* * *
Damian wszedł do Bat-jaskini w swoim stroju, który zwykł przywdziewać najczęściej. Stroju Robina. Oczywiście nie był pierwszym ''cudownym chłopcem'', ale jedynym synem z krwi Batmana, choć ku jego rozczarowaniu pozostałą trójkę jego poprzedników (czwórkę jeśli liczyć Stephanie) jego ojciec traktował jak rodzonych synów. Nawet Todda i Drake'a... Oczywiście jakby tego było mało, wszystkie Batgirl także były dla Bruce'a jak rodzina. Ta przyszywana banda krewniaków niemożliwie działała Damianowi na nerwy... ale nie mógł zaprzeczyć, że w sumie nie zawsze są tacy źli... z wyjątkiem Drake'a. Drake nie ma żadnych przebłysków i zawsze niezmiernie irytuje chłopaka. Ale to było zdanie Damiana. Zdanie, które niestety było zupełnym przeciwieństwem tego co myślał jego ojciec oraz Pennyworth. Właściwie to Damian nie potrzebował nikogo. A w szczególności wkurzającej rodzinki, dającej znać o swoim istnieniu na każdym kroku. Relacje międzyludzkie nie były mocną stroną chłopaka. Wolał liczyć na siebie. Tego go zresztą nauczył dziadek. Jego wzór. Szkoda tylko, że jego matka, którą tak kochał ostatnio postradała rozum i postanowiła przejąć kontrolę nad światem poprzez sprzymierzenie się z jakimiś szaleńcami z Arkham Asylum i wypraniu mózgów najważniejszych osobistości w Gotham City, w tym jego ojca, którego zmusiła do zabicia Damiana. Gdyby nie Grayson chłopak byłby martwy. Nie ma to jak kochająca rodzina. Od tego czasu Damian znacznie bardziej stosował się do zasady ''Jeśli masz coś zrobić dobrze, zrób to sam''. Oczywiście powodował tym masę konfliktów z członkami bat-family, którzy próbowali go przekonać, że nie jest sam i zawsze może na nich liczyć. Damian wolał nie rozważać opcji proszenia o pomoc. Zwłaszcza swoich przyszywanych krewnych. Co ciekawe w środowisku szkolnym jak i na tych wszystkich przyjęciach, na które niestety musiał chodzić i to wraz ze swoją rodziną, przyznając się do znajomości z nimi, był popularny. Ludzie zaczepiali go na korytarzach, dziewczyny wzdychały do niego, a elita nastolatków zapraszała go na swoje imprezy. Oczywiście Damian w większości przypadków ich ignorował lub złośliwie spławiał. Jednak i tak wciąż nie dawano mu spokoju, a ludzie uparcie próbowali się do niego zbliżyć. Zwłaszcza dziewczyny. Miał tego dosyć i jakby tego było mało musiał bawić się w jakieś grzeczne ''nie dziękuję'' by nie urazić ludzi. Właściwie to musiał się sympatycznie zachowywać, ale na przyjęciach. W szkole od początku nie przejmował się czymś takim jak czyjeś uczucia czy zwykła uprzejmość przy odmowach. Oczywiście zachowywał się odpowiednio w stosunku do nauczycieli, jednak często i im potrafił dopiec. W końcu doszło także do bójki, bo dla odmiany któryś z uczniów obraził Damiana. Po tym incydencie Damian musiał się zmienić i przynajmniej udawać milszego oraz nie wysyłać każdego kto powie mu coś wrednego do szpitala. Takie zachowanie niesamowicie męczyło chłopaka. Miły i sympatyczny dla rówieśników? Nastolatek nie mógł powstrzymać rozbawienia, gdy dyrektor udzielał mu ostatniego upomnienia po bójce. Nic więc dziwnego, że aspołeczny jednak zmuszony do pozorów uprzejmości, syn Mrocznego Rycerza i wnuk przywódcy Ligii Zabójców nie miał i nie chciał mieć przyjaciół. Ludzie byli dla niego nudni i przewidywalni. Nie potrzebował ich. Jednak jedna osoba nie dawała mu spokoju. Fascynowała go. Była inna niż wszyscy rówieśnicy, z którymi miał do czynienia. Lucy... Spotkał ją w nieciekawej dzielnicy. Namalowała wtedy na ścianie symbol Batmana podpisując go: Ciekawe, że kiedyś to było zwierzę, a dziś jednoosobowa policja w pelerynie... To rozbawiło Damiana. Jego też kiedyś zastanawiało czemu jego ojciec wzorował się na nietoperzu. Wiązała się z tym dość traumatyczna historia, ale nie zmieniało to faktu, że można było wymyślić lepszą ksywkę. Chłopak był pewien, że on kreując sekretną tożsamość wybrałby coś bardziej przerażającego... ale w końcu przyjął imię Robina. Grayson też nie był najlepszy w wymyślaniu superbohaterskich imion... choć i tak górował nad Drake'iem. Pierwsza rozmowa jaką przeprowadził Damian z Lucy utwierdziła go tylko w przekonaniu, że ta dziewczyna jest specyficzna. Większość przedstawicielek płci pięknej, jak nie wszystkie zupełnie inaczej rozmawiały z chłopakiem. Lucy była bezpośrednia, złośliwa i do bólu szczera. Nie obchodziły jej uczucia. Była outsiderką. Właściwie Damian odnosił wrażenie, że tak jak on stroniła od ludzi i nie miała zamiaru wchodzić w żadne bliższe relacje. Liczyła tylko na siebie. Chłopak był pewien, że Lucy jest dzieciakiem z ulicy bez rodziny nauczona złym doświadczeniem, że jest zdana wyłącznie na siebie, a ludzie z góry ją skreślają więc i ona skreśla ich. Mylił się, co jeszcze bardziej go zaintrygowało. Czemu dziewczyna z kochającą wzorową rodziną w najbezpieczniejszej dzielnicy Gotham, spędza noce włócząc się po terytorium gangów czy na ozdabianiu budynków swoimi kontrowersyjnymi malunkami? Niesamowicie go to ciekawiło i za każdym razem gdy spotykał dziewczynę nie był w stanie się powstrzymać od zamienienia z nią paru słów. Była buntowniczką. Niewątpliwie jednak coś musiało zadecydować o jej zachowaniu. Nie obchodziło jej własne życie. Narażała je przy każdej nadarzającej się okazji. Tak jakby chciała zginąć, bo sama nie ma siły zabić siebie samej.. Do tego jej dziwny, czasami wręcz upiorny sadystyczny humor. Bawiły ją tortury. Damian wiedział to niewątpliwie. Wiedział też, że to chore. Ona też to wiedziała. A jej zmiany w uczuciach? W jednej chwili płakała, w drugiej śmiała się z własnego nieszczęścia... Była kompletnie nieprzewidywalna. Jedyna osoba prócz irytującej rodzinki, która kiedykolwiek zainteresowała Damiana i z którą łączyła go jakaś relacja... okazała się być córką Jokera i Harley Quinn. Chłopak nie miał pojęcia co o tym wszystkim myśleć. Ona tego nie wiedziała... do czasu. Z jednej strony wyjaśniało to jej dziwne zachowanie i upiorny śmiech, jednak sprawiało, że Lucy była jeszcze ciekawsza, a jej historia znacznie bardziej skomplikowana i mroczniejsza niż mogłoby się mu wydawać... Poza tym właściwie czemu miałby się tym przejmować? Przecież nie byli przyjaciółmi. Nawet się nie lubili. Jedyne co łączyło Damiana z Lucy była czysta ciekawość. Ale w ostatnim czasie wiele się wydarzyło. Lucy zabiła. Wcześniej robiła wiele złego. Wdawała się w ostre bójki, prowokowała przestępców... ale zabójstwo? Do tego tak brutalne... Nawet tego nie żałowała. W sumie, Damian także nie żałowałby gladiatora, którego ręce pozbawiły życia nie tylko niewinnych. Skoro był winny, a Lucy nie miała wyboru podobnie jak reszta więzionych tam osób to czemu miałoby to cokolwiek zmieniać? Niestety w definicji Batmana i opinii publicznej, która nie wiadomo skąd zdobyła praktycznie wszystkie informacje na temat dziewczyny, zmieniało to wszystko. Stąd ta cała ''obserwacja''. Oczywiście obserwacja Lucy należała do zadań Damiana, ponieważ w odczuciu Bat-family był jej najbliższy i go znała. Chłopak nie zgadzał się z tymi stwierdzeniami, ale nie miał większego wyboru. Wciąż go to męczyło. Lucy była pewna, że przyjęcie jej do szkoły było jego pomysłem. Pomimo, że poniekąd się do tego przyznał w rzeczywistości nie miał z tym nic wspólnego. To był pomysł przewrażliwionego Batmana, który chyba podejrzewa, że Lucy stanie się kolejnym Jokerem. Damiana niesamowicie irytował ten pogląd, zwłaszcza, że wyznawała go większość. Chłopak westchnął zastając ojca przed bat-komputerem. Co dziwne dzisiaj wyjątkowo nie okupował go Drake i wpatrzona w niego Stephanie. Chyba Grayson coś wspominał o podwójnej randce, mimo, że Damiana obchodziło to tak jak kolor paznokci Kobiety Kot.
-Alfred mówi, że powinieneś częściej sypiać. - odezwał się beznamiętnym tonem Damian bezszelestnie podchodząc do ojca.
-Ciebie to także dotyczy. - odpowiedział mu Mroczny Rycerz nie odrywając spojrzenia od ekranu bat-komputera.
-Nie słucham niczyich rozkazów. Minęło tyle lat, że i ty i Pennyworth powinniście to wreszcie zrozumieć. - odparł obojętnie chłopak. Batman westchnął.
-Co słychać u Lucy? - zapytał Mroczny Rycerz zmieniając temat. Damian przewrócił oczami.
-Oczekujesz raportu czy relacji towarzyskiej?
-Odpowiedzi. - odrzekł krótko Batman.
-Jest wkurzona. - odpowiedział chłopak.
-Co jej powiedziałeś? - zainteresował się Mroczny Rycerz. Damian prychnął.
-Jest zła na szkołę. Mówiłem, że nie będzie zadowolona z takiego obrotu sprawy. - odparł obojętnie obecny Robin.
-Może nie być zadowolona, ale to wyjdzie jej na dobre. -stwierdził Batman. Damian zaśmiał się krótko.
-Czyli ta szkoła to taki podstęp by ''wychować'' od nowa Lucy? - spytał z rozbawieniem.
-Obecnie ta szkoła jest najlepszym rozwiązaniem. Możemy mieć Lucy na oku i jednocześnie ona może zacząć doceniać podstawowe wartości, gdy ludzie będą ją szanować. Jak wiemy w poprzedniej szkole jak i w jej rodzinie nie miała takiego luksusu.
-Tak, jestem pewien, że nikt nie będzie jej oceniał po pozorach po wczorajszych wiadomościach. - skwitował z wyraźnym sarkazmem Damian. Mięsień na twarzy Batmana drgnął.
-Nadzieja umiera ostatnia Damianie. - odrzekł po przedłużającym się milczeniu Mroczny Rycerz.
-Powołujesz się na nią tylko, gdy fakty są zbyt oczywiste, a wiara zbyt niszcząca... - odparł Damian, po czym skierował się w stronę wyjścia. Jego katana obijała się boleśnie o plecy przypominając o ciężarze niedalekiej przyszłości...
CZYTASZ
Why so serious?
FanficGotham City. Miasto, w którym superbohaterowie i superzłoczyńcy toczą zaciętą walkę o zwycięstwo. Czy ,któraś ze stron jest w stanie wygrać nie ponosząc strat? Lucy Johnson nie jest typem cukierkowej ,wymalowanej nastolatki wariującej na widok ładn...