Rozdział XXII

1.7K 138 11
                                    

  Obracałam w dłoniach pistolet. Ostatnim razem, gdy trzymałam w rękach broń czułam, że jest ona mi bliższa niż mój zastępczy ojciec. Myślałam wtedy, że okrutny dla mnie w obyciu Jack jest najgorszym rodzicem jakiego można posiadać, ale teraz wiem, że się myliłam. Tak bardzo się myliłam.. Nie potrafiłam dłużej powstrzymywać napływających mi do głowy czarnych myśli, które tak bardzo mnie raniły, dezorientowały, denerwowały, przerażały, i co najgorsze w jakiś chory sposób bawiły. Sytuacja gdzieś tam na dnie mojego spaczonego umysłu wydawała mi się nieskończenie zabawna... Tamta część pragnęła bym się śmiała, ale ja z uporem powstrzymywałam ją od przejęcia nade mną całkowitej kontroli... Ponieważ ta chora i dziwna część mojego umysłu była czymś co musiałam ukrywać przed światem, czymś co chciałam ukryć przed samą sobą, czymś co otrzymałam w genach. Westchnęłam. Zimny wiatr szarpał moją bluzą, która była stanowczo zbyt cienka jak na jesień w Gotham. Było ciemno i zimno, włóczyłam się po szemranych dzielnicach od ponad czterdziestu ośmiu godzin. Od tego czasu nic nie jadłam, a mój żołądek zaczynał się upominać o jakiś posiłek. Ja jednak nie wyobrażałam sobie przełknięcia czegokolwiek po tym czego się dowiedziałam na komisariacie. Od dwóch dni nie zmrużyłam oka. Sama zastanawiałam się dlaczego. Czy dlatego, że bałam się koszmarów jakie tym razem zafunduje mi mój umysł czy po prostu nie miałam właściwie gdzie spać... Nie mogę przecież wrócić do ''mojego domu''. Nie po tym wszystkim co się wydarzyło...

-Lucy Johnson, nigdy nikogo nie słuchasz, co? - wyrwał mnie z rozmyślań niski głos. Wiedziałam z kim mam do czynienia nim podniosłam głowę i spojrzałam na właściciela owego głosu. Batman. Zacisnęłam dłonie w pięści.

-Czego ode mnie chcesz?! - warknęłam. Mroczny rycerz zmierzył mnie wzrokiem. Prawdopodobnie wyglądałam jak wymizerowany i przytłoczony życiem bezdomny dzieciak z ulicy.

-Nie wyglądasz najlepiej. Kiedy ostatnio coś jadłaś? - zapytał swoim zwyczajowym poważnym tonem, którego tak nienawidziłam. Przewróciłam oczami.

-A co cię to do cholery obchodzi?!

-Zamierzasz się zagłodzić czy czekasz, aż któryś kryminalista przystawi ci lufę pistoletu do skroni? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Poczułam jak mimowolnie wbijam paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni zaciskając mocniej pięści.

-A nawet jeśli ktoś by mnie sprzątnął to co z tego? Miałbyś ułatwione zadanie i nie musiałbyś sobie brudzić rąk. - odparłam z wściekłością.

-Uważasz, że powinienem cię zabić? Dlaczego tak sądzisz Lucy? - zapytał, a ja zazgrzytałam zębami.

-Doskonale wiesz dlaczego! Przestań w końcu udawać, że nic nie wiesz! Wszyscy wiedzą! - wykrzyknęłam czując jak krew się we mnie gotuje. Krew, w której płynęło czyste szaleństwo i obłęd.

-Komisarz powiedział mi o tym, ale nikt więcej nie miał wiedzieć.. Sądzę, że któryś z policjantów wpuścił informację do sieci przestępczego półświatka Gotham, a to błyskawicznie rozeszło się po nim...

-Mam gdzieś jak ci kretyni na posyłki się o tym dowiedzieli, chcę tylko cholernego spokoju, więc zabij mnie, zamknij w Arkham albo się po prostu odwal! - wrzasnęłam przerywając mu. Popatrzył na mnie przez dłuższą chwilę zapewne zastanawiając się jak na to odpowiedzieć, ale w tym momencie zza winkla wyszedł komisarz z kilkoma innymi glinami. Na szczęście nie dostrzegłam wśród nich Warner. Spojrzałam pełnym złości wzrokiem na Batmana, ale ten na swój poważny i tajemniczy sposób bycia, także wydawał się zaskoczony.

-Jak zwykle znalazłeś ją pierwszy. - powiedział Gordon do Batmana, zmyłam w ustach przekleństwo. Teraz policja mnie poszukiwała i co najgorsze znalazła. Świetnie! Jakby nie mogli dać mi spokoju, jak tym wszystkim dzieciakom z ulicy. Nimi jakoś nigdy nikt się nie przejmował... Albo tymi co uciekają z domów... Ale przecież teraz nie byłam jakąś tam dziewczyną nieakceptowaną przez rodzinę, byłam córką Jokera i Harley Quinn.

Why so serious?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz