Czyżby przerażała ich myśl o spotkaniu twarzą twarz z Jokerem? Rozglądnęłam się po bokach, przy ścianach niczym rząd ołowianych żołnierzyków stali strażnicy z pochylonymi głowami opierając się plecami o mur. Nie można było dostrzec ich twarzy. Może to i lepiej... przynajmniej nie czułam się aż tak obserwowana... Hugo Strange przystanął przy pancernych drzwiach z małą kuloodporną szybką, która istniała chyba tylko po to by pracownicy nie musieli otwierać drzwi. Chyba nawet oni bali się tam wejść. Nie dziwiłam im się... szkoda tylko, że za chwilę miałam tam wejść. Chyba naprawdę już zwariowałam... Wzięłam głęboki oddech. Przecież będzie przywiązany kajdankami. Zawsze jest. To dodatkowe zabezpieczenie na, które uparły się służby bezpieczeństwa. Nic mi nie zrobi... nie może... Po plecach zaczęły mi spływać zimne krople potu. Po raz pierwszy w życiu byłam prawdziwie i nie zaprzeczalnie przerażona w pełnym znaczeniu tego słowa. Jak ten cholerny Strange mógł być tak spokojny?! Zacisnęłam dłonie w pięści, by choć trochę ukryć ich ciągłe drżenie. Drzwi otworzyły się z cichym pojękiwaniem przywołującym na myśl pocieranie papieru ściernego. Skrzywiłam się. I w tym momencie przyszła mi do głowy jedna rzecz - przecież on nie musiał wiedzieć! Był tu cały czas zamknięty. Harleen nic mu nie powiedziała. Był odcięty od świata więc ani wiadomości z przestępczego półświatka, ani te normalne propagowane przez krwiopijcze media do niego nie dochodziły... Ale czy to możliwe by Joker wciąż nie miał o niczym pojęcia? Czy właśnie chciałam mu to uświadomić?! Czy było już za późno na odwrót?

-Masz dwadzieścia minut, po krótszym czasie w jego towarzystwie ludzie wariują. Mam nadzieję, że masz wytrzymałą psychikę panno J. - odezwał się Hugo Strange bacznie mnie obserwując. Czułam się w jego towarzystwie jak szczur laboratoryjny... Ale zaraz czemu panna J.? Czy to był skrót od mojego, a właściwie Jacka nazwiska, czy od... nie! Nawet nie chcę myśleć w ten sposób!

Wzięłam głęboki oddech. Czyli jednak już za późno na odwrót... Pewnie i tak doskonale wiedział o wszystkim... Przekroczyłam próg mrocznej celi znajdując się sam na sam z koszmarem. Drzwi zatrzasnęły się za mną, a mnie przeszedł zimny dreszcz. W głowie niczym mantrę powtarzałam jedno krótkie zdanie - nic nie może mi zrobić. Rozejrzałam się po malutkiej celi. Tu spędził ostatnie piętnaście lat. Upiorna perspektywa na przyszłość... Nie mogę tak skończyć! Przy metalowym stole uderzająco przypominającym ten w sali przesłuchań, z którą nie miałam delikatnie mówiąc przyjemnych wspomnień, siedziała wysoka postać o zielonych włosach ubrana w pomarańczowy uniform więzienny Arkham Asylum pochylona tak, że nie mogłam dostrzec twarzy. Wzdrygnęłam się. To był on. I siedział sobie tak najzwyczajniej w świecie. Przed nim na stole leżały rozłożone karty w ułożeniu do gry w pasjansa. Postać nie ruszała się. Zacisnęłam zęby i podeszłam bliżej walcząc z ochotą natychmiastowej ucieczki. Ale zaszłam zbyt daleko by teraz się poddać.

-Joker?- zapytałam pomimo, że doskonale wiedziałam z kim mam do czynienia. Nikt mi nie odpowiedział. Zbliżyłam się jeszcze trochę.

-Joker? - ponowiłam próbę. Nie miałam pojęcia jak zacząć rozmowę inaczej. Nie pasowałoby raczej ''Hej, tato, co tam słychać? Piętnaście lat żeśmy się nie widzieli, wiesz zabiłam ostatnio takiego wkurzającego gladiatora...". Liczyłam, że będzie bardziej rozmowny. W końcu jakoś musiał nakłonić tych wszystkich ludzi, w tym moją matkę do obłędu... Nie sądzę by mu to się udało siedząc i ignorując wszystko wokoło.

-Joker?- spytałam jeszcze raz. Tak jak poprzednio nikt mi nie odpowiedział, a postać przy stole nie reagowała. Po chwili spostrzegłam, że nawet nie przekładała kart. Była po prostu nieruchomo. Zazgrzytałam zębami.

-Wiesz oczekiwałam od ciebie więcej zainteresowania! - wybuchnęłam. Zero reakcji. Czułam złość buzującą w całym moim ciele. Tyle mi odebrał, a teraz nawet się nie odezwie?! Cholera jasna! Wkurzona podeszłam do niego obracając go w moją stronę i podnoszą jego głowę tak bym mogła spojrzeć mu w twarz i zniszczyć go tak, jak on zniszczył mnie i Harleen...

Jednak gdy tylko zobaczyłam jego twarz wrzasnęłam odsuwając się jak najdalej. Spodziewałam się wszystkiego... tylko nie tego. Kredowobiała twarz, upiorny sardoniczny uśmiech, martwe oczy, strużka krwi cieknąca z ust wprost na kartę królowej i biała farba na moich palcach. To nie był Joker! To był fake! Nie było go tu! Zaczęłam się cała trząść. Nie było go tu! Fale dreszczy zalewały mnie jedna po drugiej. Nie było go tu! Drzwi otworzyły się, w korytarzu pojawili się funkcjonariusze policji. Byłam w ciężkim szoku. Nie zwracałam na nic uwagi. Moje oczy były rozszerzone ze strachu, który powoli obejmował mnie swoimi śliskimi, zimnymi mackami... Wyszłam z celi chwiejąc się na boki. "Nie było go tu!" - ta myśl wciąż tłukła mi się w głowie.Nie potrafiłam pomyśleć o niczym innym. Nie docierały do mnie żadne dźwięki. Wpadłam na jednego ze strażników przy ścianie i ponownie krzyknęłam widząc jego twarz... identyczna co u postaci, którą pomyliłam z Jokerem... Ignorując zszokowanych i wciąż o coś mnie wypytujących policjantów, po kolei podnosiłam głowy strażników Jokera. Wszyscy byli martwi. Wszyscy mieli usta wykrzywione w sardonicznym uśmiechu. Wszyscy mieli strach w oczach. W jednej chwili połączyłam fakty. Trucizna Jokera... Otruł ich wszystkich upodobniając do siebie... A jednego posadził na swoim miejscu. I nikt się nie zorientował... Nie było go tu! Gdzie był w takim razie? Ile czasu minęło od jego ucieczki? Co planuje? Osunęłam się na ziemię. Wie o mnie. Na pewno wie! I jest na wolności! Mój największy koszmar jest na wolności!

-Lucy, Lucy, Lucy! Co się stało?! Co tu się stało?!- dotarł do mnie dopiero po kilku próbach stłumiony przez krew szumiącą mi w uszach zszokowany głos komisarza Gordona. Wokół niego kręcili się policjanci nic nie rozumiejący. Hugo Strange stał w rogu i obserwował mnie...

-Uciekł. - odezwałam się pustym głosem wpatrując się w nicość, w środku mnie wszystko wrzeszczało do wtóru przerażenia i opętańczego śmiechu. - Joker uciekł...



Why so serious?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz